Artykuły

Notatka T-RO/05/2009

Spektakl "Słodki ptak młodości" z Teatru Wybrzeże pokazano w Olsztynie. Nie po raz pierwszy okazało się, że to, co razi krytyka, nie dotyka "normalnego widza". "Nieco irytował mnie odtwórca głównej roli. Miał być cyniczny, ale wypadł raczej histerycznie. Ku mojemu zdziwieniu części publiczności nie przeszkadzała wcale jego słaba gra, a na przykład to, że aktorzy palili na scenie papierosy. Niektórzy widzowie byli też zniesmaczeni tym, że artyści przeklinali. - Ja rozumiem, że czasami używa się wulgaryzmów, ale nie w teatrze i nie co drugie słowo - komentowała w antrakcie jedna z kobiet. To zdegustowanie się pogłębiło (a siedzące przede mną kobiety złapały się nawet za głowę), gdy aktorka, wspaniała zresztą Dorota Kolak, zdjęła stanik. Później było już tylko gorzej, bo jej ręka znalazła się w spodniach odtwórcy głównej roli, a przez chwilę było widać jego pośladki. Za plecami usłyszałam oburzony głos mężczyzny, który nie rozumiał, dlaczego część publiczności okazuje rozbawienie, zamiast opuścić salę w ramach protestu" ("Gazeta Wyborcza - Olsztyn" nr 73/2009). Dziennikarka nie wspomina, czy pan wyszedł, czy został, bo liczył na eskalację ekscesów.

Janusz R. Kowalczyk poważył się na sąd definitywny: "Przez lata polski dramat obecny był w świecie głównie dzięki sztukom Różewicza, Mrożka, Głowackiego, Słobodzianka. Dekadę temu dołączył do nich Ingmar Villqist, wkrótce po nim - Michał Walczak. Ich sztuki są chętnie wystawiane i tłumaczone. Nastała era Ingmara Villqista i Michała Walczaka" ("Rzeczpospolita" nr 73/2009). Każdy lubi coś wynaleźć, nazwać zjawisko. Ale ważne też jest, by się z tym nie spóźniać. O te kilka lat przynajmniej.

Katarzyna Janowska na łamach "Zwierciadła" (nr 3/2009) przepytywała Jerzego Radziwiłowicza: "Mówi się, że jest pan aktorem intelektualistą. Namiętny pochłaniacz książek, gra pan w sztukach, które pan sam tłumaczy z francuskiego. Czy intelektualizm nie przeszkadza panu w pracy? Mówi się, że aktor jest od grania... - Aktor jest od grania, ma pani rację, ja się z tym zgadzam, ale nie mam poczucia, że moje zamiłowanie do książek przeszkadza mi w pracy". Właściwie tylko aktorowi można zadać podobne pytanie, raczej obraźliwe. "Magister sztuki" jest jednak w małym poważaniu.

Na katowickim festiwalu Interpretacje Sebastian Majewski odebrał Laur Konrada w imieniu Jana Klaty i wygłosił krótkie przemówienie: "Wiem, co by Jan Klata powiedział oraz czego by nie powiedział, co w jego przypadku jest wielokroć ważniejsze. Gdy Jan odbiera nagrody, to mówi: Bóg zaplać" ("Gazeta Wyborcza - Katowice" nr 63/2009). Cóż, redakcja "Teatru" na własnej skórze sprawdziła, że Klata nie zawsze tymi słowy dziękuje za nagrody.

Krystian Lupa podsumowuje swój rosnący dorobek pedagogiczny z Wydziału Reżyserii: "Teraz, niestety, namnożyło się tyle dzieci, że nie nadążam. Nadal bardzo się cieszę ich sukcesami i chętnie im sekunduję, choć czasami również bardzo się na nich wkurzam. [...] Wydaje mi się, że obecnie młodzi za szybko poprzestają na tym, by doszlusować do pewnego obecnie obowiązującego wyznacznika awangardy (można by nawet stworzyć skrót OOWA). W najmłodszym pokoleniu twórców coś takiego obserwuję bardzo często i bardzo często z nimi o tym rozmawiam. Pomijam to, że oni są wobec swoich kolegów strasznie wymagający i bezkompromisowi, podczas gdy atakują ich dokładnie za to, co sami robią. Jeden o drugim mówi, że jest hochsztaplerem, a powiedziałbym, że ich przedstawienia aż tak bardzo się nie różnią" ("Przekrój" nr 11/2009). Podobno krytyka tak tępi młodych reżyserów - jak widać, prędzej sami się wytępią.

Daniel Craig, odtwórca roli Jamesa Bonda, w tabloidzie "The Sun" ogłosił chęć powrotu na teatralne deski. Ale pod jednym warunkiem - ma to być sztuka współczesna: "Jeśli sztuka zostałaby napisana teraz, wtedy wchodzę w to. Mam wielką ochotę popracować na nowej dramaturgii - do tego mnie ciągnie. To nie jest tak, że myślę, że praca nad tekstem klasycznym nie jest fantastycznym pomysłem, ale Shakespeare ma za dużo wersów, a cała reszta jest naprawdę skomplikowana". Polski teatr znalazł sposób na takich aktorów - w ogóle nie wystawia klasyki. Problem znikł.

W "Guardianie" Peter Brook ogłosił zamiar odejścia, po ponad trzech dekadach pracy, z Bouffes du Nord: "Nigdy nie mówiłem o emeryturze w znaczeniu czegoś, co wymusza na tobie państwo, gdy jesteś niezdolny do pracy dla państwa. Tu zawsze był prywatny teatr". W ciągu najbliższych trzech lat, do roku 2011, przekaże stery w ręce Oliviera Mantei i Oliviera Poubelle'a, producentów muzycznych. Brook uważa, że jego teatr ma znakomitą akustykę, więc świetnie nadaje się na koncerty: "Tradycją tego teatru był musie hall". Mistrz Brook wykazuje luz i pragmatyzm u naszych twórców niespotykany. W Polsce właśnie budynek teatru i jego historia decyduje o niezmiennej pozycji w hierarchii artystycznej.

Ryszard Ostapski - niezależny teatrolog, mieszka w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji