Artykuły

Literatura trzeciego obiegu

Zazwyczaj po rewolucjach, transformacjach, odwilżach i wszelkich zmianach następuje, przynajmniej chwilowe, zelżenie cenzury. W Peerelu śrubę luzowano co najmniej kilka razy. W połowie lat pięćdziesiątych, po roku 1970 i oczywiście po Sierpniu ,80. Po 1989 roku nastąpiła likwidacja cenzury. Próbowano na jej miejsce wylansować, rekordowo paranoiczną w polskim wydaniu, poprawność polityczną. Powstała obszerna lista tematów tabu, o których ludzie "na pewnym poziomie" nie pisali, nie mówili i nie myśleli. Natomiast gazety omijały je szerokim łukiem, zapewniając czytelników, że nic się nie stało i, oczywiście, nic się nie dzieje. Dotyczyło to nie tylko historii najnowszej, która okazała się być tematem brzydkim, a nawet śmierdzącym. Tematami tabu, dziś trudno w to uwierzyć, były także notoryczne złodziejstwo oraz inne nałogi, jak również dramatyczne luki w wykształceniu części elit. Chciano na przykład przekonać ludzi, że nie ma nic dziwnego w tym, że dużym państwem w środku Europy rządzi szajka szumowin. Dziś trudno w to uwierzyć, ale naprawdę tak było.

Wróćmy do literatury. Otóż po każdej odwilży krytyka literacka oraz pozostała publiczność czytająca zwracały swe oczy w stronę pisarzy, domagając się otwarcie szuflad. "Otwórzcie szuflady!" - ten okrzyk grzmiał na salonach, a nawet na ulicach. Ludzie dość naiwnie sądzili, że w czasach dokręcania śruby pisarze pisali po cichu utwory niecenzuralne i chowali je do szuflady właśnie - i teraz, po "przełomie", kiedy cenzura leży znokautowana na zwiędłych liściach, natychmiast wyciągną utwory zakazane i rzucą nas nimi na kolana. Tymczasem, jak się okazywało, szuflady były puste. I tak trwał chocholi taniec niemożności.

To znaczy trwałby, gdyby nie odkrycia lat ostatnich. Otóż, ku naszej wielkiej radości okazało się, że całkiem pokaźna liczba literatów jednak pisała do szuflady. Tyle że nie do swojej. Przeciwnie, szuflada była jak najbardziej uspołeczniona, państwowa. Należała bowiem do Służby Bezpieczeństwa.

Osobiście nie należę do licznego fanklubu Służby Bezpieczeństwa. Ale jedną zasługę oddać jej muszę. Szeroka rekrutacja literatów do współpracy była pomysłem o znaczeniu epokowym! Dzięki inspiracji i pieniądzom służb powstała monumentalna biblioteka utworów literackich. Świat, o którym myśleliśmy dotąd, że nie został opisany, jednak został opisany. Wnikliwie i dogłębnie. Innymi słowy, w dosyć paradoksalny sposób został spełniony postulat klasyków Nowej Fali - rzeczywistość została przedstawiona. Fakt, że jej obraz dość długo znali tylko nieliczni. Wkrótce jednak będzie on dostępny całej czytającej publiczności.

To, co opublikowano do tej pory, wygląda niezwykle obiecująco. A jest to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Okazuje się, że w większości wypadków literaci dla Służby Bezpieczeństwa pisali tak samo dobrze, jak dla pozostałych czytelników. Niektórzy pisali nawet lepiej, znacznie powyżej poziomu swoich oficjalnych możliwości. Być może powinniśmy zweryfikować dotychczasowe hierarchie. Oto nagle okazało się, że liczni znani i uznani grafomani byli znakomitymi stylistami, przenikliwymi obserwatorami rzeczywistości, ludźmi potrafiącymi pisać nie tylko smacznie, ale i lapidarnie. Donos, jak się okazuje, jest gatunkiem wymagającym, a jego czytelników nie zadowalały plewy.

Okazało się także, że męczący autotematyzm nie jest wcale konieczną przywarą literatury współczesnej. Przeciwnie, wielu beneficjentów tego akurat mecenasa prawie w ogóle nie pisze o sobie. Oczywiście odnotowują swój udział w opisywanych wydarzeniach, ale raczej go nie eksponują. Autorzy donosów pojawiają się na trzecim, czasem wręcz na czwartym planie zdarzeń, a dystans autora do samego siebie zawsze dobrze robi narracji.

Po wtóre, donosy prawie zawsze miały sens. Czasem czytając literaturę jawną, tę z hukiem opublikowaną, zadajemy sobie pytanie o elementarny sens utworu. Naprawdę często trudno dociec, co autor miał na myśli, pisząc ten czy inny głośny utwór. Tymczasem utwory ciche, przeznaczone do wiadomej szuflady, zawsze mają sens. Najczęściej zresztą sensów jest więcej, przesłania nawzajem się przesłaniają. Poza podstawowym przesłaniem literatury współczesnej - "ja jestem fajny, a inni nie" - odnajdujemy w literaturze trzeciego obiegu ślady wyrafinowanych intryg. Oczywiście prawdą okazuje się teza głoszona dziś przez wszystkich pomawianych o współpracę, że prowadzili oni z bezpieką grę. Wielu donosicieli prowadziło z bezpieką strategiczną grę o wysokość nakładu, o stypendium, o stanowisko, chwilowo zajmowane przez zbędnego koleżkę. I nikomu nie szkodzili, a nawet niejednemu pomogli.

Wreszcie donos, jak wiadomo, wymusza realistyczny zapis zdarzeń, musi zawierać przenikliwe portrety psychologiczne, napisane wszelako z nutą chłodnej mizantropii. To wszystko pozwala sądzić, że w niedopalonych archiwach (rękopisy nie płoną!) ukrywa się jeszcze niejedno arcydzieło.

Przymierze wprawdzie diabli wzięli, ale za to odnaleziono zaginioną arkę.

Wojciech Tomczyk - dramaturg ("Wampir", "Norymberga"), autor scenariuszy filmowych ("Czarne słońca", serial "Oficer"), konsultant literacki Teatru Powszechnego w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji