Artykuły

Wiec o Grotowskim

Jesteśmy dokładnie w połowie Roku Grotowskiego, który dotychczas przypomina anioła z obrazu Paula Klee rozsławionego przez Waltera Benjamina, który zobaczył w nim Anioła Historii - ów anioł niesiony jest w przyszłość, ale głowę ma zwróconą ku przeszłości. Chciałbym dziś spróbować odwrócić twarz tego anioła tak, by spoglądała w przód. Żebyśmy zamiast mówić "Grotowski. Co było?", zaczęli mierzyć się z tematem "Grotowski. Co jest i co będzie?". Byśmy zastanowili się wspólnie nad tym, co łączy i co dzieli od Jerzego Grotowskiego nas, a więc tych, którzy nie mieli okazji poznać go osobiście, nigdy nie widzieli na żywo jego spektakli, żyją w blednącym cieniu legendy.

Ale nie o teatrze jako sztuce chciałbym mówić w tym, co roboczo nazwałem "Pogadanka o Grotowskim dla młodzieży szkolnej". Chciałbym raczej mówić o teatrze życia codziennego, o tym wielkim spektaklu, w którym bierzemy udział i który stał się naszym środowiskiem (nie)naturalnym. To właśnie dlatego pomyślałem, że będzie dobrze, jeśli nasze dzisiejsze spotkanie nie odbędzie się w żadnym wnętrzu kojarzonym z tego typu okazjami, nie w Instytucie i na pewno nie w sali "Apocalypsis", gdzie powinniśmy wchodzić jednak z pewną pokorą. Gdy Ania Lewanowicz zaproponowała spotkanie na dachu centrum handlowego, od razu się zgodziłem, bo gdzież właściwiej, gdzie lepiej rozmawiać dziś o Grotowskim, jeśli nie w tym przybytku Widowiska Wcielonego, w tej udramatyzowanej przestrzeni, która przymilnie zachęca nas, byśmy ulegli przyjemności gry, która oferuje nam tysiące kostiumów i rekwizytów, setki ról i scen.

Kiedy Grotowski mówił o teatrze życia codziennego, Społeczeństwo Spektaklu było w powijakach. W tych czasach, trzydzieści lat temu, trzeba było grać nauczyciela, ale też i wydawało się oczywiste, że aby go grać, trzeba mieć jakieś uprawnienia. Dziś sytuacja jest inna - na pierwszy plan wysuwa się nie robienie czegoś, ale stwarzanie odpowiedniego wrażenia, a nawet - wystawienie się na widok w odpowiednim miejscu i czasie. Rządzą nami politycy, którzy istnieją tylko jako postaci z plakatów. Przykuwają naszą uwagę "gwiazdy" znane z tego, że są znane. Pouczają nas autorytety zrodzone dzięki regularnemu pojawianiu się na ekranach. My sami mniej zajmujemy się tworzeniem i czynieniem czegoś, a więcej - szukaniem miejsca, w którym moglibyśmy być dostrzeżeni. Kultura Zachodu stała się kulturą przesiąkniętą performatywnością - skuteczne oddziaływanie poprzez wywołanie odpowiedniego wrażenia to podstawa nie tylko sukcesu, ale wręcz zaistnienia. Poza wszechogarniającym performansem rozciąga się obszar niebytu - nagie życie zanurzone w tym, co Giorgio Agamben opisał precyzyjnie jako trwający nieprzerwanie stan wyjątkowy.

Nie ma co udawać, że jest nam z tym wszystkim bardzo źle. Ilość możliwości do wyboru, nieustanna gonitwa nowych propozycji zabiegających o naszą uwagę, rozmaite i coraz bardziej wymyślne sposoby spędzania czasu (spędzania w takim znaczeniu jak dawniej się mówiło o "spędzaniu" płodu) - wszystko to sprawia, że zamiast w mieszczańskiej czy peerelowskiej jednostajnej szarości widowiska skoncentrowanego żyjemy w wielokolorowej mieszaninie atrakcji, z których każda mówi o sobie "niepowtarzalna", jednocześnie wyśmiewając wszelką powagę u konkurencji. Oczywiście nie jesteśmy tacy naiwni, by dawać się nabierać na te obietnice - ponieważ każdy przyrzeka, że da nam wszystko, a nie daje nic, przestajemy traktować rzeczywistość poważnie. Świat jest zabawą, która nie ma końca. Spieszmy więc, by nic nam nie umknęło. Dalej, dalej.

Czy można się dziwić, że w takim świecie Grotowski wydaje się przestarzałym smutasem? Jego pełne powagi, a nawet patosu słowa, namaszczenie bijące z jego najbardziej znanych wypowiedzi - cały ten kult, który go otacza, cała ta tajemniczość i ekskluzywność - to przekonanie, że trzeba mieć specjalne uprawnienia, specjalną wiedzę, specjalne nastawienie, by móc się do niego zbliżyć - czyż może być coś bardziej dziwacznego, coś bardziej narażonego na śmieszność? Ezoteryzm i egzaltacja, zapach klasztoru i cisza eremu, akty strzeliste i kapralska dyscyplina - co to ma wspólnego z nami?

A przecież kiedy słucham, jak Grotowski mówi o teatrze, który pozwala nie grać, który uczy - jak nie grać, myślę, że mimo wszystko ten zmarły dziesięć lat temu człowiek jest bliższy nam dzisiaj niż wielu żyjących.

Kiedy myślimy o tym, co Grotowski znaczy, dlaczego jest ważny, najłatwiej jest - i oczywiście trzeba to robić - przypominać jego zasługi dla rewolucji, jaka w sztukach przedstawieniowych dokonała się w drugiej połowie dwudziestego wieku. To przecież twórca Teatru Laboratorium był jednym z artystów, którzy otworzyli przestrzeń leżącą daleko poza tym, co zwykło się w naszej części świata wiązać z pojęciem teatru: z iluzją, grą, wystawianiem dramatów; otworzyli przestrzeń teatru jako narzędzia; teatru ciała muzyki i słowa, które jest wcielone i muzyczne, a nie zapisane i intelektualne; przywrócili rozbitą na Zachodzie jedność aktora/śpiewaka/tancerza. W jego dokonaniach mieści się jak w kapsule niemal komplet dróg współczesnego teatru i doprawdy trzeba bardzo złej woli, żeby o tym zapominać.

Ale to są wszystko zasługi historyczne i choć na przykład Krystian Lupa, Krzysztof Warlikowski i Michał Zadara mieliby bez Grotowskiego o wiele cięższe zadanie, a być może w ogóle nie mogliby robić takiego teatru, jaki robią, to przecież nie to jest najistotniejsze. Gdy myślę i mam mówić o Grotowskim nieakademicko, niehistorycznie i nierocznicowo, gdy mam odpowiedzieć na pytanie: co w jego dokonaniach i słowach pozostaje dla mnie żywe, to muszę powiedzieć, że Grotowski jest dla mnie w pierwszej kolejności ważny jako ktoś, kto zajmując się teatrem, zarazem mówi takie słowa: "Czy teatr może być celem? Możliwość taka oczywiście istnieje, ale ubieganie się o to jest chyba absurdem. Nieustannie stawia mi się pytanie, jak ocalić teatr. A przecież to, o co należałoby zapytać, brzmi: jak ocalić siebie".

I właśnie pytanie: "Jak ocalić siebie?", wydaje mi się najważniejsze. Dla wielu, zwłaszcza w Polsce, odpowiada na nie wiara. Ale właśnie w Polsce, gdzie wiara od wieków, jeszcze przed przybyciem chrześcijaństwa, istniała przede wszystkim jako to, co się czyni, szczególnie uprzywilejowane jest myślenie, które najbardziej precyzyjnie ujął wielki poprzednik Grotowskiego, Juliusz Osterwa, gdy mówił, że "teatr stworzył Bóg dla tych, którym nie wystarcza Kościół". Tę formułę rozumiem tak, że poza odpowiedzią instytucjonalnej wiary wciąż jest miejsce na czynienie i doświadczenie, doznanie w sobie tego, co ponadczasowe.

Nasza kultura tęsknotę do tego doświadczenia zamienia złudnie na pożądanie tych wszystkich zabawek, które możecie Państwo obejrzeć i zdobyć na niższych piętrach. Można żyć, tak - można żyć w świecie tych zabawek. Ale osobiście sądzę, że nie jest to życie, lecz ucieczka od życia, ponieważ w świecie zabawek nie można zmierzyć się ze śmiercią - można zobaczyć jej przedstawienia, i to nawet bardzo krwawe, można się jej wystraszyć, ale nie można się z nią zmierzyć, to znaczy - nie można wystąpić przeciwko niej, by zdobyć coś, co jej nie podlega.

W takim kontekście chciałbym czytać słowa wypowiedziane przez Grotowskiego w Gdańsku, na seminarium Marii Janion, że świat taki, jaki jest, jest nie do życia. Nie chodzi przecież o to, że codzienne przebywanie na tym świecie, w tym miejscu i czasie, jest straszne, nieznośne, pełne cierpienia etc., choć jeśli się chwilę zastanowić, jakim kosztem, na jak wielkiej krzywdzie zbudowane są takie przybytki, jak ten - to buła z McDonalda może stanąć w gardle. Ale teraz nie o to idzie, ale o to, że świat galerii handlowej jest nie do życia, bo została ona stworzona po to, by spędzić czas, który na życie mógłby być przeznaczony. Bo życie nie jest czymś danym, ale czymś tworzonym, budowanym, zdobywanym - każdego dnia. I jeśli Grotowski mówi o teatrze, w którym się nie gra, to wydaje mi się, że mówi właśnie o takim teatrze - teatrze życia zdobywanego. W wystąpieniu, którego tytuł został strawestowany, by stworzyć nazwę trwającego właśnie festiwalu, Grotowski w tym kluczowym, tytułowym momencie mówił tak:

Świat to teatr - tak mówił i Shakespeare, i Calderon. Ale można różnie to rozumieć. Na przykład, że kiedy ktoś robi teatr, jest w tym cały świat. Ale jest także inne znaczenie i ono jest mi bliższe. Wchodzimy w świat, aby przezeń przejść. Przechodzimy próbę świata, a świat jest miejscem prawdy. W każdym razie - świat p o w i n i e n b y ć miejscem prawdy. Jest jakoś oczywiste, że obowiązkiem nas wszystkich jest, aby był takim miejscem, na ile dotyczy świata ludzi.

Jest to oczywiście autorska, lakoniczna, ale zarazem bardzo głęboka reinterpretacja tradycyjnego obrazu Wielkiego Teatru Świata. Zazwyczaj rozumie się go na sposób teologiczny, a więc tak, że my gramy, a wielkim widzem jest Bóg, który zarazem gwarantuje prawdę. Grotowski zmienia, i to radykalnie, miejsce i sens owej prawdy - nie jest ona wzorem, z którym nasze zachowanie ma być zgodne, czymś, co jest i do czego mamy się dostosować. Ta prawda, o której tu mowa, nie jest. To prawda zdobywana, czyniona, ustanawiana według pewnej procedury, jako wynik pewnego procesu, który każdy musi znaleźć sam dla siebie. To nie jest rozumienie teologiczne, ale - jestem o tym przekonany - rozumienie chrześcijańskie. W Ewangelii według św. Jana, a więc nie w żadnej apokryficznej, gnostyckiej, ale właśnie w kanonicznej opowieści o Jezusie, jest taka scena: Jezus mówi uczniom, że choć nie wiedzą, dokąd on idzie, to znają drogę. Dosłownie mówi: "Znacie drogę, dokąd ja idę". Święty Tomasz - ten, który musiał dotknąć - pyta:

"Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę". Na co Nauczyciel odpowiada słynnymi słowami: "Ja jestem drogą i prawdą, i życiem". Otóż ta prawda, o której tu mowa, to prawda drogi, której cel pozostaje nieznany, ale zdobywa się go, idąc, czyniąc i szukając sposobu na takie czynienie, które jest zgodne z własną "pokusą główną".

Wezwanie do szukania odpowiedzi na pytanie: "Jak ocalić siebie", wezwanie do poszukiwania prawdy, którą się zdobywa, jest wyzwaniem do ruszenia ku nieznanemu, do podjęcia ryzyka, w pewnym sensie - do rewolucji. To z pewnością nie ułatwia sprawy, bo przecież o wiele łatwiej - zwłaszcza po doświadczeniach wieku dwudziestego, wieku utopii, które zamieniały się w masowe groby - uznać, że nic się nie da zrobić i należy trzymać się wyważonego status quo, dającego nam w miarę spokojną, w miarę wygodną, w miarę bezpieczną egzystencję z gwarancją coniedzielnych wypraw na zakupy w supermarkecie. Można więc - tak jak konserwatyści, konsumpcjoniści i ironiści (najczęściej to są zresztą jedni i ci sami ludzie) - uznać, że nic się nie da zrobić, że choć świat nie jest idealny, to i tak jest najlepszy z możliwych. To postawa dominująca teraz. Ale można też uznać, że skoro to, co mamy, jest nie do życia, to przynajmniej trzeba spróbować znaleźć coś innego.

Jeśli się zastanowić chwilę, to nie sposób nie zauważyć, że celem Grotowskiego nie było stworzenie nowego rodzaju przedstawień, ani nawet nie - jak się to niekiedy ujmuje - stworzenie ponadkulturowego rytuału. Ostatecznie dążył on do tego, by przemienić człowieka i zbudować dla niego lepszy świat. Brzmi to śmiesznie, prawda? Ale to właśnie jest najlepsza polska tradycja - tradycja romantyczna łącząca w oszałamiającym wirze rewolucję i świętość. Radykalny mistycznie i radykalny politycznie zamach na wszystkość zamiast tej pragmatycznej letniości "kupca Niemca śpiącego przy żonie Niemce". Jeśli już trudzić się, to nie po to, żeby odnieść sukces, wyrazić to, czy tamto, ale po to, by zbudować lepszy świat, zaczynając od siebie, przemienić siebie, uczynić z siebie nowego, pełnego człowieka, a potem - dzięki wspólnocie tak działających ludzi - zmienić oblicze ziemi.

Można mówić, że to nierealne i odpuścić. A można mówić, że to pewnie nierealne, że udaje się do tego zbliżyć bardzo rzadko - i próbować. Można przyjąć postawę eleganckiej kapitulacji albo ruszyć w coś, co jawi się jako szaleństwo, głupota w oczach świata. Grotowski jest na linii tego szaleństwa, bo jego projekt, o którym mówi się przede wszystkim jako o artystycznym, lub co najwyżej "duchowym", był ostatecznie rewolucyjnym projektem politycznym. Wiódł do zmiany sposobu życia, przekształcenia stosunków międzyludzkich, do znalezienia sposobu "jak żyć by można". Warto, jak sądzę, w tym momencie przywołać wspomnianego tu już Giorgia Agambena, który mówiąc o współczesnej polityce i podtrzymywanym przez nią stanie wyjątkowym, stawiał tezę, że w centrum tej biopolityki jest nie człowiek, ale nagie życie, żyjące poza jakimkolwiek sensem ciało. Nie ma wątpliwości, że Grotowski jest jak najdalszy od takiej polityki - w centrum jego myśli jest ciało-pamięć, ciało-żywot, cały człowiek. Jego projekt można więc widzieć jako działanie polityczne prowadzone nie poprzez zmianę sposobu sprawowania władzy, ale poprzez upodmiotowienie tego, czego ona nie chce dostrzec i umieszczenie w jej centrum "człowieka, który żyje, a więc nie każdego".

Podstawę praktycznej polityki i praktycznej etyki Grotowskiego widziałbym w przesunięciu akcentu ze słowa i myśli na czyn. Dla Grotowskiego najważniejsze było - c o r o b i s z . Nie co myślisz, ale co robisz. Zobacz, co robisz. Zastanów się, co robisz i czy na pewno to, co robisz, czemu realnie poświęcasz swój czas i siły, jest tym, co uważasz za ważne; więcej nawet - czy na pewno jest tym, co sądzisz, że robisz. Dla mnie to pytanie, które stanowi stały motyw wypowiedzi Grotowskiego, jest nieustannie uwierającym kamieniem. Mnie Grotowski uczy pytać samego siebie, jak to, co robię tu i teraz, ma się do tego, co uważam za najważniejsze? Czy mnie do tego przybliża, czy od tego oddala? I wcale nie musi to być to samo, co za najważniejsze uważał Jerzy Grotowski! Nie i nie! Można nie tylko nie podzielać jego przekonań estetycznych, poglądów teatralnych, artystycznych i tak dalej, ale w ogóle całkowicie się od niego różnić. Jednak w tym jednym punkcie jest to ktoś, kto wam pomoże, powtarzając, że "to, co w życiu najistotniejsze, owo pytanie, jakie niektórzy spośród was mogą uznać za abstrakcyjne, jest doprawdy wielkiej wagi, i nikt nie będzie szczęśliwy, wypierając się poszukiwania: wielu ludzi odmawia, czują się zobowiązani uśmiechać, jak na reklamie pasty do zębów, ale czemu są tacy smutni, może z czymś się w życiu minęli? Może tego jedynego pytania, jakie należy sobie postawić, nigdy sobie nie postawili? Trzeba je postawić, a odpowiedź? Odpowiedzi nie podobna sformułować, można ją tylko uczynić".

Powracam do tych słów nieustannie, bo wydaje mi się, że właśnie w nich jest Grotowski żywy. Jego teatr się zestarzał, jego odkrycia spowszedniały, z jego charyzmatycznej osobowości zostały tylko coraz bardziej kombatanckie legendy, ale dopominanie się o pytanie i przynajmniej próbę udzielenia odpowiedzi wydaje mi się wciąż żywe, podstawowe, konieczne. Nie słyszę, by ktoś dziś tak mówił. W hałasie i gadaninie, od której nie sposób uciec, te słowa sprzed czterdziestu laty wciąż pozostają jedyne, unikalne.

"Grotowski is unique" - napisał Peter Brook w pierwszym zdaniu przedmowy do "Towards a Poor Theatre". Dziś, ponad czterdzieści lat od napisania tych słów, mogę, a nawet muszę je powtórzyć. A skoro tak, skoro te słowa padły, to trzeba też, jak sądzę, odwrócić punkt wyjścia i na koniec zapytać nie o to, kim jest dla nas dziś Jerzy Grotowski, ale o to, kim jesteśmy my dla niego. Obawiam się, że jesteśmy jedną wielką kapitulacją. Uwierzyliśmy radośnie w wielki festyn wolnego rynku, który robi wszystko za nas, który obiecuje spełnienie, który zapowiada miły, bezpieczny kraj z dobrymi drogami, nowoczesnymi stadionami i czystymi szpitalami. Dobrze! Chcemy takiego kraju! Ale kiedy już będziemy mieli te drogi - dokąd nimi pojedziemy?

A kiedy będziemy już mieli te stadiony - co sobie na nich pokażemy?

A kiedy już będziemy mieli te szpitale, czy będziemy umieli w nich umierać?

Takie pytania zadaje nam dziś Jerzy Grotowski, także poprzez teatr. Co wydaje mi się bardzo ważne, to fakt, że zadaje je nam jako artysta, ale nie na gruncie sztuki, lecz na gruncie naszego życia. To jeszcze jedna rzecz, która wydaje mi się bardzo ważna. Mówi się, że Grotowski przekroczył granice teatru, że przekroczył, czy też przedefiniował granice sztuki. Co to znaczy? Otóż w moim przekonaniu znaczy to przede wszystkim tyle, że miał odwagę odrzucić ochronę, jaką w naszym społeczeństwie daje bycie artystą. Będąc mistrzem w swoim rzemiośle, Grotowski nie jest artystą w tym zachodnim sensie, który wiąże się z nieodpowiedzialnością, niepowagą, pobłażaniem dla ekscentryzmu i dziwactwa. Pokazują to moim zdaniem różnice między stosunkiem do Grotowskiego, oskarżanego o zakusy prorockie i sekciarskie, a stosunkiem do Kantora, który pozostał artystą, więc nie jest oskarżany o nic, a jego niestandardowe zachowania i poglądy uznane zostały za artystyczne dziwactwa, tworzące modernistyczną legendę. Pokazują to też bardzo wyraźnie niektóre z dotychczasowych wydarzeń Roku Grotowskiego, który miał być czasem refleksji nad tym, co żyje dziesięć lat po śmierci, a stał się dla niektórych okazją do pełnego mściwej satysfakcji ataku na człowieka, który nie może się bronić.

Oskarżanie Grotowskiego o hochsztaplerstwo, formułowane przez cenionych artystów i stróżów akademii, z jednej strony mnie złości, bo jest wyrazem złej woli powiązanej z niewiedzą, ale z drugiej mnie cieszy, bo stanowi dowód na to, że dla Grotowskiego wciąż nie ma miejsca w Panteonie Sztuki, że ci, którzy tworzą kulturę Panteonu, którzy w niej zamieszkują, nie chcą takiego współlokatora. Bardzo dobrze! Nie pchajmy Grotowskiego do akademii. Nie stawiajmy mu pomników. Weźmy go na ulice. Niech rusza z nami w drogę. Niech będzie w ruchu.

Tekst jest nieco zmienioną wersja wypowiedzi Dariusza Kosińskiego wygłoszonej podczas wrocławskiej promocji jego nowej książki "Grotowski. Przewodnik" (2009) w czerwcu bieżącego roku.

Dariusz Kosiński - historyk teatru, krytyk, eseista; profesor nadzwyczajny w Katedrze Dramatu Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor m.in. takich prac jak "Sztuka aktorska w polskim piśmiennictwie teatralnym XIX wieku" (2003), "Sceny z życia dramatu" (2004) i "Polski teatr przemiany" (2007). Publikuje w "Dialogu", "Didaskaliach", "Tygodniku Powszechnym".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji