Artykuły

Nie mam czasu na seriale

- Amatorski czy szkolny teatr nie pokazuje, czym ten zawód jest, a raczej pokazuje jego lepsze strony - obecność na scenie, oklaski publiczności, tymczasem aktorstwo to przede wszystkim ciężka, psychiczna i fizyczna praca - mówi PAWEŁ KUMIĘGA, krakowski aktor po latach wystepujący w rodzinnym Tarnowie.

Z PAWŁEM KUMIĘGĄ, tarnowianinem, aktorem Teatru Ludowego w Krakowie rozmawiał Piotr Filip

Pojawił się pan w Tarnowie po latach przerwy, by wystąpić w spektaklu "Niezwykły dom pana A". Nie wszyscy widzowie może nawet pamiętają, że jest Pan tarnowianinem?

- Tarnowianinem jestem z urodzenia, pochodzenia, myślenia i z serca. W Tarnowie się urodziłem w 1981 roku, ukończyłem tu Szkołę Podstawową nr 9, później liceum ogólnokształcące przy ulicy Siennej. Potem wyjechałem na studia do krakowskiej szkoły teatralnej.

Zanim jednak rozpoczął Pan studia aktorskie, już w Tarnowie zajmował się teatrem amatorsko.

- To mój kolejny symboliczny powrót. Występowałem w spektaklu granym w Pałacu Młodzieży, miejscu, gdzie stawiałem pierwsze teatralne kroki. Byłem wtedy w pierwszej klasie liceum. Zajęcia odbywały się w sali na pierwszym piętrze, powyżej obecnej sali teatralnej. Nie będzie pewnie nic odkrywczego w twierdzeniu, że namówiła mnie do udziału w tych zajęciach nauczycielka języka polskiego. Byłem najmłodszy w zespole, przygotowywaliśmy przedstawienia, zarówno adaptacje literatury, jak i własne pomysły. W pierwszej chwili najbardziej spodobało mi się to, że patrzy na mnie publiczność. Brałem też udział w konkursach recytatorskich. Były to lata 1997 - 99. W roku 2000 zdałem maturę.

Myślał Pan już wtedy o studiach aktorskich?

- Kiedy zdawałem maturę, już wiedziałem, że będę zdawał do szkoły aktorskiej. Złożyłem papiery do krakowskiej szkoły, dzisiaj wiem, że nie byłem najlepiej przygotowany do egzaminów wstępnych. Pamiętam, że jeszcze na dzień przed egzaminem uczyłem się na pamięć tekstu kazania Piotra Skargi i był to pierwszy tekst, o który mnie zapytano. Powiodło mi się jednak na tyle, że zostałem studentem.

Jako uczeń bywał Pan w Tarnowskim Teatrze?

- Bywałem i do dzisiaj pamiętam nawet niektóre tytuły. Zapamiętałem "Małego księcia", "Rozmowy mistrza Polikarpa ze śmiercią". Ten drugi spektakl wydał mi się długi i nie do zniesienia nudny. To po prostu nie był spektakl dla tak młodych ludzi, jakimi wówczas byliśmy. Zauroczył mnie natomiast jako licealistę tarnowski "Sen nocy letniej". Pamiętam Piotra Rutkowskiego w roli Puka, pamiętam Grzegorza Janiszewskiego, do dziś pamiętam kostiumy z tego przedstawienia. Później widziałem jeszcze "Moralność pani Dulskiej" w reżyserii Krzysztofa Miklaszewskiego, "Zemstę" Stanisława Świdra.

Czy dzisiaj młodym ludziom, którzy chcą zostać aktorami, radzi Pan powtórzenie własnej drogi, czyli z teatru amatorskiego do profesjonalnego?

- Tak. Amatorski czy szkolny teatr nie pokazuje, czym ten zawód jest, a raczej pokazuje jego lepsze strony - obecność na scenie, oklaski publiczności, tymczasem aktorstwo to przede wszystkim ciężka, psychiczna i fizyczna praca.

Po szkole od razu trafił pan do teatru w Kielcach?

- Szkołę kończyliśmy dwoma spektaklami dyplomowymi. Jeden powstał na podstawie tekstu Piotra Cieplaka, drugim był "Fantazy" Juliusza Słowackiego, przygotowany pod opieką Mikołaja Grabowskiego. To było duże aktorskie wyzwanie. Nie mogliśmy zaprezentować swojego przedstawienia na festiwalu szkół teatralnych, ale udało mi się uzyskać pracę w teatrze w Kielcach u dyrektora Piotra Szczerskiego. Tam pracowałem ponad dwa lata, od 2004 do 2006 roku, i nabrałem prawdziwej "skóry" aktorskiej, której szkoła jeszcze nie daje. Grałem duże role, to pozwoliło mi posmakować materii teatralnej. Później dostałem propozycję pracy w Teatrze Ludowym w Krakowie. Pierwsza sztuka, w której tam zagrałem, to "Walentynki" Iwana Wyrypajewa. I tak moja przygoda z Krakowem rozpoczęła się od nowa. Występuję też gościnnie w krakowskim Teatrze

Współczesnym i Krakowskiej Operze Kameralnej.

Teraz występuje Pan gościnnie również w Tarnowskim Teatrze?

- To moja pierwsza praca w Tarnowie i okazja pokazanie się widzom w rodzinnym mieście. Moja praca w Tarnowie to przede wszystkim efekt decyzji reżysera spektaklu "Niezwykły dom pana A", choć znaliśmy się wcześniej w Krakowie z Edwardem Żentarą. Nie wybiegam w przyszłość, pracuję w Tarnowie wyłącznie nad tym jednym przedstawieniem. O innych planach będzie czas rozmawiać po premierze.

A co Pan robi obecnie w Teatrze Ludowym?

- Dzięki Bogu - sporo gram. Ostatnio Włodzimierz Nurkowski zrealizował spektakl "Skrzydlak". To także baśń o człowieku, który z porzuconego, nieokrzesanego starca przeistacza się w anioła. Miałem okazję zagrać rolę, która nie bardzo przystaje do mojej osoby - najpierw menela, później anioła. Gram też w "Skrzyneczce bez pudła" Wiesława Dymnego w reżyserii Andrzeja Sadowskiego, w "Kupcu weneckim" pojawiłem się w nietypowej roli homoseksualisty. W Teatrze Współczesnym w Krakowie zrobiliśmy bardzo dobrze ocenione przez krytykę przedstawienie "43 zachody słońca" na podstawie m.in. "Małego księcia". Reżyser Bartosz Jarzymowski zrobił spektakl o dwójce postaci, które mają problem w swoim związku. Opowiadamy o tych problemach tekstem "Małego księcia".

A doświadczenia filmowe, serialowe?

- Seriale są nieodłączną częścią naszej pracy. Nie mam za wiele czasu na seriale, bo z Krakowa nie chcę uciekać, rzadko jeżdżę do Warszawy, mam co robić, bardzo dużo pracuję w teatrze. Występowałem w "Barwach szczęścia", "Na dobre i na złe", "Na Wspólnej". Są to jednak wyłącznie epizody, role na kilka odcinków. Być może kiedyś to się zmieni, na razie interesuje mnie przede wszystkim teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji