Artykuły

Chwila życiowej iluminacji

- Podświadomie na pewno chciałem się zmierzyć z problem czterdziestki. Myślałem o sobie młodym, zbuntowanym, o tym jak głośno wchodziłem w teatralne życie - mówi KRZYSZTOF WARLIKOWSKI, reżyser "Kruma".

Rz: Mierzył się pan dotąd głównie z tragediami Szekspira i mitami greckimi. W "Krumie" Hanocha Levina, diagnoza świata i ludzi nie zmienia się, ale więcej jest tonu komediowego.

Krzysztof Warlikowski [na zdjęciu]: Nie interesują mnie gatunki teatralne - tylko życie. Chciałem obnażyć wnętrze bohaterów, opowiedzieć o śmieszności egzystencji. Jest jej w życiu tyle, ile tragizmu. Dlatego po wystawianiu wielkich klasycznych dramatów zainteresowałem się tekstem, który konfrontuje nas z jednostką w czasach współczesnego chaosu. Teraz tragedie rozgrywają się na lotniskach, w klubach, pokojach hotelowych.

Chyba jeszcze nigdy pana bohaterowie nie byli tak samotni i zamknięci w sobie, skazani na porażkę.

- Widzę tę historię jako moment życiowej iluminacji kogoś, kto osiąga czterdziestkę i traci matkę. Tak jak Krum. Nie potrafimy sobie wtedy poradzić z myślą o śmierci, stawiamy najważniejsze pytanie - czym jest życie, jaki sens będą miały następne lata. To łączy się z przynależnością do miejsca, w którym żyjemy, do rodziny, dzieci.

Jak przeżywa pan upływający czas?

- Podświadomie na pewno chciałem się zmierzyć z problem czterdziestki. Myślałem o sobie młodym, zbuntowanym, o tym jak głośno wchodziłem w teatralne życie "Hamletem". Myślałem też o współczesnej Warszawie i sytuacji zespołu Rozmaitości. Jesteśmy w podobnym wieku co Krum i szukamy odpowiedzi na pytanie, co się stało z nami przez kilka ostatnich lat. Niedawno oglądałem "A statek płynie" Felliniego. To obraz minionego stulecia żegnającego się z wiekiem XIX. Zastanawiałem się, jak ja bardzo muszę być anachroniczny. Myślałem o tym, że muszę pogrzebać wszystko, na czym się wychowałem.

Wystawiał pan w Tel Awiwie "Hamleta", rok temu - napisanego w jidysz "Dybuka", a teraz sztukę najważniejszego izraelskiego dramaturga. Powstaje żydowski cykl?

- Trudno tak powiedzieć. Myślę, że w "Krumie" Levin ucieka od izraelskiej rzeczywistości i żydowskiej historii, tak jak w latach 80. wielu z nas nie chciało się opowiadać po stronie "czerwonych" czy "Solidarności", być dłużej Polakami, katolikami. Dla mnie ten tekst nabrał większego znaczenia, gdy umieściłem go w konkretnym miejscu i czasie. Chciałem sprowadzić zdarzenie do formy dokumentu. Myślę, że moje przedstawienia są baśniami realistycznymi.

Jak społeczność żydowska reagowała na "Dybuka"?

- W każdym mieście inaczej, ale nigdzie nie spotkaliśmy się z brakiem akceptacji. Spektakl w Nowym Jorku oglądał wnuk Gershona Henocha, od którego historii rozpoczyna się nasze przedstawienie. To było nieprawdopodobne zdarzenie. Baśń odnalazła się w życiu. Oczywiście dla nowojorskich Żydów Holokaust jest ważną cezurą, ale tragicznym problemem ich współczesności jest wykorzenienie. To los amerykańskiego bohatera drugiej części spektaklu, który mieszka dziś w Filadelfii. Myślę, że problem wykorzenienia odczują również polscy widzowie "Kruma". My, napływowi warszawiacy, zajęci karierami, tworzymy społeczeństwo typu zachodnioeuropejskiego, w którym rodzina i religia schodzą na dalszy plan. Odcinamy się od przeszłości. Podkreślam to, bo dyskusja o Rozmaitościach ograniczała się do tego, czy gramy w majtkach, czy bez majtek. Tymczasem robimy przedstawienia, które są obrazem współczesnej egzystencji. Teraz dotknęliśmy delikatnej kwestii rodziny i jej rozpadu.

Ma dla pana znaczenie, że o spektakl i premierę zabiegał Narodowy Stary Teatr?

- Nie interesuje mnie, że to narodowa scena, myślę o rozwoju polskiego teatru. I naszego zespołu, który zawdzięcza wiele wyjazdom do: Wrocławia, Poznania, Paryża, Nowego Jorku. Nauczyłem się wchodzić w dialog z miastami, miejscami, gdzie pokazujemy przedstawienia. Nowa publiczność otwiera nas na nowe tematy rozmowy. Chciałbym, żeby podobnie było w Krakowie. A dyrektorzy narodowych scen zabiegają o nas od lat. Jeśli odmawiam Teatrowi Narodowemu, to dlatego, że powinni tam pracować młodzi ludzie tworzący nową artystyczną jakość, tak jak ja, gdy przyszedłem do Teatru Dramatycznego w Warszawie. Moje przedstawienia powstają w zespole Rozmaitości, a każdy skok w bok byłby rodzajem zdrady, rozmieniania się na drobne.

Co oznacza dla pana obecność na najważniejszych światowych festiwalach, konfrontowanie się z najlepszymi reżyserami i zagraniczne sukcesy?

- Czuję, że doceniona została praca zespołu. Myślę o tradycji takich grup, jak Cricot 2, który pokazywał świat Tadeusza Kantora, ale przecież tworzyli go aktorzy. Wspólna energia to coś więcej niż instytucja.

* * *

Hanoch Levin

(1943 - 1999) to jeden z najważniejszych dramaturgów izraelskich, także poeta, nowelista, satyryk, reżyser. Jego najbardziej znane utwory to: "Krum", "Męki Hioba", "Trud życia", "Dziwka z Ohio" i "Morderstwo" (tę ostatnią sztukę wystawił stołeczny Teatr Dramatyczny). Podejmował tematykę biblijną i polityczną. Jego sztuki nagradzano m.in. w Edynburgu.

"Krum" Hanocha Levina w tłumaczeniu Jacka Poniedziałka i reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego powstał w koprodukcji TR Warszawa i Starego Teatru w Krakowie; scenografia - Małgorzata Szczęśniak, muzyka - Paweł Mykietyn, reżyseria świateł - Felice Ross, występują: Stanisława Celińska, Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, Maja Ostaszewska, Anna Radwan-Gancarczyk, Danuta Stenka, Marek Kalita, Redbad Klynstra, Zygmunt Malanowicz, Jacek Poniedziałek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji