Artykuły

W Poznaniu władza cenzuruje artystów? To tylko nieporozumienie

- Chciałbym, by poznańscy artyści byli jedną, zgraną drużyną. Chcę się spotkać ze wszystkimi dyrektorami, ale na razie zostawiam chwilę na opadnięcie emocji. Potem trzeba usiąść i porozmawiać, co robimy dalej w sensie kreowania kultury. W każdym środowisku są napięcia między ludźmi, ale one nie mogą burzyć faktu, że stanowimy drużynę - mówi wiceprezydent Poznania Sławomir Hinc w rozmowie z Michałem Danielewskim i Michałem Wybieralskim z Gazety Wyborczej.

Sławomir Hinc, wiceprezydent Poznania: - Chciałbym coś powiedzieć, mogę? Naszą rozmową pragnąłbym zamknąć sprawę zamieszania wokół Teatru Ósmego Dnia i nie wracać już po raz kolejny do tego, co się stało. Chcę też podkreślić, że staram się wsłuchiwać w opinie z zewnątrz i potrafię wyciągać wnioski ze swoich niedociągnięć. Jednak nadal będę się upierał, że pism noszących miano manifestu politycznego nie należy sygnować nazwą miejskiej instytucji kultury, natomiast jak najbardziej mogą to robić artyści z imienia i nazwiska. Chciałbym porozmawiać o tym, co zrobić, by już nie potęgować tego konfliktu, który zdecydowanie wymknął się spod kontroli i zaznaczyć, że całe zamieszanie nie ma żadnego związku z Januszem Palikotem. Gdyby Ósemki poparły innego polityka, postąpiłbym tak samo.

Michał Danielewski, Michał Wybieralski: Wróćmy jednak do samego początku konfliktu. Bo teza o instytucjach kultury, które nie powinny mieszać się w wewnętrzne spory jednej z partii nadaje się do poważnej dyskusji, natomiast forma pana rozmowy z Ewą Wójciak ustawia ten pogląd w zupełnie innym kontekście. Zapomina pan, że to nie była pogawędka dwojga znajomych przy kawie, tylko spotkanie przedstawiciela władzy z zależnym od niego - choćby finansowo - artystą. Pana pytanie, czy bez miejskich dotacji nadal istniałby Teatr Ósmego Dnia, można odebrać jako groźbę cenzury ekonomicznej.

- To lekcja na przyszłość, którą przyjmuję. Trzeba zadbać o formułę rozmowy tak, by druga strona dobrze zrozumiała intencje.

Pojawił się również list podpisany przez niemal wszystkich szefów miejskich instytucji kultury. Dyrektorzy napisali w nim, że "kultura finansowana ze środków publicznych winna być apolityczna". Coś dziwnego dzieje się w Poznaniu: ten swoisty Front Jedności Narodu złożony w zdecydowanej większości z pana podwładnych piszący de facto list z poparciem dla pana, przeciw swojej koleżance. Delikatnie mówiąc, wygląda to nieszczególnie.

- To efekt kuli śniegowej. Ludzie kultury po prostu zaangażowali się w dyskusję, która toczy się wokół Teatru Ósmego Dnia. Staram się budować dobrą relację z osobami związanymi z poznańską kulturą, którzy są specjalistami w tym co robią i mają swoje znaczące osiągnięcia. Są to osoby, którymi nie można manipulować, gdyż oni znają swoją wartość. Podkreślam raz jeszcze, że list to ich oddolna inicjatywa.

To jest w ogóle tajemnicza sprawa, bo list nie ma autora. Jego sygnatariusze nie chcą powiedzieć, kto go napisał, kto przyniósł do podpisania

- Roztrząsamy rzecz, która już się dokonała.

Roztrząsamy, ponieważ jest ważna. Oto w Poznaniu szefowie instytucji kultury, w większości od lat zasiedziali na swoich stanowiskach, których los w dużym stopniu zależy od magistratu, jak jeden mąż popierają pana w kontrze do artystów, którzy są z panem w sporze. To naprawdę jest skandal, panie prezydencie. Do tego list postuluje apolityczność kultury w ogóle, a sygnatariusze twierdzą, że podpisali się pod apolitycznością instytucji kultury. Wychodzi na to, że nawet nie przeczytali tego listu!

- To, jak szefowie instytucji rozumieją to, co podpisali, to zupełnie odrębna rzecz. Ważne, że nikt nie ma zamiaru naruszać w Poznaniu wolności słowa. Ewa Wójciak, jako osoba prywatna, może mówić, co chce. Podobnie sygnatariusze. Chcielibyście panowie, żebym pilnował, aby taki list nie powstał? To dopiero byłaby inwigilacja i cenzura. A ja chciałbym, by poznańscy artyści byli jedną, zgraną drużyną. Chcę się spotkać ze wszystkimi dyrektorami, ale na razie zostawiam chwilę na opadnięcie emocji. Potem trzeba usiąść i porozmawiać, co robimy dalej w sensie kreowania kultury. W każdym środowisku są napięcia między ludźmi, ale one nie mogą burzyć faktu, że stanowimy drużynę.

Przeprosi pan Ewę Wójciak?

- Chcę się spotkać z panią dyrektor, ale czekam, aż opadnie emocjonalne napięcie. To spotkanie będzie przebiegać inaczej, niż poprzednia rozmowa. Poprowadzę je tak, byśmy doszli do porozumienia.

Koncept jednej drużyny również wydaje nam się problematyczny. W lokalnej telewizji z dumą mówił pan, że list dyrektorów instytucji kultury zintegrował poznańskie środowisko w kontrze do krytyków spoza Poznania. Mieliśmy wrażenie, że z satysfakcją ustawiał pan "nas, zjednoczonych i znających poznańskie realia" w kontrze do "nich", czyli m. in. do Krzysztofa Warlikowskiego, Grzegorza Jarzyny i Krystiana Lupy, którzy wsparli Ósemki. To i trochę niepoważne i niepokojące.

- Powtarzam, że cały ciąg zdarzeń od mojej rozmowy z Ewą Wójciak to nieporozumienia. To był głos środowiska, dyskusja pomiędzy artystami. List pokazuje po prostu inne spojrzenie na rzeczywistość.

Podtrzymuje pan, że dowiedział się o liście dopiero wtedy, gdy podpisany wylądował na pana biurku? Trudno nam w to uwierzyć.

- Zapewniam, że o liście dowiedziałem się dopiero wtedy. Wcześniej słyszałem tylko z różnych stron głosy solidarności z moim stanowiskiem. A wasze przekonanie? Obawiam się, że nie jestem w stanie go w tej chwili zmienić.

Kilka lat temu poznańscy radni doprowadzili do wyrzucenia z Teatru Polskiego dyrektorów Pawła Łysaka i Pawła Wodzińskiego. Niemal równo rok temu w Łodzi prezydent Kropiwnicki wyrzucił Zbigniewa Brzozę z Teatru Nowego. Pańska rozmowa z Ewą Wójciak wpisuje się w złą tradycję polityki kulturalnej polskich samorządów.

- Zapewniam, że nie mam zamiaru wyrzucenia kogokolwiek, ani cięcia dotacji, ale bieg wydarzeń sprawił, że wyciągnąłem już wnioski. Już we wrześniu chcę powołać "Radę Kultury", która będzie doradzać mi m.in. w takich konfliktowych sytuacjach. To będzie zespół ludzi znających się na kulturze, ale niezależnych, niezwiązanych z miejskimi instytucjami. Przekonałem osobę niezwykle cenioną w środowisku - nazwiska na razie nie zdradzę - która skompletuje Radę i będzie jej przewodniczyć. Ja nie będę miał wpływu na jej skład, podpiszę za to deklarację o współpracy z nią. Chciałbym, żeby Rada doradzała też przy podziale grantów, wskazywała konkretne kwoty, które jej zdaniem warto przeznaczyć na dane wydarzenia. Nauczyciele mają swoje związki zawodowe, z którymi mogę rozmawiać i negocjować, a artyści nie. Więc rada będzie formą reprezentacji tego środowiska.

Czym dla pana jest wolność artystyczna? Ma jakieś ograniczenia?

- Nie ma ograniczeń. Na scenie, podczas tworzenia plakatu, rzeźby, czy innego dzieła, artysta ma pełną dowolność. Jeśli chce w swojej twórczości odnieść się do bieżących wydarzeniach społeczno-politycznych, to proszę bardzo. Kultura jest od tego, żeby komentować takie wydarzenia.

Ale w poznańskim środowisku kulturalnym roi się od obaw. Powstał wiernopoddańczy list, ludzie z organizacji pozarządowych nie chcą wyrażać swoich opinii na temat zarządzania miejską kulturą, bo boją się utraty dofinansowania na swoją działalność.

- O dofinansowaniu decyduje w tej chwili komisja konkursowa, która składa się m.in. z radnych i przedstawicieli świata kultury, a nie ja. Może tę atmosferę rozładuje powołanie "Rady Kultury". Sam obaw nie wyeliminuję, nie jestem psychoterapeutą.

Z pana planów na przyszłość wnioskujemy, że nie zamierza pan podać się do dymisji i po jesiennych wyborach nadal chce pozostać na stanowisku

- Nie myślę o pracy tylko do wyborów. To mało skuteczne. Dobrze czuję się pracując w tym zespole i urzędzie, chcę dalej realizować wypracowane koncepcje. Tym bardziej, że niektórych pomysłów nie da się zrealizować w kilkanaście miesięcy.

Tyle, że stał się pan wizerunkowym problemem Poznania, wartością ujemną miasta. Grzegorz Gauden, szef Instytutu Książki, z pana powodu zrezygnował z członkostwa w radzie merytorycznej wspierającej Poznań w walce o Europejską Stolicę Kultury, a podpisanych pod listem dyrektorów nazwał "grupą performatywną lizusy". Jak chce pan z tego wybrnąć?

- To ciąg nieporozumień. Nie jest sztuką w nie brnąć, sztuką jest za to wyjść z całej sytuacji i wyeliminować napięcia. Będę spotykał się z ludźmi kultury, porozmawiam z Ewą Wójciak. Powstanie "Rada Kultury". Trzeba zakopać topór wojenny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji