Artykuły

Stanisława Przybyszewska i "Sprawa Dantona"

Gdyby żyła, miałaby dziś sześćdziesiąt sześć lat. Nie tak wiele w końcu. A przecież wystawienie "Sprawy Dantona" wydobywa Przybyszewską z zapomnienia trwającego ponad trzy dziesięciolecia.

Była córką Stanisława Przybyszewskiego, słynnego wodza moderny, i malarki Anieli Pająkówny. Jej urodzeniu towarzyszył skandal, stało się bowiem w czasie, kiedy Przybyszewski rozwodził Jadwigę Kasprowiczową. żeby się z nią ożenić. Stanisława Pająkówna otrzymała nazwisko ojca, na podstawie wyroku sądowego, dopiero kiedy miała lat trzynaście, po śmierci swojej matki. Wczesne sieroctwo, niedostatki materialne, konflikty z ojcem - wszystko to poważnie zaciążyło na jej dzieciństwie. A i później los jej nie oszczędzał. Mając lat dwadzieścia dwa wychodzi za mąż za malarza Jana Panieńskiego, nauczyciela gimnazjum polskiego w Gdańsku, który wkrótce po tym umiera na atak serca. Przybyszewska pozostaje sama w Gdańsku, w obcym środowisku, prawie bez środków do życia. I tak już będzie do końca. Samotność, niedostatek, wytężona praca, bezowocne zabiegi w wydawnictwach, usiłowania wystawienia "Sprawy Dantona". Fragment tej sztuki wydrukowany w "Wiadomościach Literackich" wzbudził duże zainteresowanie. Wysoko ocenił ją Karol Irzykowski. Leon Schiller, któremu Przybyszewska przesłała pełny tekst, nosił się z zamiarem wystawienia "Dantona" w Warszawie, w końcu wystawił sztukę Edmund Wierciński we Lwowie za dyrekcji Schillera (1931 r.). Dwa lata później Warszawa zobaczyła "Sprawę Dantona" w reżyserii Aleksandra Zelwerowicza. Niestety, oba spektakle nie miały długiego żywota, mimo, iż co wnikliwsi krytycy dostrzegli i talent Przybyszewskiej, i wybitne wartości tego utworu.

Niedługo po tym Przybyszewska umarła w zupełnym zapomnieniu. Jej nazwisko w ostatnich latach pojawiało się w kuluarowych rozmowach ludzi teatru, szerszemu ogółowi było nieznane. I dopiero wrocławski Teatr Polski kierowany od dwóch sezonów przez Krystynę Skuszankę i Jerzego Krasowskiego nie tylko przypomniał Przybyszewska, lecz także ukazał jej rangę, jej miejsce w naszej międzywojennej dramaturgii.

Spuścizna Przybyszewskiej, poza opracowanymi przez prof. St. Helsztyńskiego "Ostatnimi nocami - Ventose'a" (1958 r.) nie doczekała się dotąd wydań książkowych. Opowiadania, powieści, szkice, dramaty, ogromna korespondencja Przybyszewskiej kryją jeszcze niejedną tajemnicę. W każdym bądź razie "Sprawa Dantona" stawia ją wśród najciekawszych pisarzy dwudziestolecia. Przybyszewska wraca po latach, kiedy już większość dramaturgii owych czasów nieznośnie się zdewaluowała, w pełni sukcesu. Sukcesu, którego nawet przedsmaku nie zaznała za życia.

Wojując o wystawienie "Sprawy Dantona" Przybyszewska pisała w jednym z listów do rodziny: "...Nie ma (w tej sztuce) najsłabszego tonu tendencji, traktuje politykę pozapolitycznie". A w innym liście: "...By dać światu dzieło epokowe w literaturze - na to materiał życia prywatnego nie wystarczy. W tym zakresie nie można już powiedzieć nic ważnego...". "Sprawa Dantona" nie jest kroniką historyczną, mimo iż dość wiernie powtarza autentyczne wypadki z końca marca i początków kwietnia 1794 roku. Nie jest także studium psychologicznym Dantona czy Robespierre'a. Młodej, dwudziestoparoletniej pisarce udało się osiągnąć coś o wiele istotniejszego. Pokazuje ona mechanizm rewolucji, mechanizm konieczności, wobec których stają politycy prowadzący skomplikowaną grę. Danton i Robespierre mają tu inne twarze niż te, jakie utrwaliła ówczesna historiografia i literatura. Przybyszewska oparła się na pracach wybitnego historyka francuskiego Alberta Mathieza i jego szkoły rewidującej stosunek do Dantona jako czołowego trybuna rewolucji, obrońcy praw ludu i Robespierre'a "terrorysty z zamiłowania". Ostatnie badania historyków potwierdzają to stanowisko. Danton u Przybyszewskiej jest graczem w wielkim stylu, gardzi ludem i rewolucją; polityka, walka o władzę nie łączą się dla niego z żadną ideą, są po prostu grą interesów i namiętności. Robespierre - to szlachetny ideolog, człowiek o czystych rękach, najlepszych intencjach i ogromnej wrażliwości. Osobiste walory Robespierre'a i podejrzana konduita Dantona determinują ich czyny tylko w pewnym zakresie. Reszta to bezwzględne prawa walki o władzę, to logika mechanizmu, który raz puszczony w ruch nie pozwala się wyłamać nawet swoim twórcom. Autorka z ogromną wnikliwością analizuje te pozapsychologiczne przyczyny klęsk i zwycięstw dwóch przywódców rewolucji. A przy tym są to ludzie z krwi i kości, zarysowani z rozmachem, ogromnie wyraziście.

Do scenicznego sukcesu "Sprawy Dantona" przyczynił się reżyser przedstawienia Jerzy Krasowski, o którego inscenizacji "Szóstego lipca" Szatrowa pisałam w ubiegłym tygodniu. Przybyszewska sama zdawała sobie sprawę z tego, że reżyser w tym przypadku "znaczy tyle co autor". Sztuka bowiem poważnie przekracza ramy normalnego spektaklu; zagrana w całości trwałaby kilka godzin. Krasowski skrócił tekst o ponad jedną trzecią; przedstawienie wprawdzie i tak jest długie, ale ogląda się je bez chwili znużenia. Zadecydowała o tym umiejętność wydobycia intelektualnych walorów sztuki, dobre pointowanie dialogu, bezbłędny montaż luźnych scen, które w spektaklu łączą wyświetlane na opadającym ekranie kartki maszynopisu "Sprawy Dantona" zawierające początkowe fragmenty dialogu kolejnej sceny. Reżysera wspomagają sprawne dekoracje Krystyny Zachwatowicz.

Aktorzy. Igor Przegrodzki w roli Robespierre'a stworzył postać głęboko przemyślaną. Jego Robespierre to człowiek osiemnastego stulecia, jeszcze w geście, w sposobie bycia bliski epoki rokoka, choć ani on sam w tym co robi, ani to co się wokół dzieje nie ma już nic/wspólnego z beztroską elegancją. Przegrodzki bardzo pięknie, wręcz z wyrafinowaniem wygrywa ten kontrast. To świetnie zagrana rola.

Danton Stanisława Igara zbudowany jest na innej zasadzie, nic to jednak spektaklowi nie szkodzi. Siła witalna, pewność siebie, ociężałość wynikająca z nadmiernego używania życia, umiejętność panowania nad tłumem -- wszystko to można by przenieść w każdą epokę. Igar doskonale zagrał scenę obrony przed trybunałem, kiedy swoim głosem, elokwencją, demagogią porywa lud przysłuchujący się procesowi. Pozostaje także w pamięci atak strachu, który powala tego silnego człowieka na chwilę przed wyjazdem z więzienia na gilotynę.

Te dwie role wybijają się we wrocławskim przedstawieniu, ale nie tylko one decydują o jego randze. W całości spektakl jest grany nienagannie. Wokół Skuszanki i Krasowskiego zaczyna się pomału kształtować zespół aktorów o dużych ambicjach i odpowiadających temu umiejętnościach. Widzi się to nie tylko w tym spektaklu.

Powojenna próba sceny, jaką przeszła we Wrocławiu "Sprawa Dantona", przywróciła nam utwór wysokiej rangi. Na pełne odkrycie Przybyszewskiej trzeba poczekać do wydania jej pism. Oby zainteresowanie, jakie wzbudziła jej sztuka, przyspieszyło decyzje wydawnicze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji