Artykuły

Teatr polityczny we Wrocławiu

Kto pragnie zobaczyć dziś kilka nowych przedstawień nurtu zwanego teatrem politycznym, temu radzę wybrać się do Wrocławia. Tu bowiem powstają ostatnio najciekawsze w Polsce spektakle, podejmujące problemy społeczne, moralne, filozoficzne, tu tworzą od dwóch lat teatr o bardzo wyraźnym profilu ideowym Krystyna Skuszanka i Jerzy Krasowski. Tu doszła do skutku przed rokiem premiera "Stanisława i Bogumiła" Marii Dąbrowskiej, a w obecnym sezonie grano już na tej scenie "Karierę Artura Ui" Bertolta Brechta, zaś w planie jest wystawienie "Królewskiego polowania na słońce" Petera Shaffera, "Snu srebrnego Salomei" Słowackiego (w nowym ujęciu reżyserskim) i "Purpurowego pyłu" Seana O'Casey.

Konsekwentnym rozwinięciem tej linii repertuarowej były przedstawienia "6 LIPCA" Michaiła Szatrowa i "SPRAWY DANTONA" Stanisławy Przybyszewskiej, jakie zobaczyliśmy w czasie kolejnej sesji wyjazdowej Klubu Krytyki Teatralnej we Wrocławiu.

"6 lipca" był premierą uroczystą. To przedstawienie otwarło Ogólnopolski Festiwal Sztuk Rosyjskich i Radzieckich, zorganizowany dla uczczenia 50-lecia Rewolucji Październikowej. Krasowski opracował sztukę Szatrowa w telewizji i tamten spektakl miał zwartość, dynamikę, prawdziwość autentycznego teatru faktu. Przeniesienie koncepcji przedstawienia telewizyjnego na dużą scenę Teatru Polskiego we Wrocławiu było błędem, (wynikło to z braku czasu na opracowanie nowej koncepcji przedstawienia, odpowiadającej wymogom sceny teatralnej, może Krasowski był zanadto przywiązany do swego ujęcia telewizyjnego. Dość na tym, że wszyscy ci, którzy oczekiwali premiery "6 lipca" we Wrocławiu z dużym zainteresowaniem i nadzieją - doznali rozczarowania.

Nie uratował tego spektaklu prawdziwy głos Lenina, nadany z taśmy magnetofonowej czy z płyty, ani gra Ignacego Machowskiego, który osiągnął prawdziwe mistrzostwo w zewnętrznej charakteryzacji, tworząc sylwetkę i twarz przypominającą do złudzenia postać i głowę wodza Rewolucji Październikowej; ani bardzo dobra gra 4nny Lutosławskiej w roli przywódczyni lewych eserów Spirydonowej. Tym bardziej że reszta aktorów grała już znacznie gorzej, zaś Andrzej Hrydziewicz jako Dzierżyński nie umiał nawet przekazać jedynej w swoim rodzaju osobowości! Dzierżyńskiego, który nawet u wrogów wzbudzał szacunek, (co udało się tak dobrze Michałowi Pawlickiemu w przedstawieniu telewizyjnym).

Natomiast "Sprawa Dantona" okazała się prawdziwym odkryciem. Córka wielkiego maga pilskiej moderny była postacią tragiczną. Nieślubne dziecko sławnego pisarza, wyrastało w cieniu wielkiego ojca. Bardzo wcześnie straciła matki, z ojcem nie miała prawie ładnego kontaktu, wychowywała się na łasce "dobrych

ludzi". Wyszła młodo za mąż, lecz bardzo szybko owdowiała, co było dla niej tym większym ciosem, że małżeństwo było szczęśliwe i stanowiło dla niej pierwsze może w życiu prawdziwe oparcie rodzinne. Pragnęła pisać, czuła że ma w tej dziedzinie wiele do powiedzenia. I rzeczywiście - dziś wiemy, że miała istotnie prawdziwy talent literacki. Pracowała z ogromnym zapałem i samozaparciem, żyjąc nieledwie w nędzy. Dwa teatry i to nie byle jakie wystawiły "Sprawę Dantona" za życia autorki: Teatr Wielki we Lwowie i Teatr Polski w Warszawie. We Lwowie reżyserował Edmund Wierciński, w Warszawie Aleksander Zelwerowicz. A jednak mimo przychylnych głosów krytyki sztuka padła z różnych przyczyn. I na niczym spełzły próby wystawienia "Sprawy Dantona" za granicą.

Dopiero dzięki inicjatywie i opracowaniu Jerzego Krasowskiego, Przybyszewska osiągnęła swe wielkie (niestety pośmiertne - zmarła bardzo młodo w roku 1935), zwycięstwo. I oto w przeszło 30 lat po jej śmierci, a w blisko napisania "Sprawy Dantona" mogliśmy przekonać się we Wrocławiu, że jest to sztuka wybitna, kto wie, czy nie najlepszy utwór dramatyczny międzywojennego dwudziestolecia.

Zasługa Jerzego Krasowskiego polega nie tylko odkryciu "Sprawy Dantona", lecz także na jej znakomitej inscenizacji. Przedstawienie wrocławskie przyznaje (zgodnie z intencją autorki) rację Robespierre'owi. Pokazuje jednak również racje Dantona, wyposaża go w argumenty niebezpieczne dla rewolucji, demagogiczne, ale mające szanse powodzenia, a co najważniejsze - daje mu osobisty urok i siłę potężnej indywidualności, co tłumaczy jego sukcesy w walce i potęguje napięcie wielkiej gry, jaka toczy się między dwiema największymi postaciami francuskiej rewolucji.

Krasowski dba o dynamikę i napięcie akcji, która mimo długości przedstawienia (3 i pół godziny) fascynuje przez cały czas widownię, rysuje bardzo precyzyjnie postaci dramatu i świetnie punktuje ich spięcia. Jest to w tym ujęciu dramat, podejmujący problemy jak najbardziej aktualne po dziś dzień, którego słucha się z zapartym tchem, jakby dyskusja na temat wolnej woli w granicach konieczności toczyła się wciąż i nadal, a nawet wybiegała w bliższą czy dalszą przyszłość.

Na tle bardzo sugestywnej scenografii KRYSTYNY ZACHWATOWICZ, oddającej bardzo dobrze nastrój Paryża lat Rewolucji i samej sztuki, toczy się przedstawienie grane przez bardzo dobrych aktorów. Trudno tu wymienić cały zespół uczestniczący w tym w tym wielkim widowisku, choć większość aktorów, grających nawet mniejsze role, na pewno na to zasługuje. Poprzestanę więc z konieczności na protagonistach. Są to: STANISŁAW IGAR grający znakomicie złożoną i bogatą postać Dantona i IGOR PRZEGRODZKI, w roli Robespierre'a nieskazitelnie uczciwego, człowieka wielkiego umysłu i żelaznej energii, a jednocześnie gardzącego ludźmi, którzy nie mogli mu dorównać. Danton wzbudza jego szacunek, gdyż on jeden potrafi mu się przeciwstawić, staje się dla niego niebezpiecznym przeciwnikiem, lecz zarazem frapującym partnerem w tej wielkiej grze, w której stawką są głowy obydwu. Takie ustawienie sprawy wyrównuje szanse obydwu i dodaje jeszcze uroku przedstawieniu. To chyba jedno z najlepszych przedstawień, jakie widziałem po wojnie na scenach polskich teatrów.

NIE TYLKO zresztą Teatr Polski interesuje się we Wrocławiu dramatem politycznym. Andrzej Witkowski wystawił na scenie Teatru Rozmaitości sztukę Rolfa Hochhutha "NAMIESTNIK", graną już od dłuższego czasu w teatrach polskich. Ten wstrząsający dramat o milczeniu papieża Piusa XII wobec zbrodni hitlerowskich skłonił już nawet poła kościelne do zajęcia stanowiska i powolnego wycofywana się z obrony postawy "niemieckiego papieża'' (II papa tedesco). Świadczy o tym choćby artykuł ks. dr. Bardeckiego opublikowany niedawno na Jamach "Tygodnika Powszechnego". Sztukę wystawiono w jej polskiej wersji, opracowanej przez Kazimierza Dejmka.

Andrzej Witkowski dał spektakl czysty, starannie opracowany, taktowny i czytelny. Nie dysponował co prawda aktorami miary Gustawa Holoubka, Władysława Krasnowieckiego czy Andrzeja Szczepkowskiego, ale trzeba przyznać, że młody EDWARD LUBASZENKO (Riccardo), doświadczony WIKTOR GROTOWICZ (Pius XII) i JAROSŁAW KUSZEWSKI (Doktor) wywiązuje się bardzo dobrze ze swych trudnych zadań. Miłą niespodzianką jest zaś w tym przedstawieniu EUGENIUSZ KUJAWSKI budujący ciekawie trudną i skomplikowaną postać Gersteina, która nie znalazła, jak mi się wydaje, dotąd lepszego interpretatora w polskich przedstawieniach "Namiestnika", to zaś najważniejsze, przedstawię ale cieszy się we Wrocławiu dużym powodzeniem.

Tak więc teatr spełnia w tym wypadku bardzo dobrze swą najważniejszą funkcję ideową, jest zarzewiem rozmów i dyskusji, skłania do zastanowienia się nad ważniejszymi problemami dnia dzisiejszego, jest prawdziwą szkołą myślenia i działania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji