Artykuły

Okrutna gra pozorów

Andrzej Trzebiński: "Aby podnieść różę", Groteska w 3 aktach. Reżyseria: Janusz Warmiński. Scenografia: Ewa Stankiewicz. Premiera na scenie teatru "Ateneum" w Warszawie.

Przeszło ćwierć wieku trzeba było czekać na tę premierę. Napisał tę sztukę w czasie wojny, w roku 1942, 20-letni chłopiec, Andrzej Trzebiński, który zginął w listopadzie 1943, rozstrzelany przez hitlerowców na Nowym Świecie koło Wareckiej. Dlaczego czekaliśmy tak długo na spotkanie ze sztuką tak ciekawą i wartościową?

Wydaje się, że teatr nasz musiał dojrzeć do jej konwencji i musiał dojrzeć do jej zrozumienia nasz widz. Dziś nie dziwi nas wcale pingpongowa pantomima dwóch dyktatorów rozgrywających swój wielki mecz nie istniejącą, umowną piłeczką, jak partię szachów, zapisywaną na papierze, Nie dziwi nas ta absurdalna gra pozorów o głębokiej treści filozoficznej Po doświadczeniach z teatrem Witkacego umiemy odczytać i zrozumieć tę treść pod pozorami absurdu. I zdajemy sobie sprawę coraz lepiej jak bardzo wyprzedził polski dramat awangardę zachodniej Europy i na czym polegały tu różnice od samych początków tego nurtu w naszym kraju Na Zachodzie teatr absurdu był manifestem bezsensu życia. Tak pojmował swą twórczość Ionesco i prekursor tego kierunku Jarry, autor "Króla Ubu". U nas zewnętrzna forma groteskowej konwencji kryła od początku głęboką treść filozoficzną i społeczną. Tak było z dramaturgią Witkacego, którą dopiero dziś odczytujemy, tak było również ze sztuką Trzebińskiego.

Cóż kryje się w utworze, wyłowionym dziś, jak pismo ukryte we flaszce, zatopionej w odmętach dna okupacji? Cóż ma nam dziś do powiedzenia poeta, który zginął w roku 1943? Sądzę, że bardzo wiele. Poglądy polityczne Trzebińskiego mogą nam dziś być dalekie i obce. Sympatyzował przecież z prawicą, był nacjonalistą, redagował "Sztukę i Naród". Ale jego intuicja twórcza prawdziwego artysty pozwoliła mu przeprowadzić z ogromna przenikliwością analizę faszyzmu i jego mechaniki, zdemaskować jego nicość, pustkę i słabość. A zarazem ukazać, jak pokrewną była faszyzmowi mieszczańska demokracja, wyrastająca z tego samego gruntu klasowego i społecznego, równie bezsilna wobec czasu i historii. Słychać w tej sztuce echa przewrotu majowego, owego sporu w rodzinie, jaki toczył się pomiędzy Piłsudskim i Wojciechowskim w pamiętnym roku 1926. Mówi się w sztuce Trzebińskiego o decydującej dla losów przewrotu walce o trzeci most, co przywodzi na pamięć walkę o most Poniatowskiego w maju 1926. Ttrzebiński widzi całą śmieszność tej "rewolucji", która nią nie była. I zdaje sobie sprawe z tego, że korzenie klęski wrześniowej roku 1939 tkwiły w wydarzeniach roku 1926. Ale dziś jego sztuka odrywa się od tamtych zdarzeń i spraw, nabiera charakteru znacznie bardziej uniwersalnego, a jej główną tezą staje się myśli;, o tym, że historia wyprzedza człowieka i tylko prawdziwa rewolucja umożliwia jej dopędzenie.

Analiza Trzebińskiego jest znakomita, niezwykle wnikliwa i oryginalna w swej formie. Młody poeta nie umiał znaleźć wyjścia z tragicznej sytuacji, w jakiej usytuował swych bohaterów. Usiłuje szukać go w powierzeniu funkcji dyktatora intelektualiście, profesorowi socjologii. Ale czy i możemy mieć do niego pretensje o to, że w roku 1942 nie dostrzegł perspektywy przyszłości, która rysuje się dziś bardzo mgliście wielu pisarzom znacznie starszym i bardziej doświadczonym od niego. Jedno jest pewne: "Aby podnieść różę" - to sztuka o wielkich, poważnych ambicjach poznawczych, skłaniająca do myślenia o najpoważniejszych problemach współczesnego świata i niebezpieczeństwach grożących człowiekowi, a zarazem sztuka bardzo teatralna, dająca inscenizatorowi i aktorom bardzo duże możliwości stworzenia mądrego i efektownego widowiska.

JANUSZ WARMIŃSKI wykorzystał je w pełni. Na malutkiej scenie 61 teatru "Ateneum" wyczarował przedstawienie pełne ruchu, żywe i dynamiczne, wydobywając zarówno głęboki sens, jak i humor sztuki Trzebińskiego. Styl utworu zrozumieli także bardzo trafnie aktorzy. MARIAN KOCINIAK zagrał z pasją zapamiętałego w swej namiętności sportowej pingpongistę Garpadatte, który jest ponadto mistrzem świata w szachach. BOHDAN EJMONT był jego partnerem, którego pasja sportowa wywodzi się z boksu (champion wagi ciężkiej). Bardzo trudną rolę profesora Arioniego, który staje się pod koniec sztuki dyktatorem, przekazał wnikliwie i subtelnie, dbając o wszelkie niuanse logicznej, choć przecież absurdalnej argumentacji, IGNACY MACHOWSKI. ROMAN WILHELMI był autentycznym w pozie i geście dyrektorem Deromurem Ilfare w czarnej koszuli, stanowiącej aluzję do czarnych koszul Mussoliniego. Jego prawą ręką. tępym, bezmyślnym wykonawca rozkazów faszystowskiego dyktatora był LUDWIK PAK, zaś zabawnym hotelowym boyem, pełnym entuzjazmu dla faszystowskich idei dyktatora - JAN KOCINIAK. Przeciwnikiem Deromura Ilfare, potencjalnym dyktatorem w meloniku i czarnym tużurku, ukrywającym pod pozorami liberalizmu i demokracji totalitarne zapędy - był ZDZISŁAW TOBIASZ, jego pomocnikiem, odmawiającym w decydującym momencie wykonania rozkazu - HENRYK ŁAPIŃSKI. Jedyną rolę kobiecą w tej sztuce grała ANNA CIEPIELEWSKA. Jest to aktorka bardzo wyrazista, pełna autentycznej siły i dramatycznej. Nie sądzę jednak, by rola Rizy Obliwii, dziewczyny stanowczo lekkich obyczajów, nudystki (jak ją określa sam autor) jej odpowiadała. Za mało było w jej grze groteski, za mało humoru, za mało owych lekkich obyczajów i żadnego nudyzmu. Sądzę, że tkwią w tej roli znacznie większe możliwości, które ujawnią chyba następne przedstawienia sztuki Trzebińskiego. Nie wątpię bowiem, że zobaczymy ją jeszcze nieraz na polskich i nie tylko polskich scenach. Jest to bowiem odkrycie teatralne i dużej miary.

Trzebiński tkwił głęboko w konspiracji. Ale zginął tak, jakby był bohaterem swojej sztuki. Pisze jego kolega i przyjaciel Stanisław Marczak-Oborski: "nie dojadał. Kiedy zyskał możliwość "lewego" korzystania ze stołówkowych obiadów w jakiejś fabryce - skwapliwie skorzystał, któregoś dnia ktoś doniósł, ktoś wylegitymował intruza i wezwał żandarmerię. Stwierdzono, że delikwent ma fałszywe dokumenty (...) Przewieziono go na Pawiak. 9 listopada 1943 roku został skazany na śmierć." Rzucono go nie jak kamień na szaniec, lecz jak piłeczkę pingpongową z jego sztuki. Bez sensu, ale i bez znaczenia. Tragiczna groteska, okrutna gra? A to Polska właśnie... I dlatego sztuka Trzebińskiego wyraża tak trafnie nie tylko jego własny los, lecz także los Polski i Polaków. A zarazem jest buntem i protestem przeciw panowaniu absurdu, które tak długo zatruwało nasze życie, uniemożliwiało nam normalną, opartą na rzeczowych założeniach i rzetelnej pracy egzystencję.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji