Artykuły

Miłość jej wszystko wybaczy

ORDONKA na scenie była zjawiskowa. Wspaniała. Pamiętam tylko, że jeśli program takiego koncertu przewidywał, powiedzmy, 15 utworów, ona bisowała 12 razy, rzadko mniej, ile jej tylko pozwoliły siły. Ludzie szaleli, bo te koncerty naprawdę były czymś, czego się nie zapomina - wspominała Hanka Bielicka.

Mówili, że jest "jak motyl i koń w jednej osobie". Słusznie. "Gazeta" przypomina w tym tygodniu największych artystów przedwojennej Polski i ich przeboje, dziś Ordonka.

Hanka Bielicka, od najmłodszych lat wielbicielka Ordonówny: - Ordonka na scenie była zjawiskowa. Wspaniała. Pamiętam tylko, że jeśli program takiego koncertu przewidywał, powiedzmy, 15 utworów, ona bisowała 12 razy, rzadko mniej, ile jej tylko pozwoliły siły. Ludzie szaleli, bo te koncerty naprawdę były czymś, czego się nie zapomina.

Ordonka śpiewa bez mikrofonu. Choć może lepiej byłoby powiedzieć, że to inne wykonawczynie śpiewają. Ona daje recitale piosenki aktorskiej - nawet jeśli w międzywojniu to pojęcie jeszcze nie istnieje. Jako wokalistka oscyluje między mówieniem, szeptem i śpiewem. To nie jest wielki głos, ale nie wiedzieć dlaczego, słychać ją - nawet bez mikrofonu - w najdalszych rzędach dużych sal koncertowych.

Konrad Tom, reżyser, aktor i autor jej tekstów: - Dynamiki tej kobiety nie osłabiły ani lata, ani przejścia osobiste.

Bronisław Horowicz, kompozytor i reżyser, od 1938 r. zamieszkały w Paryżu: - Moim zdaniem walorami, które zapewniły Ordonce sukces, były: sugestywny głos, wspaniała dykcja, oryginalna interpretacja, miła aparycja, piękny uśmiech i gustowne toalety. No i osobiste zainteresowanie Fryderyka Jarosyego! Jak on ją zapowiadał! Czuło się ten magnes, ten czar wzajemnej bliskości.

Z tym lub tamtym panem

To właśnie Jarosy, genialny konferansjer międzywojennej Warszawy, zwraca na nią uwagę w tłumie tancereczek. Wytworny, błyskotliwy, kochany przez publiczność. To on kreuje gwiazdy estrady, jest łowcą talentów. Ordonówna - prawdziwe nazwisko Maria Anna Pietruszyńska - wiąże się z nim, zamieszkują razem. Nie chodzi tylko o seks. To dziewczyna z prostej robotniczej rodziny, z czynszowej kamienicy na Woli, ale Jarosy dostrzega w niej klasę i artystyczny potencjał.

Dla Ordonki teksty piszą najlepsi kabareciarze Warszawy: Tuwim, Hemar, Schlecher. Szlagier za szlagierem. Tak jest od połowy lat 20. do wybuchu wojny.

Ordonka śpiewa piosenkę "Trudno" i zabawnie akcentuje zdanie: "Panowie może mają i rację, uważając, że jestem trochę nieustatkowana". Następna zwrotka tłumaczy: "Bo rozum mówi - przestań! Rozsądek mówi - nie! A serce robi to, co samo chce...".

Warszawa kocha się bawić, a Ordonka świetnie wyraża nowego ducha czasu. Ulica fascynuje się jej życiem prywatnym: Ordonka przyłapała na kolejnej zdradzie Jarosyego, rozstała się z nim. Ma gruźlicę, ale już zaleczoną. Widywana jest z tym lub tamtym panem. Rozbiła się autem i połamała obie ręce. Porzucona przez aktora Janusza Sarneckiego strzeliła sobie w skroń z pistoletu, ale będzie żyła - została blizna, którą da się maskować nakryciami głowy.

Ulica wie też, że Ordonka potrafi zajechać odkrytym samochodem na Powiśle, by rozdawać dzieciom z biednych rodzin ubrania, zabawki i słodycze.

Zafascynowany Ordonką hrabia Michał Tyszkiewicz zaczyna pisać dla niej teksty - są zaskakująco dobre. W kwietniu 1931 biorą ślub. Hrabiowska rodzina jest oburzona mezaliansem. Tyszkiewicz kocha Ordonkę jak być może żaden mężczyzna dotąd. Przymyka nawet oko na jej romans z wielkim aktorem Juliuszem Osterwą. Ordonka z powodzeniem próbuje w teatrze ról dramatycznych.

Od początku lat 30. nie ma młodej Polki, Polaka, którzy nie znaliby jej głosu. Jako filmowa kobieta szpieg śpiewa "Miłość Ci wszystko wybaczy...". Tekst Tuwima i interpretacja Ordonki są takie, że widzom ciarki chodzą po plecach, w oczach stają łzy. Wielki przebój, który się nuci w pracy i na spacerach. W latach 30. nie ma artystki, która lśni mocniej niż Hanka Ordonówna.

Haneczko, trzymaj się!

Wojna ściąga na nią kłopoty. Ordonka nie chce przyjąć do wiadomości, że w Polsce rządzą Niemcy. W listopadzie oficjalnie protestuje przeciwko wyświetlaniu w kinach filmu propagandowego o zajęciu Warszawy przez wojska hitlerowskie. Gestapo zamyka ją na Pawiaku. Gdy idzie korytarzem, słyszy od innych więźniarek: "Haneczko, trzymaj się!".

Mąż staje na głowie, by ją wyciągnąć z Pawiaka. Tyszkiewicz korzysta z rodowych koneksji swojego kuzyna z włoskim królem Wiktorem Emanuelem - ten osobiście interweniuje u Hitlera. W lutym 1940 r. Ordonka jest już z mężem w majątku Tyszkiewiczów pod Wilnem. W mieście rządzą Litwini, ale polskie teatry żyją jak nigdy dotąd - zasilone przez wybitnych uciekinierów spod okupacji niemieckiej. Ordonka jest największa, każdy jej występ zamienia się w patriotyczną manifestację.

Gdy na Litwę wchodzą Sowieci, do wileńskiego mieszkania Tyszkiewiczów przy placu Łukiskim przychodzą żołnierze NKWD w towarzystwie cywila świetnie mówiącego po polsku. Zabierają Tyszkiewicza, rzekomo tylko na rozmowę. Cywil uspokaja Ordonkę: - Mąż niedługo wróci, wszystko się wyjaśni.

Ordonówna dzień w dzień chodzi prosić o pomoc naczelnika wileńskiego więzienia na Łukiszkach. Gdy mąż zostaje przeniesiony do więzienia w Kownie, jedzie za nim. Wykorzystuje znajomości przyjaciół, próbuje przez nich interweniować w kręgach władzy. Bezskutecznie.

Tyszkiewicz zostaje aresztowany pod zarzutem szpiegostwa i łączności z emigracyjnym rządem generała Sikorskiego. Według Kiry Gałczyńskiej, która opisała wojenne przejścia Ordonki, musiał donieść ktoś, kto bywał w domu Tyszkiewiczów i przysłuchiwał się prowadzonym tam rozmowom. Komunizujący polski ginekolog, który podkochiwał się w Ordonce? Później na łamach miejscowej gazety opublikował poemat "Lenin w październiku", co wywołało plotki, że jest sowieckim konfidentem. A może jeden ze scenicznych kolegów artystki, który nie cierpiał Tyszkiewicza za jego przywiązanie do Sikorskiego?

Po wojnie mąż Ordonki nikogo nie obwiniał. Twierdził, że radziecka policja polityczna musiała się nim zainteresować z powodu działalności, jaką prowadził po wrześniu 1939 r. za rządów litewskich w Wilnie: - Zajmowałem się opieką nad obywatelami polskimi na Litwie z ramienia Rządu RP na obczyźnie. Za to zostałem aresztowany i przewieziony na Łubiankę.

By być blisko męża, Ordonka zabiega o legalny wyjazd do radzieckiej stolicy. I nagle dostaje z Moskwy propozycję, by dała tam kilka koncertów. Kalkulacja jest prosta: może zdołam jakoś pomóc Michałowi? Na dworzec kolejowy w Wilnie odprowadza ją grupa przyjaciół. Jest dżdżyste popołudnie, Ordonka płacze. Czuje się zagubiona.

Gdy jest już na miejscu, w Moskwie pojawia się zaprzyjaźniony ginekolog z Wilna. Jest opiekuńczy, oferuje swoją pomoc, łudzi nadzieją na audiencję u Stalina. Znajduje dla Ordonki tymczasowe lokum, doradza, jak rozmawiać z nadzorcami więzienia NKWD na Łubiance. Według biografa artystki Tadeusza Wittlina ginekolog po prostu usiłuje usidlić kobietę, o której od dawna marzył. Blefuje? Chyba nie do końca. Po wojnie zostanie grubą rybą w komunistycznej prasie, będzie redaktorem założonej w Lublinie "Rzeczpospolitej".

Pieśniarka idzie na Łubiankę, przyjmuje ją pułkownik NKWD. Grzeczny, inteligentny, małomówny. Gdy słyszy od Ordonki prośbę o widzenie z mężem, a przynajmniej możliwość przekazania mu paczki, spogląda w dokumenty.

- Graf Michaił Iwanowicz Tyszkiewicz w moim spisie nie figuruje - mówi.

Dziękuję, to nie dla mnie

Okazuje się, że propozycja recitali w Moskwie to miraż. Ordonka - bez paszportu i bez pieniędzy - mieszka kątem u obcych ludzi.

Pod koniec czerwca 1941 r. Niemcy napadają na ZSRR i nagle do Moskwy zajeżdża jakiś rzekomo polski zespół rewiowy. Jego członkowie "przypadkiem" dowiadują się, że w stolicy ZSRR gości słynna Hanka Ordonówna. Namawiają artystkę do wspólnych przedstawień. Chwila euforii, która już podczas próby przechodzi w nagłe otrzeźwienie. Kim ci ludzie u licha są? Zamiast kabaretu, rewii czy teatrzyku - jakieś ludowe pieśni i tańce, śpiewanie radzieckich piosenek żołnierskich. Ordonka mówi: - To nie dla mnie.

Kilka dni później, w nocy, przyjeżdża po nią NKWD. Cela, przesłuchanie, wyrok: roboty i zsyłka. Ordonka w zatłoczonym bydlęcym wagonie jedzie do Uzbekistanu. Wszy, upał, smród, głód i przerażenie.

Ma 40 lat i nie jest przyzwyczajona do fizycznej pracy. Słońce praży niemiłosiernie, a ona tłucze brukowe kamienie. Delikatne ręce pokrywają się ranami.

Ordonka opada z sił, ale zaciska zęby i haruje, by przeżyć. "Kto nie rabotajet, tot nie kuszajet" - powtarzają łagrowi zarządcy.

Odnawia się zaleczona w Warszawie gruźlica. Z wysoką gorączką trafia do baraku zwanego szpitalem. Nie ma lekarstw. Chorą opiekuje się rosyjska lekarka - też skazana nie wiadomo za co. Regularnie oddaje Polce swoją rację mleka, zatrzymuje w łóżku dłużej, niż pozwalają przepisy. Ratuje jej życie, bo - choć nikt jeszcze o tym nie wie - są to ostatnie tygodnie Ordonki za drutami obozu. Umowa Sikorski-Majski czyni z Polski i Rosji sojuszników w obozie alianckim. W ZSRR tworzona jest armia gen. Andersa. Sowieci ogłaszają amnestię dla polskich więźniów.

Gwiazda Taszkientu

Jeden z tysięcy Polaków, którzy opuścili gułagi - Tadeusz M. Czerkawski, ochotnik do armii Andersa - trafia na dworzec w Taszkiencie. Siedzi z dwoma kompanami i zajada dopiero co kupione pierożki. Nagle podnosi się rwetes, ludzie zrywają się z miejsc, ktoś krzyczy: "Idzie! Idzie!". Czerkawski dostrzega kobietę. Elegancka, choć skromnie ubrana. Dyskretny makijaż podkreśla oryginalną urodę. Czerkawski myśli: "Ja tę twarz gdzieś widziałem! Ale gdzie?".

- To przecież Ordonka!

Stają we trzech jak wryci. Są ubrani w obozowe łachmany, cuchną. Widok gwiazdy z utraconego, lepszego życia sprawia, że po raz pierwszy od miesięcy czują się mężczyznami. Choć w tamtych warunkach to irracjonalne.

Wokół Ordonówny gromadzi się tłumek molestujących, proszących i płaczących kobiet. Polki po przejściach, bezradne i zagubione na obcej ziemi. Ordonka tłumaczy, pociesza i wyjaśnia.

Wreszcie przychodzi kolej na Czerkawskiego oraz jego dwóch kompanów.

- Czego chceta? - gwiazda szelmowsko się uśmiecha i mruży oczy.

- Chcema coś robić.

Po tej rozmowie wszyscy trzej biegną nad rzekę wykąpać się i ogolić.

Ordonka pełni funkcję delegata do spraw opieki nad ludnością polską w Azji Środkowej. Czerkawski i jego koledzy zostają jej adiutantami. Jedyna zapłata to talony na darmową zupę w kolejowej stołówce. Przez dworzec w Taszkiencie przewijają się masy Polaków, którzy jadą do armii Andersa. Trzeba ich informować o miejscach docelowych, rozdzielać półkilogramowe przydziały chleba, mężczyznom - wypisywać imienne zgłoszenia do wojska. Ordonka zjawia się o każdej porze dnia i nocy, bez względu na pogodę, uśmiechnięta i cierpliwa.

W połowie listopada Czerkawski zauważa, że gwiazda często kaszle. Z wizytą przychodzi krakowski lekarz Adam Bochenek. Stwierdza, że stan jest ciężki.

Z tułaczymi dziećmi

To, na co się zdecydowała, graniczyło z samobójstwem.

Wśród tysięcy Polaków, którzy przejeżdżali przez Taszkient, znajdowały się dziesiątki bezpańskich dzieci. Całkowite sieroty. Bez jakiejkolwiek opieki pokonywały potężne przestrzenie, często okradane, wykorzystywane, krzywdzone przez przypadkowo napotkanych dorosłych. Nieufne, zdeprawowane, gotowe kraść. Mimo choroby Ordonka zbiera dwie setki maluchów, czasem kilkuletnich. Opisze te "Tułacze dzieci" w tak zatytułowanej książce wydanej w 1948 r. w Bejrucie, pod pseudonimem Weronika Hort.

To na wypadek, gdyby w Polsce komuniści chcieli się zemścić na krewnych artystki za opowieść o brutalności sowieckiego świata.

"Weszła opatulona szmatami, wyglądając jak lalka zrobiona z gałganów, która za niewiadomą przyczyną porusza się i mówi.

- Jeść - były jej pierwsze słowa.

- Pani, jeść - molestowała głosem przypominającym do złudzenia zawodowych żebraków. Uczepiła się pierwszej napotkanej sukni.

- Jeść - skamlała. (...)

- Kto cię tutaj przyprowadził? - pytały ciekawe dzieci.

- Siama przyszła - odpowiedziała, dumnie podnosząc główkę.

- Ale jak?

- Tak - i zaczęła w susach przeskakiwać salę, to zatrzymując się zmęczona, to znów dalej skacząc, jakby przez zaspy śnieżne.

- A jak ci na imię?

- Kaziunia.

- A nazwisko?

- Kaziunia.

- To imię, ale nazwisko? - indagowała ubawiona Basia.

- Kaziunia - odpowiadała mała bliska płaczu".

Jest zima. Ordonka wciąż kaszle i ma stan podgorączkowy, ale nie ma czasu dla siebie. Liczą się tylko maluchy. Bez pieniędzy i przy niechęci sowieckich urzędów gwiazda tworzy azyle dla dzieci w Taszkiencie i wokół miasta. Dociera do generała Andersa, który obiecuje pomoc. Dwie setki dzieci wędruje z kilkoma opiekunkami przez pół Uzbekistanu - do Turkmenii, na kraniec pustyni Kara-Kum.

Do ostatniego tchu

Stąd już tylko góry dzielą ich od Iranu i wolnego świata. W turkmeńskiej stolicy Aszchabadzie Ordonka szuka szefa polskiej placówki opieki społecznej. Okazuje się, że jest nim jej zaginiony mąż Michał Tyszkiewicz. Po dwóch latach rozłąki wpadają sobie w objęcia. Nie rozstaną się już do końca.

Ordonka z mężem i dziećmi przekraczają granicę. Docierają do Bombaju w Indiach. Tutaj troskliwie zajmują się nimi misje Czerwonego Krzyża. Dzieci są uratowane. Żyją do dziś na różnych kontynentach. Nieliczni wrócili do Polski.

Tymczasem Tyszkiewicz, zaniepokojony stanem zdrowia żony, wywozi ją do Teheranu. Dostaje tam funkcję sekretarza poselstwa RP. Jest nadzieja, że perski klimat powstrzyma rozwój choroby, ale szybko przychodzi rozczarowanie. Mąż wywozi Ordonkę do Palestyny. Tu następuje poprawa. W Jerozolimie pełno polskich żołnierzy. Artystka znajduje kogoś z akordeonem i razem odwiedzają rannych. Ordonka śpiewa w namiotach i kantynach, na placach apelowych i w salach szpitalnych, czasem po prostu staje na skrzyni ładunkowej jakiejś ciężarówki. W sumie 40 występów - zawsze tłumy, łzy wzruszenia, aplauz i prośby o bisy.

Ale choroba wkrótce przynosi kolejny kryzys, Ordonka trafia do szpitala w Jaffie. Gdy tylko zdrowie się poprawia, daje cztery recitale w reprezentacyjnej sali miasta. Znowu komplety, entuzjastyczne przyjęcie. Gdy po występie wychodzi na scenę z naręczem róż i żegna się z publicznością, mówiąc: "Wiem, że muszę odejść" - ludzie wstają i płaczą.

Kolejny kryzys, lekarze dają kilka miesięcy życia. Los jest jednak łaskawszy. Michał Tyszkiewicz zostaje sekretarzem Konsulatu Generalnego RP w Libanie. Małżonkowie zamieszkują pod Bejrutem. Ordonka pisze wiersze, próbuje malować. Rzadko opuszcza łóżko. Silnym wstrząsem są dla niej wieści o Powstaniu Warszawskim, nie może uwierzyć, że miasto przestało istnieć.

W marcu 1946 r. Tyszkiewiczów odwiedza Czerkawski. Siedzą na tarasie, od upału osłaniają ich konary drzew. Ordonka wygląda źle, ale cały czas ma humor.

- Widzi pan, poruczniku, gruźlica jest chorobą ludzi wybitnych! Ot, choćby nasz naród: Chopin, Słowacki... Można by dziesiątki i setki nazwisk wyliczać... No, nie rób takiej ponurej miny, ja nie poddaję się bez walki. Zobaczymy się w Anglii.

Nie zobaczą się. W styczniu 1948 r. na prośbę zaprzyjaźnionego małżeństwa z Nowego Jorku Ordonka godzi się jeszcze nagrać płytę, sześć, może osiem piosenek. Kilka razy w tygodniu przychodzi do niej akompaniator z akordeonem, ćwiczą. W końcu nadchodzi dzień nagrania. Ordonka wstaje bardzo wcześnie. Gdy zajeżdża po nią samochód, prezentuje się wspaniale - w granatowym kostiumie i białej bluzce. Na głowie - kapelusz z dużym rondem, taki, jakie lubiła najbardziej.

Energicznie wsiada do auta. Studio nagrań w Bejrucie jest prymitywne. Ordonka czuje się słabo, śpiewa siedząc. Po dwóch piosenkach ma dość, ale po półgodzinnym odpoczynku wraca do nagrywania płyty. Przy ostatniej piosence dostaje ataku kaszlu.

Na początku września 1950 r. stan zdrowia chorej nie zostawia złudzeń. Dni, najwyżej tygodnie. Do tego Michał rozchorował się na tyfus i leży w szpitalu. Przy Ordonce jest tylko pielęgniarka, przyjaciółka domu.

Chora kaszle, chusteczką wyciera z kącika ust zabarwioną na czerwono ślinę. Na chwilę przysypia, ale umysł jest prawie trzeźwy. Czuje, że znów jest małą Anią i ojciec po raz pierwszy prowadzi ją do szkoły baletowej w Warszawie. Zaraz, zaraz. Tata, kolejarz z Woli, interesował się baletem? Nie... przecież nie taniec ważny... W tej szkole uczennice miały zagwarantowane posiłki. Mogłam jeść lepiej niż w domu. Mój Boże, jak on się o mnie bał, jak się bał, że zapadnę na suchoty...

Umiera 8 września.

Korzystałem m.in. z książek: Tadeusz Wittlin - "Pieśniarka Warszawy. Hanka Ordonówna i jej świat", Kira Gałczyńska - "Zbierz w sercu całą moc...", Aleksander Maliszewski - "Na przekór nocy".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji