Artykuły

Przeciw Szczęsnemu

Pamiętam "Horsztyńskiego", którego w Teatrze Polskim wystawiał Edmund Wierciński. Był to okres, kiedy ówczesny dyrektor IBL, prof. dr Stefan Żółkiewski lubił znacząco powtarzać: "Nie wiemy nic o chłopach, a wiemy masę o magnatach". Biedny Wierciński dopisał Słowackiemu w finale zrewolucjonizowanych chłopów, ale i tak prof. dr Jan Kott orzekł, że "Horsztyński do wielkiej klasyki nie należy".

Chyba się jednak profesor pomylił. Utwór Słowackiego, któremu Małecki dorobił tytuł, ale do którego nie zdołał skompletować dwunastu zagubionych kart rękopisu i sceny finałowej, stanowi - może dzięki tym ubytkom? - rzadki w naszej dramaturgii romantycznej przykład sztuki stwarzającej możliwość wielu całkowicie przeciwstawnych i różnych interpretacji. Przy tym ta wielorakość zawsze znaleźć może uzasadnienie w tekście, sprawdza się zatem jedynie poprzez rezonans, jaki budzi w wyobraźni widza. Kotarbiński grał "Horsztyńskiego" przez klucz postaci tytułowej. Był to rok 1905, austriacki Kraków, publiczność łaknęła przede wszystkim patriotyzmu, i "tragedia barskiego konfederata, którego zgnębił zdradziecki magnat, wywierała w harmonijnym wykonaniu przenikające wrażenie". Śliwicki grał "Horsztyńskiego" w okupowanej przez Prusaków Warszawie, patriotyzm sprawdzał się już na polach bitew, a widz zaczynał się interesować psychiką kandydatów na wodzów: Śliwicki grał "Horsztyńskiego" przez klucz Szczęsnego, akcentując sympatyczny dlań hamletyzm hetmanowicza. Teraz "Horsztyńskiego" wystawił w warszawskim Teatrze Klasycznym Ireneusz Kanicki i spróbował znaleźć w tekście Słowackiego materiał egzemplifikacyjny dla myśli drapieżnie współczesnych: wystawił rzecz o dzieciach wodzów. Powstało dzieło całkowicie nowe - nieznany niemal Słowacki - a przecież dzieło spójne i konsekwentne. Przytoczone powyżej przykłady interpretacyjnych możliwości każą więc chyba przywrócić "Horsztyńskiemu" odebrane mu przez Kotta znamię wielkości, każą przyznać mu tytuł literatury żywej, współuczestniczącej w procesie krystalizowania się postaw i myśli narodowej.

Interpretacja Kanickiego jest, oczywiście, przedsięwzięciem ryzykownym. Ociera się chwilami o krawędź intelektualnego awanturnictwa, ale jakoś się sprawdza. Ten Szczęsny, któremu ton dyktuje reżyser, ale któremu tekst napisał przecież Słowacki, okazuje się nadspodziewanie zbieżny w czynach z własnym ojcem, buńczucznym i ponurym hetmanem Kossakowskim. Różni ich stopień i rodzaj inteligencji: tu Szczęsny subtelniej dobiera sobie słowa i pozy, łączy atoli ojca z synem ten sam gatunek pychy. Kanicki-reżyser i Kanicki-odtwórca roli Szczęsnego akcentują kabotynizm młodego bohatera jego aktywny egocentryzm. Szczęsny, w którym poprzedni interpretatorzy upatrywali kandydata na polskiego Hamleta, istotnie mało działa, ale erupcje jego tyrad osiągają obiektywne znamiona działania. Działania poprzez niedziałanie, działania na rzecz zła poprzez niesprzeciwianie się złu. Chodzi tu zresztą o zła wymiar społeczny, gdyż w planie osobisty- trudno Szczęsnego oskarżać o brak aktywności: Salomeą, Maryna, Amelia. Przy tym aktywność ta zawsze skażona jest jakąś - niedopowiedzianą przez poetę - chorobliwością uczuć. Kanicki-aktor chorobliwość tych miłosnych, związków odnotowuje skrupulatnie: poprzez wyzywającą sztuczność dialogów z Sally, poprzez protekcyjną wyższość wobec Maryny, poprzez dyskretne zaznaczanie, anormalności "braterskiego" uczucia do Amelii. Szkoda, że spośród partnerek uchwyciła jego intencje tylko jedna Teresa Szmigielówna. Jej Maryna nie ma w sobie tradycyjnej zalotności dziewczyny z luda, przypomina raczej zastrachane zwierzątko. Lęk góruje tu nawet nad erotyzmem, co walnie pomaga w uwypukleniu myśli wiodącej tych scen.

Ogólnej interpretacji przedstawienia podporządkowane jest również ustawienie innych postaci centralnych: Hetmana i Horsztyńskiego. Hetman (Alfred Łodziński) jest jawna karykatura własnego syna. Powtarzają się gesty i tony, tyle że podawane z większa ekscytacja, bardziej brutalne, jawnie antypatyczne. Horsztvński (Jan Kreczmar) spełniać tedy musi role wyraźnej antvtezv obu już Kossakowskich. Kreczmar z wielka sugestvwnością ukazuje patriotyzm starego szlachcica, prostotę jego uczuć do Sally, do kraju, nawet do poddanego mu ludu. Apostrofy o Barze brzmią ze spiżową siłą, godzą po równi w zdradziecką politykę Kossakowskich-seniorów, co w rozgadane rozterki Kossakowskich-juniorów.

Szkoda wielka, że ta interesująca próba nowego odczytania dramatu o "Horsztyńskim" nie znalazła oparcia w pełnej gotowości aktorskiej całego zespołu Teatru Klasycznego. Poza wymienionymi wyróżnić jeszcze można Czesława Wołłejko i Saturnina Butkiewicza, z dyskretnym komizmem interpretujących pijackie dialogi Trombonisty i Sforki. Reszta była prawie milczeniem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji