Artykuły

Osoba, niestety, publiczna

Niezbyt znany 34-letni aktor od tygodni jest jednym z częściej cytowanych ludzi w Polsce. Jak sam mówi o sobie, "stał się osobą, niestety, publiczną" - o aktorze Mariuszu Bulskim, jednym z bohaterów filmu "Solidarni 2010", członku Ruchu Obrony Krzyża pisze Dorota Steinhagen w Gazecie Wyborczej.

- Cholera! - aktorka średniego pokolenia na wieść, że rozmowa ma dotyczyć jej znajomego.

- Aaaaa! - cokolwiek bolesne westchnienie po drugiej stronie telefonu w agencji reprezentującej aktora.

- No, nie wiem, czy ktoś będzie rozmawiał, bo to teraz osoba publiczna, obrońca krzyża! - portier w krakowskiej PWST, z przekąsem.

Reakcje dotyczą Mariusza Bulskiego [na zdjęciu].

Niezbyt znany 34-letni aktor od tygodni jest jednym z częściej cytowanych ludzi w Polsce. Jak sam mówi o sobie, "stał się osobą, niestety, publiczną".

To on w imieniu "obrońców" krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego udziela wywiadów. Gdy inni członkowie Ruchu Obrony Krzyża rozmawiają z reporterem "Gazety", on przedstawia warunki, pod jakimi ich wypowiedzi mogą się ukazać. To on obwieszcza, że Ruch rozpisuje międzynarodowy konkurs na projekt pomnika, że najlepiej, gdyby krzyż w pomnik wmontować i że będą na to czekać pod krzyżem i do wiosny. To wreszcie Bulski - wbrew faktom - zapewnia, że "obrońcy" są za dialogiem.

- Chłopie, rany boskie! Co ty tam robisz? - zastanawia się licealny nauczyciel aktora, gdy widzi go w telewizji.

- Nie tak chcieliśmy kształtować naszą młodzież, nie od nas się uczył ekstremalnych zachowań - martwi się była dyrektorka częstochowskiego liceum Elżbieta Głowacka-Szlaga, oczekując na kolejne oświadczenie Bulskiego.

Dobry chłopak wyrusza w świat

W Wancerzowie, małej podczęstochowskiej wsi, mama Bulskiego opowiada sąsiadom, jaka jest dumna z Mariusza. Cały świat o nim usłyszał! Nawet z zagranicy dzwonią z gratulacjami, że takiego ma wspaniałego syna!

Pan Janek dumny nie jest. Może by się nawet wstydził, ale uważa, że nie musi, bo Bulscy w Wancerzowie "są przybyli", a nie zasiedziali z dziada pradziada. W swoim ponad 60-letnim życiu niejedno widział, ale "takiego cyrku, jak tam pod krzyżem ten Mariusz urządza", to nie.

Młoda dziewczyna na rowerze z dumą: - W telewizji mówią o kimś z naszej wioski.

Brat udaje, że bratem nie jest, ale zdradzają go sąsiedzi. Wtedy rzuca tylko, że "Mariusz chodził do kościoła".

Tata "Gazecie" o synu nie mówi nic. A ci, którzy o Mariuszu mówili, to dla niego "to komuchy". Uprzejmie, ale stanowczo wyprasza z dużego, zadbanego obejścia. W oddali widać szklarnie, podstawę egzystencji Bulskich. Kwiatki z nich Mariusz kiedyś nosił do szkoły.

- Może trochę lizusek, ale grzeczny, dobrze wychowany - mówi o Mariuszu jego dawny nauczyciel z podstawówki.

W czasach licealnych dobry uczeń. Z domu zdecydowanie poukładanego i z zasadami. Z duszą humanisty i sportowym zacięciem. Świetny siatkarz. Lubiany, wrażliwy, empatyczny. - Dobry chłopak - zapewnia jego była wychowawczyni Monika Licheńska-Walas.

Po maturze bardzo samodzielny. Sam zarabiał na utrzymanie. Najpierw pracując w sklepie z wyposażeniem łazienek, potem w prywatnym częstochowskim teatrze, organizując widownię i stawiając pierwsze kroki jako aktor. Sumienny, z dużą kulturą osobistą. Dobry człowiek.

Trochę trwało, zanim został aktorem. W 2003 roku skończył krakowską PWST, ale najpierw chodził na zajęcia do aktorskiego L'Art Studio. Przed Krakowem był też rok studiów w Akademii Teatralnej w Warszawie.

- Miał chyba jakieś zajęcia z Jackiem Poniedziałkiem, bo opowiadał o nim zafascynowany - przypomina sobie aktorka, znajoma z tamtych czasów.

Poniedziałek: - Zupełnie nie pamiętam tej twarzy. Wygooglowałem go sobie i nadal nic. Wielu słuchaczy z L'Art Studio pamiętam, jego nie.

W tym samym roku co Bulski L'Art Studio kończył Paweł Małaszyński. Bulski kariery takiej jak kolega ze szkoły nie robi. Kilka serialowych epizodów, milicjant z komisariatu w "Popiełuszce", amerykański żołnierz w rosyjskim "Dywersant II" , teatralny dworzanin w "Ryszardzie II"... Był taki moment w życiu Bulskiego, gdy mówił o sobie "permanentnie bezrobotny aktor".

- Bo on chyba ma zawodowego pecha - ocenia aktorka średniego pokolenia.

- To straszny ból nie grać - współczuje Czesława Monczka, aktorka częstochowskiego teatru, w którym Mariusz Bulski zagrał w zastępstwie dwa przedstawienia "Ślubów panieńskich". Zastępstwo duże - rola Gustawa - więc może dlatego Bulski dziś pamięta ją jako występ gościnny. - Bardzo mu zgrabnie wyszedł ten Gustaw - ocenia Monczka.

- Pamiętam go jako ciekawego aktora - wspomina reżyser Katarzyna Deszcz, wtedy dyrektor teatru w Częstochowie. - Ale nie pamiętam, czy ciekawego w roli Gustawa, czy ciekawego w ogóle.

Testament nieść nie jest łatwo

Sam aktor twierdzi, że o zawodowym życiu właściwie mówić nie może, bo ono praktycznie po 10 kwietnia nie istnieje. Podobno po występie w "Solidarnych 2010" sypnęły się oferty reklamowe, ale je odrzucił, żeby nikt nie mówił, że zarabia na tragedii.

Dla pieniędzy z żoną z Tajwanu założył szkołę chińskiego. Ruszają jesienią. Artystycznie ma zamiar "pójść w dokument". Nawet pomysł już ma i 30 godzin nagrań z zalanej wiosną gminy Wilków - że tam państwa nie widać, że pomocy ludzie nie mają żadnej. Pojedzie tam jeszcze, żeby pokazać, co się stało z obietnicami padającymi przed wyborami.

Pierwsze 15 minut przyszłego dokumentu TVP pokazała 4 lipca, w dniu drugiej tury prezydenckich wyborów. Bulski się dziwi, że po emisji ktoś w internecie nazwał go "PiS-owską tubą".

- Do tej pory czułem się w tym kraju bardzo bezpiecznie. Czułem, że ktoś mnie reprezentuje, walczy o moją godność na arenie międzynarodowej, o moją godność jako Mariusza Bulskiego - mówi aktor. - Czułem się zwolniony z obowiązku artykułowania tego, co sądzę i myślę. 10 kwietnia nagle poczułem, że zostałem sam i powinienem nieść dalej testament, który spoczął w glinie smoleńskiej.

Pod Pałac Prezydencki przyszedł w nocy 11 kwietnia. Kilka godzin stał w kolejce do księgi kondolencyjnej. Napisał: "Ojcze, Panie Prezydencie, dziękuję Ci za świadectwo prawdy i za to, że uświadomiłeś mi, w jakim kierunku warto zmierzać, po co warto w Polsce żyć. Uświadomiłeś, że służba Ojczyźnie jest tym, do czego zmierzamy".

Potem opowiadał m.in. "Gazecie Polskiej", że czas w kolejce potraktował jako rachunek sumienia. Więc jak wyszedł z pałacu i jacyś dziennikarze podsunęli mu mikrofon pod nos, to łamiącym się głosem (do dziś się wzrusza, gdy mówi o katastrofie) powiedział, co mu z tego rachunku wyszło.

O Putinie: - Ten pan, który ma krew na rękach, przytulił mojego premiera. On w życiu by nie przytulił mojego prezydenta.

O katastrofie: - Wszystko było zaplanowane, wszystko było przemyślane i wszystko było doprowadzone w stu procentach do efektu. KGB to naprawdę są poważni ludzie, oni nie puszczają farby.

Tak stał się jednym z głównych bohaterów filmu "Solidarni 2010".

- Patrzyłam i nie mogłam uwierzyć, że to człowiek, którego znam - mówi aktorka średniego pokolenia. Nazwiska nie chce ujawniać.

- Nic z tego nie rozumiem - komentuje aktor, znajomy Bulskiego. Nie życzy sobie, by ktokolwiek wiedział, że o Bulskim w ogóle rozmawiał. Lubi go, a w tej sprawie nie może mówić dobrze. - Od 10 kwietnia się nie widzieliśmy. Ja też byłem pod pałacem. Czułem tamten nastrój, ale i tak nie rozumiem, dlaczego on tak tam mówił. Wierzy w to? Ktoś go wkręcił? Zagrał rolę? O co mu pod tym krzyżem chodzi?

- Pierwsze wrażenie? Pomyślałam: czego człowiek nie zrobi dla popularności - mówi Czesława Monczka.

Bo popularność Bulskiego przyszła. Internet zaroił się od informacji o nim. Wątpliwości: wziął pieniądze czy nie (- Nie wziąłem - zapewnia.); płakał naprawdę, czy grał.

Mariusz Bulski: - Nie wpiszę "Solidarnych 2010" do CV. To nie jest rola. To reportaż, a w nim moje słowa jako obywatela, nie aktora. Ja tam byłem i powiedziałem to, co myślałem i czułem.

Naród prosi o działanie

W wynajętym warszawskim mieszkaniu krzyża nie powiesił, ale pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu trwa. Co go tam zaprowadziło? - Poczucie obywatelskiego obowiązku, by ofiary smoleńskiej tragedii zostały godnie upamiętnione.

Gdy w 2005 roku Polacy wybierali prezydenta, Bulski - choć popierał Lecha Kaczyńskiego - nie zagłosował. W tym roku głosował w obu turach. Na Jarosława Kaczyńskiego.

- Nie byłoby tego wszystkiego, gdyby był w stanie zarabiać jako aktor - ocenia aktorka średniego pokolenia.

- To może być bardzo krzywdzące stwierdzenie - mówi Jacek Poniedziałek. - Osoby mi niechętne powtarzają, że dla kariery wykorzystuję mój homoseksualizm.

- Ja tam stoję w imieniu narodu - mówi Bulski. - Bo naród ma prawo powiedzieć, jak chce swojego prezydenta uczcić.

Potem się reflektuje, że jednak o część narodu chodzi, i uczczenie nie tylko prezydenta, ale wszystkich, którzy razem z nim zginęli, lecąc do Katynia, by uczcić "innych bestialsko pomordowanych Polaków".

Owa część narodu, w liczbie nawet stu osób co noc - bo Mariusz Bulski pod krzyżem jest głównie nocami - podchodzi do niego.

- Ze łzami w oczach dziękują mi za to, co robię - mówi aktor. - Proszą: - Panie Mariuszu, niech się pan trzyma. Pan nas tutaj reprezentuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji