Artykuły

Znów w teatrze Jarockiego

Nikołaj Robertowicz Erdman jest u nas dramaturgiem prawie nieznanym, chociaż już w 1978 roku "Dialog" opublikował jego debiutancki utwór pt. "Mandat". Jako dramaturg nie jest też znany szerokiej publiczności radzieckiej o czym z zażenowaniem pisał Aleksandr Swobodin w komentarzu do pierwszego wydania "Samobójcy" - sztuki, której premierą zaprezentował w miniony piątek wrocławski Teatr Współczesny.

Trzeba powiedzieć od razu, że był to wieczór niezwykły. Przyniósł bowiem prezentację wybitnego utworu, którego prekursorstwo wprawić musi w osłupienie każdego teatromana. Tej tragikomedii nie powstydziłby się Sławomir Mrożek, bo jest ona napisana jakby w jego stylistce, choć oczywiście, porównanie to jest nieco naciągane N.R. Erdman naprał "Samobójcę" prawdopodobnie w latach 1928-30; w każdym razie wiadomo, że w 1930 roku Wsiewołod Meyerhold przygotowywał jej premierę, nie do publicznej prezentacji sztuki nie doszło. Skończyło się na tym, że próbę obejrzała, jakaś tajemnicza komisja i utwór przepadł na kilkadziesiąt lat Autor też zresztą. Za jakiś idiotyczny dowcip znalazł się na dalekiej Syberii, Historia jak z powieści Anatolija Rybakowa Konstanty Stanisławski interweniował w sprawie sztuki u samego Stalina. Ten odpisał: "Moi najbliżsi towarzysze uważają, że jest pustawa i nawet szkodliwa".

Tak. W latach 30, w okresie stopniowego tworzenia zrębów systemu stalinowskiego, utwór Erdmana przedstawiał wielkie niebezpieczeństwo, gdyż rozpaczliwie wołał o prawo jednostki do niezależności. Lecz jednocześnie przecież "Samobójca" ostrze satyry kieruje w stronę mieszczaństwa, tej warstwy społecznej, która w nowej sytuacji społeczno-politycznej już zdążyła się urządzić, cynicznie zdradzając ideały rewolucji, warstwy, o której Majakowski pisał w jednym ze swych wierszy, że spoza pleców nowego państwa wystawiła swój "ryj". Tej intencji utworu nie chciano jednak dostrzec. Zresztą, jak mieli ją dostrzec ludzie, którzy sami reprezentowali klasę nowobogackich partyjnych, pod hasłami Października zdobywszy stołki i władzę. Ten utwór był także przeciwko nim. Erdman musiał przegrać. Tak jak Majakowski, jak wielu innych.

Łatwo zauważyć pokrewieństwo "Samobójcy" z Gogolowskim "Rewizorem". Tu rzekomy same wciąga w nieprawdopodobne, absurdalne sytuacje całe otoczenie, demaskując jego fałsz i obłudą. Perypetie głównego bohatera Siemiona Siemionowicza Podsiekalnikowa (KRZYSZTOF KULIŃSKI) osiągają wymiar groteski. To ciąg znakomitych pomysłów sytuacyjnych, które prowadzą do wielkiego finału, w którym śmiech zamiera na ustach.

JERZY JAROCKI, który reżyserował przedstawienie, nie byłby sobą, gdyby nie nadał temu tworzywu własnego, autorskiego kształtu. Znowu więc we Wrocławiu podziwiać możemy zjawiska artystyczne, które od lat całkiem słusznie określa się jako "teatr Jarockiego" - dbały o tekst dramatu, bezbłędny warsztatowo, mocno trzymający przedstawienie w ryzach konwencji ni to snu, ni to jawy, przy całym realizmie inscenizacji i neonaturalistycznej scenografii (ZOFIA DE INES LEWCZUK). Ale o tym nie sposób napisać w kilku zdaniach - poświęcimy tej premierze nieco miejsca w najbliższym "Magazynie GR". Dziś dodam tylko, że gromkie brawa publiczności po spektaklu wcale nie były przejawem kurtuazji wobec uznanego reżysera, gdyż obejrzeliśmy naprawdę dobre przedstawienie z kilkoma interesującymi rolami aktorskimi. Myślę tu przede wszystkim o KRZYSZTOFIE KULIŃSKIM w roli Siemiona Siemionowicza, znakomitej GENIE WYDRYCH jako Serafinie Iljicznej oraz zaskakującym epizodzie BOLESŁAWA ABARTA w roli podejrzanego typa. Premiera "Samobójcy" przyszła w końcówce sezonu i choć w przedstawieniu czuje się jeszcze zadyszkę spowodowaną pośpiechem realizacji, zespół Teatru Współczesnego zasłużył na słowa uznania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji