Artykuły

Spróbujemy nie nadąć tematu

- W "Charlie bokserem" funkcjonujemy w przestrzeni, którą nie do końca da się określić jako teatr dramatyczny, burleskowy czy teatr tańca. To kolejna wariacja na temat teatru - mówi LESZEK BZDYL, mim, tancerz i choreograf, przed premierą spektaklu Piotra Cieplaka, który otworzy nową Scenę Kameralną Teatru Wybrzeże w Sopocie.

Łukasz Rudziński: Nie pierwszy raz współpracujesz z reżyserem Piotrem Cieplakiem. Jaka jest twoja rola w tym spektaklu? Leszek Bzdyl: Pracujemy z Piotrem od 1997 roku i mamy za sobą wiele wspólnych realizacji. Przeważnie on rzuca hasło, ja robię wariację na temat, on przekłada to kolejną kartą, a potem znowu moja kolej, aż dochodzimy do oczekiwanego efektu. To partnerska praca. Bardzo się cieszę na tego rodzaju tandem - mówimy o jednym, ale używamy rożnych języków, które w którymś punkcie się mieszają.

Oczywiście Piotr jest reżyserem, to on uruchamia kolejne zdarzenia. W realizacjach Piotra wszyscy zaangażowani są w kreacje w równy sposób, ale aktorzy przede wszystkim - oni są podstawowymi twórcami zdarzenia. Dla Piotra Cieplaka nie ma barier - raz wykonuje spektakl na sznurek i papieros i potem prowadzi dialog z Beckettem, a w końcu realizuje przedstawienie taneczne. Wydaje się, że "Charlie bokserem" jest kolejnym krokiem na rzecz spotkania tak zwanego teatru tańca i teatru dramatycznego.

Tym razem robicie spektakl o Charlie Chaplinie?

- Oczywiście myślimy o remake'u sekwencji Chaplinowskiej z ringiem. W "Charlie bokserem" funkcjonujemy w przestrzeni, którą nie do końca da się określić jako teatr dramatyczny, burleskowy czy teatr tańca. To kolejna wariacja na temat teatru. Różne materie będą się przenikać - nie wiemy do jakiego etapu tego przenikania dojdziemy. Mnie osobiście intryguje, jak remake burleski zderzy się z improwizacjami tekstowymi. Aktorzy Teatru Wybrzeże przesunięci zostali w odmienną dla nich formę obecności scenicznej, pewnie mniej bezpieczną, bo nie popartą tylko i wyłącznie strukturą tekstu. W tym spektaklu są w pewnym sensie performerami. Czy ta swoista układanka stwarza nową jakość, to pewnie dowiemy się dopiero, kiedy skonfrontujemy ją z widownią.

Poprzeczka będzie zawieszona naprawdę wysoko. Każdy widział Charlie Chaplina, każdy jakoś go wspomina.

- Jakkolwiek to jest nazywane "Charlie bokserem", my nie trzymamy się ściśle tematu. Charlie jest hasłem wywoławczym. Jako współrealizator trudno byłoby mi być non-stop na scenie. Na szczęście moja postać ma do załatwienia na scenie pewne rzeczy, raz na jakiś czas. Charliem witamy widownię. Potem jest już zupełnie o czymś innym, gdzieś ten Charlie się odezwie, potem być może zamknie przedstawienie. Dla Piotra Charlie jest punktem wyjściowym do rozmowy o sztuce. To strasznie poważnie brzmi, ale czy przypadkiem każdy kolejny spektakl nie powinien być w pewnym sensie rozmową o sztuce? Spróbujemy nie nadąć tematu i nie oszaleć w przekonaniu o tym, że my wiemy, gdzie leży prawda.

Występujesz w dwóch rolach - jesteś wewnątrz i na zewnątrz spektaklu. Jako Charlie oraz reżyser ruchu.

- Albo inspirator zdarzeń... gubię się w tym trochę technologicznym nazewnictwie - ruch sceniczny, choreografia, dramaturgia ruchu scenicznego. Trudno to uchwycić. A może raczej współtwórca zdarzenia? Ale to aktor ostatecznie tworzy życie sceniczne i to on musi dotrzeć do istoty rzeczy. To aktor jest twórcą roli, a pomaga mu właśnie... inspirator, reżyser?

Widzowie przyzwyczajeni do teatru dramatycznego zobaczą spektakl "przesunięty" w inne rejony. Charlie, który się jednoznacznie kojarzy z Chaplinem, okazuje się punktem startowym. A co dalej? Odchodzicie od niego w kierunku rozmowy o sztuce. To ile będzie w "Charlie bokserem" Charliego Chaplina?

- Nasz Chaplin spektakl zatytułowany jest "Charlie bokserem", a skoro Charlie jest bokserem, to nie ma laseczki w ręku, więc mamy z głowy jeden z kanonicznych rekwizytów Chaplina. Posługujemy się zapisem ze "Świateł wielkiego miasta". To tam właśnie jest scena, gdzie Charlie wchodzi na ring. To jest już późny Chaplin, jeden z ostatnich jego filmów. Rozpoznajemy tego Chaplina, ale on już nie jest tak farsowy i pełen gagów jak w jego wcześniejszych filmach. On gra swoją rolę na ringu wszystkimi możliwymi sposobami. On ma krótkie portki, a nie swoje spodnie na szelkach, ma melonik, ale za chwilę go ściąga i jest po prostu przypadkowym człowiekiem, który wszelkimi sposobami próbuje przetrwać pojedynek bokserski z Rzeźnikiem z Bostonu.

Wy też gracie...

- Nie przypinamy się do Chaplina w stosunku jeden do jednego. Nie chcemy go udawać. Im szybciej ktoś zapomni, że oglądamy tutaj sytuacje z Chaplina i czy aby na pewno pozostali grają kino nieme, tym lepiej. To dość dynamiczny fragment spektaklu i mam nadzieję, że widownia będzie śledzić akcję, a nie szukać klisz chaplinowskich. Cały spektakl powinien umykać przyzwyczajeniom widowni. Wierzę, że nie da się go złapać i zamknąć w klarownej interpretacji. Mam nadzieję, że wszyscy wyjdziemy z tego przedsięwzięcia z pootwieranymi szufladkami, a przewietrzając te szufladki podejmiemy jakieś nowe lub chociażby dawno zapomniane refleksje. Marzy mi się, żeby "Charlie bokserem" był nieuchwytny, a jednocześnie bliski widzom tego spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji