Artykuły

Audiobooki robią furorę. Tylko po co ten pies szczeka w 48. minucie

Jakie książki są teraz najmodniejsze i szturmem zdobywają rynek? Audiobooki. Płock ma w tym swój udział - Marek Walczak, nasz aktor, od kilku lat nagrywa na płyty Sienkiewicza, Reymonta, Murakamiego. Zaczynał w rogu sypialni, owiniętym pianką. Dziś wspomina, jak mikrofon zbierał mu z kuchni skwierczenie mielonych - pisze Milena Orłowska w Gazecie Wyborczej - Płock.

Wszystko zaczęło się dobrych kilka lat temu, kiedy jeszcze Marek Walczak [na zdjęciu] pracował w teatrze w Tarnowie. - Mój kolega, realizator dźwięku w radiu RDN Małopolska, zaproponował, żebym zrobił dla nich kilka głosowych dżingli - opowiada aktor. - Do tamtej pory nie przyszło mi nawet do głowy, że mogę coś zdziałać na tym polu. Pewnie, że dla aktora głos to coś podstawowego, ale wcześniej nikt nigdy nie mówił, że ten mój brzmi choć trochę wyjątkowo. Chociaż... Pewnie z czasem nabrał charakteru. Wiek, setki przedstawień, papierosy...

W taki oto sposób Marek Walczak rozpoczął swoją karierę radiowego lektora. To były zazwyczaj reklamy, krótkie sprawy, 30 sekund i po wszystkim. Ale aktorowi już wtedy marzyło się nagranie całej powieści. - I w momencie, gdy z żoną decydowaliśmy się na powrót do Płocka, skontaktował się ze mną szef wydawnictwa Aleksandria. Musiał gdzieś mnie usłyszeć, mój głos krążył już wtedy po Polsce - śmieje się Walczak. - Zaproponował: nagraj "Potop". No i nagrałem!

To była duża sprawa. Prawdziwe wyzwanie aktorskie, bo w książce jest kilkadziesiąt postaci i każda musi mówić nieco inaczej. Nie dość, że trzeba je wszystkie zróżnicować, to potem jeszcze spamiętać jej cechy charakterystyczne, bo np. żołnierz taki a taki najpierw pojawia się na stronie 15, a potem dopiero na 153. Takie nagranie to także niemały wysiłek fizyczny, bo "Potop" to 1,1 tys. stron.

- Pół roku nad tym pracowałem, bo do samego czytania doszła jeszcze obróbka, eliminacja błędów. Przecież nie ma szans, by się w pewnym momencie nie przejęzyczyć - przyznaje Walczak. - W dodatku robiłem to w domu, w sypialni miałem swój kącik z mikrofonem, sprzętem, owinięty piankami dla wytłumienia dźwięków z tła. Ale i tak zdarzało się, że wpadałem do kuchni i domagałem się, żeby żona przykręciła gaz pod garnkami, bo mi mikrofon zbiera skwierczenie mielonych! Albo wchodziłem do salonu cały spłakany, żona pyta, co się dzieje, a ja na to: właśnie czytałem Oleńkę i tak się wzruszyłem...

Wysiłek duży, warunki domowe, ale udało się. Walczak do dziś mówi o nagranym przez siebie "Potopie" z prawdziwą dumą.

- Wzorowałem się na postaciach Hoffmanowskich, mój Kmicic brzmi nieco jak Olbrychski, Zagłoba jak Mieczysław Pawlikowski z serialu - porównuje. - I do dziś docierają do mnie bardzo pozytywne recenzje. A nagrywanie w domu? Okazało się, że miało dodatkowy smaczek. Jeszcze niedawno dostałem maila od któregoś ze słuchaczy, że całe nagranie w porządku, wszystko OK, tylko w 48. minucie słychać wyraźnie szczekanie psa... No, faktycznie. Pies wtedy szczekał na podwórku naszego mieszkania na Skarpie.

"Dzięki tej interpretacji na nowo odkrywam język bohaterów Potopu " - oto opinia internautki znaleziona na stronie wirtualnej księgarni. Ciąg dalszy: "Doskonała dykcja aktora powoduje, że i ja w codziennych rozmowach mam wyjątkową ochotę nie śpieszyć się, nie mówić skrótami, rezygnować z medialnego" kodu, który bynajmniej nie ma nic wspólnego z pielęgnowaniem polszczyzny, z kulturą języka. Jestem przekonana, że ta interpretacja powieści uczyni wiele dobrego dla zachwaszczonego polskiego języka. Być może uświadomi także młodym, którzy zechcą w ten sposób przeczytać Potop , że warto wrócić do źródeł języka, dbać o jego czystość".

"Potop" nagrany przez Marka Walczaka (w sumie wyszły z tego trzy płyty, 56 godzin słuchania) trafił do zbiorowego wydania trylogii Sienkiewicza. Nasz płocki aktor jest w doborowych towarzystwie - "Ogniem i mieczem" czyta Krzysztof Globisz, a "Pana Wołodyjowskiego" Zdzisław Wardejn.

- I teraz stoję sobie na półkach np. w Empiku, można kupić sobie mój "Potop", i to wcale niedrogo, audiobooki w ogóle są dość tanie, kosztują ok. 20 zł - dodaje Walczak. Podkreśla jednak, że w momencie nagrania ostatniego słowa książki, żegna się ze swoim dziełem. Nie ma udziału w każdym sprzedanym egzemplarzu.

A szkoda. Bo w 2009 r. Polacy wydali na audiobooki blisko 20 mln zł. Rok wcześniej - prawie 17 mln. Takie dane podaje spółka Net Press Digital, która prowadzi internetową księgarnię Nexto.pl. Co miesiąc przybywa 25 nowych tytułów do słuchania. Kupują je przede wszystkim wykształceni pracownicy umysłowi, studenci, uczniowie, prywatni przedsiębiorcy. Młodzi (62 proc. badanych ma mniej niż 39 lat) i lepiej sytuowani mieszkańcy wielkich miast. Do słuchania książek wykorzystują wszelkie możliwe sposoby - dojazdy do pracy, delegacje czy wakacje.

W postaci audiobooków ukazuje się coraz więcej bestsellerów - wszystkie części "Harry'ego Pottera", "Kod Leonarda da Vinci", "Cień wiatru" oraz książki Katarzyny Grocholi czy Janusza L. Wiśniewskiego. Wydawnictwo Czarna Owca wprowadziło do sprzedaży pierwszą część trylogii Larssona pt. "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet". Pierwszy nakład wyniósł 5 tys. egzemplarzy i został sprzedany w ciągu miesiąca. W sumie Polacy mogą w tym momencie wybierać z prawie 1,5 tys. tytułów.

- Faktycznie, audiobooki zdobywają rynek - Walczak ma podobne wrażenie. - Teatr Polskiego Radia wydał niedawno "Narrenturm" Sapkowskiego z udziałem 122 aktorów, to przecież gigantyczne przedsięwzięcie. I to nagranie cieszy się naprawdę dużą popularnością.

Sam swoich rzeczy, w całości, nie słucha. Mówi, że zwyczajnie nie ma czasu. - Ale są ludzie, którzy np. dojeżdżają długo do pracy, stoją w korkach, spędzają dużo czasu w domu, pracując, sprzątając, robiąc cokolwiek... Właśnie oni wrzucają do odtwarzacza dobre książki. I słuchają.

Po "Potopie" wszystko zaczęło się naprawdę. - Założyliśmy firmę, Płocki Dom Medialny. Paradoksalnie z samego Płocka zamówień nie było za dużo. Choć przepraszam, głos w Ciuchci Tumskiej, który objaśnia, co widać po lewej, a co po prawej stronie - to właśnie ja! Wracając do firmy - dorobiliśmy się własnej siedziby, z reżyserką i kabiną nagraniową, w pełni profesjonalnym sprzętem. Mielonych już nie słychać. I nagrywamy - reklamy (to ja np. serdecznie zapraszam do robienia zakupów w jednej z większych w Polsce sieci sklepów spożywczych). I książki. Mam na swoim koncie "Antka", "Kamizelkę", "Ziemię obiecaną", ostatnio skończyłem "Robinsona Cruzoe". Nie, nie, wydawnictwa nie zamawiają tylko lektur. Nagrywałem np. "Norwegian wood" Haruki Murakamiego, ostatnio bardzo popularnego japońskiego autora.

Walczak zapewnia, że nie dba jakoś szczególnie o głos, gra przedstawienie za przedstawieniem, prowadzi warsztaty teatralne, palenie rzucił, ale szyi szalikiem codziennie nie okręca. Nie pije surowych jajek. I nie unika zimnych napojów. A głos ma tak świetny - możecie sprawdzić; na stronie www.marekwalczak.pl są fragmenty nagrań jego audiobooków. - Ludzie poznają już mnie po głosie. "A to pan, znam pana, to ten głos!" - wykrzykują przy najróżniejszych okazjach. Ostatnio, na ślubie kolegi słyszałem, jak ktoś powiedział: "Zobacz, to ten pan, który przeczytał Potop !".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji