Artykuły

Polityka i erotyka

Z pewnością musical jest gatunkiem teatralnym na dzisiejsze ciężkie cza­sy. Rokuje on najlepsze nadzieje na zapełnienie widowni. Atakuje bo­wiem publiczność ze wszystkich stron. Muzyką, tańcem, śpiewem, aktor­stwem, wystawną scenografią. Można się było o tym przekonać podczas kolejnej wizyty z cyklu "Goście Teatru Dramatycznego". Tym razem przy­jechał Teatr Rozrywki z Chorzowa z "Evitą", światowym scenicznym prze­bojem Tima Rice'a - libretto i Andrew Lloyda Webbera - muzyka.

Przez długie lata mówiono, że teatr nasz nie jest w stanie wystawić musicalu na odpowiednim poziomie z powodu perfekcyjności, jakiej wymaga ten gatunek. Tu śpiewacy muszą umieć tańczyć, a tancerze śpiewać. Główna diva zaś nie może ważyć 100 kilo, co w operze nikomu nie przeszkadza (jeszcze jeden przykład przewagi ducha nad materią - ważniejsze są trele od tzw. masy właściwej).

Najlepszym dowodem, że mamy arty­stów, którzy są w stanie sprostać musicalowym wymaganiom, jest właśnie przy­kład chorzowian, którzy pod dyrekcją Da­riusza Miłkowskiego w poważny sposób podchodzą do teatru muzycznego. A swo­je umiejętności systematycznie poszerzają, pracując nawet nad teatrem plastycznym, wystawiając np. "Ślady" Józefa Szajny, z którym to przedstawieniem byli uprzednio w Warszawie w Teatrze Polskim.

"Evita" jest trudnym do wystawienia musicalem. A zarazem po przezwycięże­niu wszystkich "schodów" bardzo atrak­cyjnym.

Ważny jest sam tekst. Nie jest to bo­wiem tylko opowiastka z cyklu Sie ko­chają, lecz pokazuje wplątanie się w po­litykę skromnej artystki, z pogranicza sce­ny i burdelu, Evity Duarte, która w latach czterdziestych doszła w Argentynie nie tyle z nędzy do pieniędzy, co do władzy. Bowiem na tej ostatniej, przede wszyst­kim, jej zależało. Pomocnym narzędziem okazał się gen. Juan Peron, który miał wyjątkowe szczęście do kobiet. Jak pa­miętamy, w kilkadziesiąt lat po śmierci Evity jego druga żona, Izabella, umożli­wiła mu powrót do władzy.

Kłopot w tym, że o tych wszystkich skomplikowanych sprawach trzeba śpie­wać. Nie ma ani jednego słowa mówionego. Za to przebój płynie za przebojem.

Tu pewne zastrzeżenie. Chorzowscy artyści zbyt dokładnie wzorowali się na rock-operze. W związku z tym orkiestra pod batutą Jerzego Jarosika grzmi na peł­ny "fajer". Artyści zdzierają sobie gardła, usiłując przebić się ze swoim śpiewem. Słowem, jak w rocku - trochę za dużo łomotu i krzyku. Dlatego nie w pełni tekst - bardzo ważny i niegłupi - dochodzi. Ta konwencja powoduje też, że w głównych partiach Evity - Marii Meyer - trochę za dużo drapieżnego dramatyzmu, a za mało liryki. Ta ostatnia zwycięża dopiero w końcowej pieśni, kiedy Evita już na szpitalnym łóżku, wzruszająco śpiewa o lo­sie, który wzięła w swoje ręce. Wtedy też po raz pierwszy okazuje się, że orkiestra potrafi grać piano.

Inna sprawa, że trudno jej było, jak i wykonawcom, cyzelować niuanse mu­zyczne w fatalnych warunkach, stworzo­nych przez przestarzałą aparaturę nagła­śniającą Teatru Dramatycznego, pamię­tającą być może jeszcze czasy patrona i darczyńcy Pałacu Kultury i Nauki. Na pierwszym przedstawieniu zgrzytało nie­miłosiernie. Podczas trzeciego było już trochę lepiej. Podziwiałem odporność nerwową muzyków, zwłaszcza wyko­nawców głównych ról z Marią Meyer na czele, której np. podczas pięknie śpiewa­nych partii zaczęły towarzyszyć trzaski. Mogła się zdenerwować. I stąd przewa­ga dramatyki a nie liryki - tkliwej dyna­miki.

W sumie trzeba przyznać, że odtwór­czyni Evity stała się wielkim wspaniałym odkryciem tych gościnnych występów. Dobre warunki - tzw. sceniczna uroda. Doskonałe rzemiosło aktorskie. Bardzo dobry, mocny, ekspresyjny głos. To jest

artystka, która spełnia wszystkie, najbar­dziej rygorystyczne, wymogi musicalowe. Reżyser Marcel Kochańczyk narzucił bardzo dobre tempo, trzymające widow­nię cały czas w napięciu. Zainscenizował bardzo pomysłowo sceny grupowe. Ich malarskość podkreśliły kostiumy Do­roty Moravetz. A Przemysław Śliwa nadał im rytm i dynamikę, proponując niebanal­ne, interesujące układy choreograficzne. Kontrpartnerem Evity jest narrator w posta­ci Che Cuevary. Widziałem w tej roli dwóch wykonawców. Młody aktor Krzysztof Respondek pokazał dobry warsztat i głos. Położył nacisk, przede wszystkim, na romantyczny bunt swojego bohatera. Mi­chał Bajor stworzył postać bardziej refle­ksyjną, wydobył chwilami gorzki sarkazm. Pomogła w tym niepowtarzalna barwa gło­su i niezwykła ekspresyjność sceniczna. Tę rolę gra także Paweł Kukiz, lider zespołu "Piersi".

Jacenty Jędrusik sprostał roli Perona, w "Evicie" żyjącego trochę w cieniu głównej bohaterki. Wykazał urok melodii przypisa­nych przez Webbera pułkownikowi, a potem generałowi.

Przykład Teatru Rozrywki dowodzi, że w dzisiejszych czasach w teatrach, w małych ośrodkach pracuje się po prostu le­piej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji