Artykuły

Nieubrudzona miłością

"Byle nie o miłości" - recital Magdy Kumorek na XXVI PPA we Wrocławiu. Dla e-teatru pisze Agnieszka Kłos.

Poza naiwnej dziewczyny i subtelny uśmiech nie wystarczył, żeby odwrócić uwagę widzów od niskiego poziomu tego recitalu. Po raz pierwszy uczestniczyłam w premierze, podczas której to orkiestra przyćmiła solistkę. Ciekawe doświadczenie.

Może wygrali tego wieczoru ci, którzy wcześniej nie słuchali głosu Janusza Radka i przyszli posłuchać debiutantki. Ja miałam to nieszczęście, że recital Magdy Kumorek był moim drugim koncertem tego dnia. Dlatego od początku trudno mi było zrozumieć, czemu artystka wstrzymuje się przed swoją ekspresją. Kiedy po prostu wybuchnie i da nam się porwać swojej narracji. Byłam naiwna, Kumorek tego wieczoru nie zamierzała zarazić nas swoją historią, po prostu pozowała na powściągliwą gwiazdę. Znacznie starszą niż w rzeczywistości. Taka stara maleńka na scenie robi naprawdę paskudne wrażenie. Tym bardziej, że jest młoda i bardzo niedoświadczona.

Wiem, że każdą z tych piosenek można by zaśpiewać lepiej. Może za kilka lat Kumorek niczym wspominana tego wieczoru przeze mnie w myślach, Grażyna Szapołowska, nauczy się interpretacji piosenek o miłości. Nie takiej szkolnej, grzecznej i poprawnej jak dziś, ale brudnej, drapieżnej i całkiem nie na miejscu. Takiej, o jakiej jak sądzę, zamierzała zaśpiewać artystka.

Co otrzymali widzowie tego wieczoru? Piosenki śpiewane na jednej nucie. Poprawnie i bez wysiłku, ale za to zupełnie pozbawione charakteru. Repertuar tego recitalu pasowałby idealnie do starszej aktorki, podniszczonej życiem, pozującej na furję rozszarpywaną namiętnościami.

Tymczasem Kumorek jawiła mi się tego wieczoru na scenie jako postać hybrydalna, ni to Bajor, ni Geppert. I zupełnie nie uwierzyłam, że artystka wie o czym nam śpiewa. Oczywiście pamięta słowa tych piosenek, gra rękoma, wykorzystuje atrybuty znane z kiczowatych seriali o miłości, ale mimo to nie wie, co robi. Albo wie i tak płasko jej to wychodzi.

Zastanawiałam się tylko jak można być tak słabym rzecznikiem swoich piosenek. I to dokładnie w dzień premiery. Repertuar środków aktorskich wyczerpał się Kumorek po trzeciej piosence. Potem wszystko było już dla widza po prostu przewidywalne. Kieliszek wina, uniesienie ręki, odwrócenie głowy znane nam doskonale z najstarszych produkcji kina niemego.

Ten brak pomysłu na piosenkę spowodował coś dziwnego. Otóż tego wieczoru zabrakło narratora na scenie, mimo że ktoś tam przecież stał. A nawet bisował. I wtedy zdałam sobie sprawę, że pewnie rzecz rozbija się o dojrzałość aktorską. Kumorek jako artystka nie zdążyła się ubrudzić ani życiem, ani miłością. Czy nie lepiej było w takim razie poprzestać na lekkim, wesołym repertuarze?

O klęsce tego recitalu może świadczyć fakt, że trudno było skupić się na przedstawieniu. Bez uczucia nudy. To tak jakby być z kimś w łóżku i myśleć o zupie pomidorowej. Szkoda, że podczas pracy nad interpretacją piosenek Kumorek nie chciała się nieco ubrudzić prawdą o nich.

Solistka nie przyćmiła swojej orkiestry. Najbardziej niezwykłe było to, że z każdą piosenką muzycy zyskiwali coraz więcej w oczach publiczności. A gesty Kumorek przekonywały widownię coraz mniej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji