Artykuły

Antoni Czechow w gabinecie luster

"Wiśniowy sad" zajmuje w dorobku Antoniego Czechowa miejsce pokrewne pozycji "Burzy" w twórczości Williama Szekspira. Oba wybitne utwory są pożegnaniem wielkich autorów z teatrem. "Wiśniowy sad" pisał Czechow rok przed śmiercią, wiedząc o swej chorobie, wolniej i z większą trudnością niż poprzednie sztuki. Premiera w moskiewskim Teatrze Artystycznym ledwie kilka miesięcy poprzedziła odejście pisarza.

Wydawałoby się, że dramat-testament musi być rozliczeniem z życiem i światem w tonie bardzo poważnym. Czechow jednak żądał, by "Wiśniowy sad" traktowano jako komedię, a momentami nawet farsę. Rozpięcie sztuki między konwencją komediową i tonacją dramatyczną stało się na wiele lat podstawowym wyzwaniem, któremu sprostać muszą inscenizatorzy arcydramatu Czechowa. Czasem przeważa koncepcja Konstantego Stanisławskiego, każąca widzieć utwór jako mroczny dramat psychologiczny, rzadziej interpretacja autorska. Kiedy realizatorzy nie wiedzą, na co się zdecydować, rzecz cała kończy się zwykle niepowodzeniem. Tak stało się w Teatrze Dramatycznym. Trudno bowiem dociec, o czym jest "Wiśniowy sad" w reżyserii Leonida Hejfeca.

Utwory autora "Mewy" słusznie nazywa się "komediami życia". Bohaterowie kochają z wzajemnością, a częściej bez, cierpią, cieszą się, żyją i umierają. Ale świat wokół nich trwa dalej, nieczuły na ludzkie nieszczęścia i odmiany losu.

Nie bez przyczyny porównałem Czechowa z Szekspirem. Nie chodzi tylko o to, że dramaty pierwszego dorównują dziełom drugiego. "Wiśniowy sad" wielokrotnie zestawiano z "Królem Learem". Tak jak tragedia Szekspira, mówi bowiem o końcu starego świata o ustalonej hierarchii wartości, o zmianie porządku, która wprowadzi zwycięstwo sił pragmatycznych, lepiej czujących ducha czasu. Stąd finał "Wiśniowego sadu" - śmierć starego lokaja Firsa, pamiętającego jeszcze czasy "przed nieszczęściem" - zniesieniem pańszczyzny. Firs jest Learem czechowowskiego świata. Jego odejście, sprzedaż majątku Raniewskiej i wyrąbanie tytułowego sadu oznacza koniec dawno ustalonego ładu w świecie.

Tej myśli nie odnajdujemy w warszawskim przedstawieniu. Firs Gustawa Lutkiewicza jest tylko wciąż nieobecnym safandułą i w finale tak naprawdę nie może zdarzyć się nic. Zmianę pozycji bohaterów najpełniej udało się ukazać Jarosławowi Gajewskiemu w roli Łopachina. Syn chłopa, zarządca majątku, początkowo nie może pojąć życiowego podejścia Raniewskiej (Danuta Stenka) i jej brata Gajewa (Krzysztof Wakuliński), przywiązania do miejsca i wspomnień. Nie życzy im źle, tylko ich niezaradność doprowadza go do wściekłości. Kupno majątku można nazwać triumfem. Jednak zwycięstwo Łopachina mocno zaprawione jest goryczą. Łopachin, choć cieszy się z awansu społecznego, boi się odtrącenia przez dawnych pracodawców. Dlatego bohater Gajewskiego do końca pozostaje rozdarty.

Udane role stworzyli też Agnieszka Kotlarska - bardzo młodzieńczą, wierząca w lepszą przyszłość Ania i Mariusz Bona-szewski, mocno podkreślający zmienne nastroje Trofimowa.

Główną partię reżyser powierzył Danucie Stence. Po znakomitej Elektrze i serii ról w Teatrze TV aktorka znajduje się na fali sukcesu. Raniewska jest jednak porażką. Zagrana na granicy histerycznego śmiechu i płaczu, pozbawiona została wymiaru tragicznego i tajemnicy.

Scenograf Wiesław Olko wtłoczył dramat Czechowa w symboliczne ramy. Ścianę pokoju zamykają lustra. W nich, jak rozumiem, mają przeglądać się postaci. Tylko po co, skoro w całym przedstawieniu zabieg ten nie ma uzasadnienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji