Artykuły

Podgrzewanie atmosfery

Był to spektakl jedyny w swoim rodzaju, chyba w skali światowej. Mam na myśli telewizyjną transmisję rozprawy Sądu Najwyższego, na której zapadła decyzja o ważności wyborów prezydenckich. Uznanie niepodważalnego werdyktu trzeciej władzy zapowiedzieli, zanim jeszcze został ogłoszony, wszyscy aktorzy prawej strony sceny politycznej. Aleksander Kwaśniewski wygrał wybory, ale sprawowanie urzędu głowy państwa rozpocznie z zasłużoną reputacją kłamcy i krętacza. Co się stało, to się nie odstanie. Można by więc uważać sprawę za zamkniętą, żywiąc nadzieję, że poddany surowej ocenie moralnej zwycięski kontrkandydat Wałęsy zechce się zrehabilitować i w przyszłości nie zrobi już niczego, co podważyłoby jego mocno nadszarpnięty autorytet. Jednakże adwersarze Kwaśniewskiego nie złożyli broni, a miejscem prowadzonej przeciwko niemu kampanii jest telewizja publiczna, która w swoich dziennikach i programach publicystycznych podgrzewa atmosferę walki politycznej. Ze szczególną gorliwością i satysfakcją robią to dziennikarze prowadzący rozmowy z politykami w "Pulsie dnia", porannym "VIP-ie", niedzielnych "Opiniach".

Tym, co staje się nie do zniesienia w Walendziaków ej telewizji, jest natrętne uprawianie propagandy. Czy już do końca świata mamy co roku obchodzić kolejne rocznice ogłoszenia stanu wojennego? Wszystko na ten temat zostało już powiedziane, ale musimy to przeżywać ciągle na nowo, oglądając znane już na pamięć materiały filmowe, słuchając po raz tysięczny generała Jaruzelskiego ogłaszającego w telewizji stan wojenny.

Przejdźmy do czegoś przyjemniejszego, a mianowicie do specjalnego wydania programu Manna i Materny "MdM", w którym ta sympatyczna spółka autorsko-prezenterska wyprawiła urodziny swemu Rezydentowi, Jeremiemu Przyborze. Była napisana dla niego z tej okazji piosenka śpiewana przez trzy urocze panienki, przeboje Kabaretu Starszych Panów w wykonaniu Zbigniewa Zamachowskiego, Magdy Umer, Piotra Machalicy i Janusza Józefowicza i życzenia dla Jubilata od dwóch Wiesiów - Gołasa i Michnikowskiego, od przechodniów, kupców mięsnych z całej Polski i od personelu słynnego krakowskiego "Wierzynka". Kulminacyjnym punktem uroczystości była nominacja dostojnego Rezydenta na Monarchę Absolutnego i Oświeconego oraz jego koronacja, a następnie przemówienie, w którym Monarcha zaznaczył, że ma wykształcenie wyższe, ale tylko zaczęte, za to trzykrotnie. Po wręczeniu Panu Jeremiemu tortu urodzinowego w kształcie księgi pamiątkowej z marcepanu - docent przyborologii Magda Umer zaprosiła cały naród, reprezentowany przez uczestników programu, na szampana.

Wydarzeniem artystycznym mijającego roku była najnowsza premiera Studia Teatralnego Dwójki, które przedstawiło prześwietny spektakl sztuki klasyka dramaturgii niemieckiej Heinricha Kleista "Kasia z Heilbronnu" w reżyserii Jerzego Jarockiego. Jej prapremierowe w Polsce przedstawienie zainaugurowało 30 listopada 1994 r. działalność stworzonej na wrocławskim Dworcu Świebodzkim nowej sceny Teatru Polskiego po spłonięciu jego widowni. Znakomity reżyser przeniósł je teraz do telewizji w tej samej scenerii. Nie wystawiane dotąd na polskich scenach dzieło Kleista, napisane przez niego na przełomie 1807 i 1808 r., trzy lata przed jego samobójczą śmiercią, jest opowieścią o wielkiej miłości tytułowej bohaterki, 15-letniej córki płatnerza z miasta Heilbronn, do młodego, urodziwego arystokraty, hrabiego Fryderyka. Miłość ta była ich przeznaczeniem, oboje ją wyśnili w proroczych snach, lecz on pomylił Kasię z inną kobietą i odrzucił jej uczucie. Zanim Fryderyk pozna swój błąd, musi przejść przez wiele trudnych prób - także przez próbę ognia. Baśniowa historia, dziejąca się na pograniczu jawy i marzeń sennych, ma szczęśliwe zakończenie. Poślubiając Kasię, hrabia nie popełni nawet mezaliansu, ponieważ okazuje się, że jego ukochana jest córką cesarza, który dziewięć miesięcy przed urodzeniem się Kasi przeżył przygodę miłosną z jej matką.

Spektakl Jarockiego oglądało się z prawdziwą rozkoszą. Był pod każdym względem doskonały. Zaciekawiał, wzruszał i bawił. Inscenizacja wydobyła bowiem, wśród innych walorów sztuki, także tkwiący w niej ładunek humoru. I wreszcie oglądaliśmy w Teatrze Telewizji nie opatrzone twarze bardzo dobrych wrocławskich aktorów. Tylko ilu nas było, gdy przedstawienie rozpoczęło się dopiero po godz. 22, a skończyło o północy, co znacznie uszczupliło jego widownię. To była rzecz na poniedziałkową scenę, na której ukazała się w tym tygodniu raczej elitarna sztuka hiszpańskiego autora Rodolfo Sirery "Trucizna teatru", z nie schodzącym ze szklanego ekranu Piotrem Fronczewskim w dwuosobowej obsadzie. Wobec absurdów programowania w TVP po prostu ręce opadają.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji