Artykuły

Szosa Wołokołamska - udana premiera na Świebodzkim

"Szosa Wołokołamska" w reż. Barbary Wysockiej w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Zapomnieć, zapomnieć, zapomnieć - to słowo powtarzają jak mantrę bohaterowie Heinera Müllera w finale "Szosy Wołokołamskiej". Spektaklu, który mówi o przekleństwie zbiorowej pamięci. I o historii, której nie można, nie wolno zapomnieć, ale z którą nie sposób żyć

Barbara Wysocka, reżyserka spektaklu, porwała się na rzecz karkołomną. Przenieść na scenę gęsty od znaczeń tekst Heinera Müllera, tak, żeby każde zdanie miało szansę odpowiednio wybrzmieć, jest rzeczą arcytrudną. Reżyserce i aktorom udało się wrócić z tej potyczki z tarczą. Przedstawienie jest świetnie zagrane, ma zmienny rytm i tonację, ewoluującą od chłodnej relacji na początku, przez tragikomiczny teatr absurdu, po kipiący od emocji finał. A ślady po czołgach, o których pisał Müller, są przede wszystkim śladami w ludzkiej świadomości.

Spektakl składa się z pięciu części - dwie pierwsze rozgrywają się w 1941 roku, kiedy niemieckie wojska zbliżają się do Moskwy, trzecia w czerwcu 1953 roku w Berlinie podczas powstania po śmierci Stalina, czwarta w bliżej nieokreślonym momencie historii NRD, piąta to już rok 1968. W każdej dochodzi do konfliktu - dowódcy oddziału z dezerterem (a może właściwie dowódcy z własnym sumieniem), sprzyjającego strajkującym partyjnego funkcjonariusza z szefem, komendanta milicji z podwładnym, ojca ze zbuntowanym synem. Wynik tych starć jest nieoczywisty, bo każdy ze zwycięzców niemal z miejsca staje się ofiarą. Bohaterowie kolejnych wątków dziedziczą po swoich poprzednikach poczucie zniewolenia przez wojenną czy państwową machinę, tak jakby historia zostawiała bolesny ślad w kolejnych pokoleniach.

Barbara Wysocka rozpisała tekst Müllera na trzech aktorów, którzy podczas spektaklu przechodzą kolejne metamorfozy. Każe przy tym patrzeć na historię opowiedzianą przez Müllera z różnych, zmieniających się perspektyw. Kiedy wchodzimy na widownię, Adam Cywka i Adam Szczyszczaj mówią ten sam tekst. Szczyszczaj podaje jednak relację na gorąco, na żywo, Cywka - z oddalenia, pozornego dystansu, który załamuje się dopiero w finale.

Ich głosy przeplatają się, nachodzą na siebie jak w muzycznym kanonie, a temat (historia rozstrzelania dezertera) wciąż powraca.

To skojarzenie dotyczy zresztą całego spektaklu - podobieństwa "Szosy..." Wysockiej do muzycznej kompozycji widać na różnych poziomach. I jak podczas dobrego koncertu każdy z wykonawców ma swoją popisową solówkę - Cywka w części pierwszej, Kronenberger w czwartej, Szczyszczaj w piątej.

Wysocka nie hierarchizuje ludzkiego cierpienia - wszyscy są jednakowo poranieni. I wszystkich ból prowokuje do oddawania razów. Widać to zwłaszcza w ostatniej, piątej części cyklu, kiedy Adam Szczyszczaj (młody buntownik, skonfliktowany z ojcem, zaprzysięgłym komunistą) gra niejako wbrew wizerunkowi młodego bohatera walczącego z systemem - zmieniając się na naszych oczach w bezczelnego gówniarza, ziejącego nienawiścią wobec przybranego ojca, który wyniósł go jako niemowlę ze zwęglonych ruin. I jest w tym tak przekonujący, że jesteśmy skłonni współczuć raczej ojczymowi (Adam Cywka). Nie zdążymy się jednak w tym współczuciu upewnić, gdy następuje kolejna, brutalna wolta.

W tekście Müllera pojawia się cały szereg zapożyczeń - od tytułowej "Szosy..." Aleksandra Beka po "Przemianę" Franza Kafki. Barbara Wysocka do tych cytatów dokłada - w warstwie plastycznej i muzycznej - własne skojarzenia. Wątek wojenny kończy antywojenna piosenka Marleny Dietrich "Where Have All The Flowers Gone" z dramatycznym pytaniem "Czy kiedykolwiek się nauczą?" pod koniec każdej zwrotki; w tle relacji z pola walki oglądamy beznamiętne, metodyczne polowanie i porcjowanie wieloryba; pojawia się też fragment filmowej radzieckiej "Szosy Wołokołamskiej".

W wersji Wysockiej "Szosa..." Müllera wydaje się opowieścią uniwersalną, mimo że zanurzoną w najnowszej niemieckiej historii. A jednocześnie budzi ukłucie żalu - że po Różewiczowskiej "Kartotece" nie pojawił się w polskiej dramaturgii tekst, którego autor, już ze współczesnej perspektywy, opowiedziałby o tym, jak wielka historia boleśnie odkształca się w psychice kolejnych pokoleń.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji