Artykuły

Czy lewica jest sztuce do zbawienia konieczna

Przed tygodniem Jacek Wakar - jako "zgniły konserwatysta" i "pięknoduch" - wystąpił przeciw takiemu zaangażowaniu sztuki, które zmienia ją w doraźną publicystykę. Dziś jego tekst komentują goście Przekroju - Igor Stokfiszewski i Krystyna Meissner.

IGOR STOKFISZEWSKI, Krytyk literacki, dramaturg, publicysta "Krytyki Politycznej". My, artyści polityczni: Widać taki nasz los na ziemi, "o którą nie graliśmy w kości", że ilekroć uzbrojeni w nadzieję stawiamy się na służbie, oddając nasze prace w posiadanie temu, co wspólne, tylekroć ruszają na nas z piąstkami strażnicy sztuki-dupy. Tej, co posiada głębię, której trudno odmówić piękna i na której można osadzić ciężar tradycji. Lecz kiedy wyda z siebie głos...

Strażnicy sztuki-dupy to rycerze we mgle. Wymachują pięściami, nie trafiając celu, nie znając terenu własnych bitew, nie orientując się w stronach świata, z których nadciąga wróg. Pomóżmy im! Wyjdźmy naprzeciw i nakreślmy obraz tego, z czym myślą, że walczą.

Sztuka polityczna (teatr, sztuki wizualne, literatura czy film) zajmuje się polityką rozumianą możliwie szeroko - jako to, co wspólne. W polu jej zainteresowań znajduje się jednostka uwikłana w konteksty wyznaczające ramy zbiorowego życia - historię, kulturę, ekonomię, religię i tak dalej. To właśnie napięcie między poszczególnością każdej/każdego z nas a siłami wpływającymi na kształt rzeczywistości stoi u podstaw energii napędzającej polityczną sztukę. Przedmiotem analizy sztuki politycznej nie jest polityka w jej partyjnym wymiarze, choć jako część zbiorowego życia i ona może znaleźć się pod czujnym jej spojrzeniem. Ktokolwiek jednak wieszczy o sztuce i polityce wyłącznie na podstawie partytury skocznego mazurka słupków poparcia, daje dowód swego myślowego ubóstwa.

Sztuka polityczna jest polityką winnym stanie skupienia. Założenia sztuki politycznej, jej narzędzia, metody i wyznaczane przez nią cele mieszczą się w repertuarze myśli społecznej, nie tylko artystycznej. Ktokolwiek dokonuje próby analizy sztuki politycznej z perspektywy talentu, rzemiosła i innych kategorii z domeny sztuki-dupy, nawet nie zbliża się do sfery, którą można by kojarzyć ze sztuką polityczną.

Sztukę polityczną charakteryzuje zacieranie granic między różnymi dziedzinami ludzkiej aktywności nakierowanymi na analizę i ocenę przestrzeni indywidualnego oraz zbiorowego życia: filozofią, socjologią, psychologią, publicystyką, sztuką, polityką. Stawia ona hipotezy odnośnie do kształtu pojedynczego losu, potrzeb i pragnień człowieka zanurzonego w rzeczywistość, oraz obrazu społeczeństwa; weryfikuje wyniki powstałe winnych obszarach, dostarcza wiedzy o ludzkiej świadomości i nieludzkich narzędziach jej kształtowania przez otoczenie. Ktokolwiek podejmuje się sporu ze sztuką polityczną, nie potrafiąc zarazem odnieść się do treści będących w sferze jej zainteresowania, poświadcza własną ignorancję.

Peryskopem, przez który sztuka polityczna obserwuje świat, jest wspólnotowa wrażliwość politycznych artystów; busolą wyznaczającą kierunek działania politycznej sztuki - ufundowany na tej wrażliwości światopogląd. Ktokolwiek podejmuje polemikę ze sztuką polityczną, nie przyznawszy się do własnej opinii na tematy podejmowane przez artystów politycznych, nie tylko chybia celu polemiki, ale - przede wszystkim - nie ma odwagi ujawnić motywów swoich wystąpień.

Sztuka polityczna nie jest tożsama ze sztuką krytyczną. Jej cecha szczególna to działanie w napięciu między opozycją względem istniejącej rzeczywistości a konstruowaniem przyszłej utopii, w której bolączki świata (wykluczenie społeczne, zniewolenie kulturowe i ekonomiczne, obłęd religii i bezwzględność tradycji) znajdą swój finał w społeczeństwie opartym na wzajemności oraz empatii. Cechą szczególną sztuki politycznej jest jej wymiar afirmatywny. Kto dostrzega w sztuce politycznej wyłącznie jej krytyczny pierwiastek, ten zaświadcza o skromności swojej wyobraźni.

Sztuka polityczna postrzega świat jako wynik konfliktu między kodeksami wartości. Jest wyczulona na dominujący zespół przekonań, który zawsze ma tendencję do wykluczania egzystencjalnych alternatyw, i stara się podważyć jego władzę. Dopóki obowiązującym systemem organizacji zbiorowego życia będzie kapitalizm, paradygmatem kulturowym - ponowoczesność, a dominującym kodeksem wartości - konserwatywny liberalizm, dopóty sztuka polityczna będzie lewicowa, lewica zaś stanowić jedyny zespół przekonań budzący nadzieję na triumf w walce przeciw jednostkowemu i zbiorowemu zniewoleniu.

My - artyści polityczni, my - politycy, publicyści, aktywiści społeczni, krytycy, działacze związkowi, socjologowie i filozofowie, twórcy i wytwórcy, my- ludzie lewicy - niesiemy świat na ramionach, a historia mówi do nas per pan".

***

KRYSTYNA MEISSNER - Dyrektor Wrocławskiego Teatru Współczesnego oraz Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego "Dialog" we Wrocławiu, reżyser.

Jak najdalej od publicystyki

Teatr nie powinien być nośnikiem jakiejkolwiek ideologii - prawicowej czy lewicowej. Słowem - żadnej. Ani tym bardziej ich propagatorem. Jego zadanie polega na czymś zupełnie innym. Ma nawiązywać prawdziwy kontakt z widzem i komunikować mu, że rozumie jego życiowe problemy albo przynajmniej zdaje sobie sprawę z ich istnienia. Nie jest jednak od formułowania odpowiedzi na pytania. To musi zrobić widz we własnym zakresie.

Udostępniałam scenę Wrocławskiego Teatru Współczesnego artystom o bardzo zdecydowanych poglądach politycznych. Zależało mi jednak zawsze, aby nie narzucali tej wizji innym, nie próbowali na siłę nikogo przekonywać. To jest bowiem domena polityki. Teatr natomiast ma być forum żywej rozmowy. Musi zachęcać publiczność do samodzielnego myślenia, a nie ją w tym wyręczać. Taki teatr zawsze próbowałam robić, takie rozmowy prowokować.

Przeciwnikiem sztuki jest zawsze jednoznaczność myślenia.

W Teatrze Współczesnym powstał "Transfer!" Jana Klaty i jego siła brała się z tego, że występował przeciwko stereotypom, burzył dobre samopoczucie widza, szedł na przekór jego oczekiwaniom. Zupełnie inaczej utrwalił się przecież w powszechnej świadomości temat wysiedleń sprowadzany najczęściej do prostej, ale nieprawdziwej konfrontacji biednych Polaków i złych Niemców. "Transfer!" traktował ich równo, z takim samym współczuciem. Występował w imieniu ludzi prostych, będących na najniższym szczeblu społecznej drabiny. Nie zajmował się polityką i politykami, ale tymi, za których podjęto może najbardziej straszliwą w ich życiu decyzję. Podobnie było przy "Bat Yam - Tykocin" [na zdjęciu] Michała Zadary i Yael Ronen, kiedy ci młodzi reżyserzy podjęli trudny problem stosunków polsko-żydowskich. Oni też patrzyli na nie z punktu widzenia ludzi prostych, którzy żyjąc obok siebie, nie widzą Polaków lub Żydów, ale sąsiadów - dobrych albo złych.

To polityka doprowadza do tego, że owi sąsiedzi są w stanie rzucić się sobie do gardeł. Teatr nie może występować w imieniu polityków, ale z pozycji czysto ludzkiej. To jest dla niego właściwa perspektywa. I jej hołduję, starając się wsłuchiwać w emocje tych, którzy w publicznych sporach głosu nie mają, ale przychodzą do Teatru Współczesnego. Dlatego między innymi afisz opuścił "Cement" Mullera w reżyserii Wojtka Klemma, w naszym repertuarze rzecz polityczna w najprostszym tego słowa znaczeniu. Okazało się, że na to przedstawienie brakuje widzów. Dziś wielkie nadzieje wiążę z "Trans-Atlantykiem" przygotowywanym przez młodego reżysera Jarosława Tumidajskiego. Gombrowicz z jego portretem Polaków wydaje mi się bowiem i aktualny, i bolesny. I w tym sensie można spodziewać się spektaklu na swój sposób politycznego. Gombrowicz przewidział przecież całe to polskie - polityczne i medialne - szlacheckie bicie w werble, którego dzisiaj mamy aż nadto. Swe wady także dziedziczymy wraz z tradycją i poprzez teatr możemy spojrzeć na siebie krytycznie. Bo teatr nie jest od naprawiania świata, ale ma prawo do krytycznego spojrzenia na to, co dzieje się wokół nas, z pozycji zwykłego człowieka.

Nie powinien też - to wielkie niebezpieczeństwo - stawać się narzędziem publicystycznym. Dlatego musi nauczyć się odróżniać zjawiska od incydentów. Przykłady? Nie wyobrażam sobie spektaklu wprost traktującego temat krzyża przed Pałacem Prezydenckim. To jest incydent. Czym innym byłoby za to zajęcie się zaangażowaniem Kościoła w sprawy publiczne. Tej kwestii nie grozi przedawnienie, dotyczy ona wszystkich, zatem i ludzie teatru mają prawo do wypowiedzi.

Zainteresowanie politycznym teatrem w Europie nie słabnie. Zmienia się jednak jego forma i treść. Polityka przestaje być traktowana doraźnie, najczęściej z czysto lewicowych pozycji. Być może nastąpiło zmęczenie materiału, przesyt tym jednym dominującym głosem. Dziś politykę łączy się z tematami czysto egzystencjalnymi, co działa mocniej niż propagandowe agitki. Można sądzić, że podobny trend dotrze do Polski. Oglądam polityczne spektakle Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego, ciesząc się, że dają polskiemu teatrowi jeszcze jedną barwę. Ale nie wróżę temu zjawisku długotrwałego rozwoju, bo to są zdarzenia jednorazowe o bardzo krótkim terminie ważności. Z czasem ich funkcję przejmie zapewne kabaret. Teatr powinien zajmować się czymś istotniejszym niż polityczne komentarze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji