Artykuły

Gorki w mniej znanej postaci

Nie był to spektakl łatwy w odbiorze. Już cnoty dlatego, że dezorientujący; wszyscy, którzy otwierając telewizor wiedzieli, że chodzi o sztuka Maksyma Gorkiego, poczuli się jak gdyby wprowadzeni w błąd "Letnicy" tylko w niewielkim stopniu przypominają "Jegora Bułyczowa", "Na dnie" czy "Mieszczan". Dezorientująca jest przede wszystkim amorficzność tego utworu, w którym nie znajdujemy, prawdę mówiąc, "fabuły" czy "akcji", jak również nie ma w nim "bohatera". Bohaterem jest zbiorowość, grupa letników ze sfery mieszczańsko-inteligenckiej spędzających swe wywczasy z dala od stolicy. A właściwa akcja nie rozgrywa się w sposób widzialny - nie są nią przecież te niekończące się potykania osób o siebie, wymijania, uciekania, powroty, spięcia; istotna akcja toczy się wewnątrz tych osób uświadamiających sobie nagle rzeczy, które zagłusza w mieście zgiełk codzienności.

Pomysł ten nie jest zbyt oryginalny, nie są też oryginalne smutne konkluzje, do jakich dochodzą owi letnicy. A jednak jest w tym utworze coś przejmującego. Może jego specyficzny rytm, pulsowanie czasu; może ta jawna banalność pojawiających się na scenie osób, banalność im samym ciążąca jak pancerz?

Trudno tu zresztą mówić o utworze, o sztuce, w oderwaniu od sceny. "Letnicy" to przecież scenariusz dający duże możliwości reżyserowi i wykonawcom, tak dużo w tej sztuce zamierzonych luzów, niedopowiedzeń, że można zrobić z niego wieloraki użytek.

Krakowski Teatr Telewizji wykorzystał tę szansę. Przedstawienie, wyreżyserowane przez Stanisława Dąbrowskiego, oglądało się z satysfakcją. Była w tej reżyserii solidność, kultura, odpowiedzialność, a zatem wartości nie do pogardzenia. Powiedzieć trzeba przecież jasno, że mieliśmy tutaj do czynienia w większym stopniu z dobrym, sfilmowanym przez kamery spektaklem teatralnym niż z przedstawieniem par excellence teatralnym. Granice te nie są wyraźne, ale jednak istnieją. Tę teatralność przedstawienia ujawniała już gra aktorów, ich mimika, gesty, modulacja głosu, sposób poruszania się po studiu; wszystko to było jak gdyby obliczone na wymiary teatralnej sali, na dystans dzielący scenę od widowni. Na początku ta maniera trochę raziła, potem odnosiło się wrażenie stonowania teatralnych efektów, ale, być może, była to także sprawa przyzwyczajenia.

To, co napisałem, nie jest w moim odczuciu zarzutem. Dąbrowskiemu udało się uchwycić i przekazać odbiorcom rzecz najważniejszą: właśnie ów rytm spięć, zderzeń, kontaktów i konfliktów pomiędzy poszczególnymi osobami, zawieszonymi w pustce i bezczasie tego przymusowego, wczasowego zesłania. Jestem przekonany, że widz telewizyjny, który nie wyłączył na początku telewizora choć nużyły go "dłużyzny" spektaklu - oglądał go potem do końca wciągnięty przez tę osobliwą grę w chowanego przez gęstniejącą atmosferę wzajemnych oskarżeń, rozczarowań, wyrzutów sumienia.

Według tego samego modelu, na jakim oparł Gorki "Letników", powstało wiele sztuk współczesnych. Żaden morał nie leży tu na wierzchu, żadne uogólnienie nie wydaje się dostatecznie uzasadnione. Ludzie, których Gorki pokazuje, nie są "pasożytami", których łatwo oskarżać; przeważają wśród nich ludzie wykształceni reprezentujący różne prestiżowe zawody: inżynier, lekarz, pisarz. Ich niepokoje, świadomość społecznej niepełnowartościowości, lęk przed upływającym czasem - wszystkie te odczucia mają charakter bardziej uniwersalny, a przez to głębszy. I myślę, że spektakl "Letników" - będący paradą gwiazd krakowskiej sceny - tego charakteru nie zagubił.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji