Artykuły

Pierwszy ranking krakowskich aktorów

Bez nich nie odbędzie się żadna premiera filmowa czy teatralna. Największą popularność u widzów przynoszą im jednak telewizyjne seriale. Aktorzy krakowscy. W jak najbardziej subiektywnym rankingu, znany krytyk teatralny i filmowy Łukasz Maciejewski, ocenia ich najważniejsze tegoroczne kreacje.

Ewa Kaim (zwyżka formy)

Aktorka mająca na koncie wiele znaczących kreacji teatralnych, ale i ciepło przyjętą rolę Hanki w filmowym "Aniele w Krakowie", musiała wystąpić w telenowelowej szmirze pod tytułem "Majka", żeby tak zwana szeroka publiczność odkryła nową gwiazdę. A przecież Kaim od dawna jest gotowa na sukces. Ma urodę, talent i poczucie humoru. W Starym Teatrze w tym sezonie zagrała Donnę Evaristę de las Cuebas w nabzdyczonym "Weselu hrabiego Orgaza", w reżyserii Jana Klaty. Ilekroć pojawia się na scenie, chce się patrzeć tylko na nią. Fenomen.

Karolina Kominek (zwyżka formy)

Klejnot Teatru im. J. Słowackiego. W "Tragedii Makbeta" nie miała literalnie nic do zagrania, ale już jako Alison Porter w odkurzonej przez Magdalenę Piekorz sztuce Osbourne'a "Miłość i gniew" zagrała wbrew stereotypowi obsadzania tej roli. Kominek była posągowa, zdystansowana, matematyczna. Za chwilę może podbić kino. Kojarzona dotąd przede wszystkim z awangardowymi filmami Wilhelma Sasnala, w przyszłym roku będzie mieć mocne wejście do mainstreamu. Zagrała duże role w "Wymyku", "Historii Roja", oraz w czeskim "Latającym Cyprianie".

Magdalena Walach (czekamy co dalej)

Rudowłosa piękność teatru Bagatela nie ma ostatnio szczęścia. Wygrana w "Tańcu z gwiazdami", w jej przypadku okazała się przepustką do komercji. W "Tancerzach" i "Twarzą w twarz" głównie malowniczo marszczyła czoło i uśmiechała się z wdziękiem, nawet w fabularnym "Enenie" Feliksa Falka była bladym tłem dla popisu Borysa Szyca. A przecież Walach ma ciągle zadatki na dużą indywidualność. Kto nie wierzy, powinien koniecznie zobaczyć "Tramwaj zwany pożądaniem" w "Bagateli". Jej Blanche jest bezbłędna. Szkoda, że spektakl grany jest tak rzadko.

Urszula Grabowska (zwyżka formy)

Grabowska miała znakomity start - świetne role w kinie, teatrze, telewizji. Ale potem jakby uszło z niej powietrze. Pojawiły się liche seriale, takie jak "Tylko miłość" czy "Na dobre i złe", komedie romantyczne ("Miłość na wybiegu"). No i zdecydowanie słabsze występy w teatrze. Trzeba było dopiero scenariusza filmu napisanego specjalnie z myślą o niej, żeby aktorka pokazała co potrafi. W roli "Joanny", kobiety ukrywającej w czasie wojny żydowską dziewczynkę, jest wspaniała. To jedna z najlepszych filmowych kreacji kobiecych tej dekady!

Mateusz Kościukiewicz (zwyżka formy)

Rewolwer. Zagrał główne role w szeroko dyskutowanych filmach - "Wszystko co kocham" Jacka Borcucha i "Matce Teresie od kotów" Pawła Sali. W teatrze debiutował u Lupy (zastępstwo w "Personie. Marilyn"), teraz gra w "Końcu" Warlikowskiego. I to wszystko jeszcze przed zrobieniem dyplomu w krakowskiej PWST, na który najwyraźniej nie ma już czasu. Mateusz jest utalentowany, wyrazisty i fotogeniczny. Boję się jednak, że na dzień dobry został zagłaskany przez dziennikarzy i środowisko. W tej sytuacji nietrudno o zgubny w skutkach "kolorowy zawrót głowy".

Jerzy Stuhr (spadek formy)

Stuhr pisze książki i felietony, wykłada i poucza, przygotowuje nowy film. Ale chyba definitywnie stracił ochotę na aktorstwo. W zamierzeniu popisowa rola Witkacego w "Mistyfikacji" Jacka Koprowicza to kompromitacja. Zamiast tajemnicy - stare komediowe grepsy, w miejsce założonej gry z konwencją - nużąca maniera. Również "Giganci z gór" Luigiego Pirandella, dyplom PWST przygotowany pod opieką pedagogiczną Jerzego Stuhra, był spektaklem na zawstydzająco niskim poziomie. Dalej może być już tylko lepiej.

Barbara Kurzaj (trzyma klasę)

Iskierka. Nie wiem jak ona to robi, ale nawet jeżeli nie ma w teatrze zadania godnego jej temperamentu, wychodzi z opresji zwycięsko. Może być aktorką na serio i na żarty, śpiewającą albo mierzącą się z klasyką. W ostatnim sezonie bawiła i wzruszała jako rozśpiewana Donna Ciecia w "Malavcie", w reż. Pawła Szumca, wkrótce zobaczymy ją w kilku polskich filmach ("Maraton tańca", "Ki"), ale Basia Kurzaj także reżyseruje, pisze scenariusze, bierze udział w międzynarodowych warsztatach. Strach pomyśleć, co jeszcze potrafi.

Zbigniew Wodecki (spadek formy)

Taki sympatyczny gość. Nie przeszkadza mi nawet w "Tańcu z gwiazdami", ale czy naprawdę musi udawać aktora? Dotąd w kinie i telewizji okazjonalnie grał siebie albo grał na trąbce. Niestety ambicje były większe. W "Sonacie Belzebuba" według Witkacego, spektaklu, który w teatrze STU wyreżyserował Krzysztof Jasiński, Zbigniew Wodecki najlepszy jest, gdy śpiewa. Gorzej, kiedy zaczyna wierzyć, że potrafi również grać. Demoniczność jego Belzebuba klasyfikuje się co najwyżej na poziomie Tekli z "Pszczółki Mai".

Radosław Krzyżowski (trzyma klasę)

Kino na dobrą sprawę jeszcze go nie odkryło, za to telewizja od dawna zaszufladkowała. Rolą doktora Sambora w serialu "Na dobre i na złe" przekreślił szanse na udział w ambitniejszych projektach, ale Krzyżowskiemu i tak najbardziej zależy na teatrze. W tym sezonie, w rodzimym "Słowackim", zagrał dwie charakterystyczne dla swojego emploi role. W monodramie "Noc tuż przed lasami" stworzył wiarygodny portret bohatera, którego przeraża rzeczywistość, natomiast w "Tragedii Makbeta" jako rozgorączkowany szkocki król wygrał z koncepcyjną niezbornością przedstawienia.

Małgorzata Zawadzka (zwyżka formy)

Jak dla mnie: teatralne odkrycie sezonu. Zawadzka nie jest oczywiście żadną debiutantką, ma już na koncie wiele udanych ról w Starym Teatrze, odnoszę jednak wrażenie, że dopiero niedawno odnalazła swój właściwy ton. Gra tak, jakby to, co robiła na scenie, niewiele ją obchodziło. To jednak nonszalancja artystki świadomej każdego gestu, którą wyróżnia bezwiedny komizm, dystans i absolutna świadomość ciała. Jest jednym z największych aktorskich atutów ostatnich przedstawień Lupy ("Factory 2"), Zadary ("Utopia będzie zaraz"), Borczucha ("Werter") i Wysockiej ("Pijacy").

Katarzyna Gniewkowska (zwyżka formy)

Lepiej późno niż wcale. Jedna z najlepszych krakowskich aktorek, ozdoba przedstawień Lupy i Jarockiego, w końcu zaczęła pojawiać się w telewizji i w kinie. Nawet jeżeli filmy z jej udziałem nie bardzo się udają ("Nieruchomy poruszyciel", "Mistyfikacja"), role Gniewkowskiej zawsze się zapamiętuje. O aktorkę biją się dzisiaj wszystkie stacje telewizyjne, ale teatr, niestety, jakby trochę o Katarzynie Gniewkowskiej zapomniał. Oby rola George Sand w zapowiadanym na październik "szopenowskim" spektaklu Mikołaja Grabowskiego stała się dla niej godnym teatralnym come-backiem.

Anna Polony (zwyżka formy)

Dama z charakterem. Często podkreśla, że nie lubi kina, ale w głośnym "Rewersie" Borysa Lankosza zagrała tak, że z drugoplanowej roli stworzyła aktorską perełkę, o której pamięta każdy widz. Polony w "Rewersie" była tragikomiczna i przenikliwie inteligentna, złośliwa i rozbrykana. Babcia jak malowanie. W Krakowie prawie jej nie oglądamy, za to w "Panu Jowialskim" Fredry, wyreżyserowanym wspólnie z Józefem Opalskim w warszawskim teatrze Polonia Krystyny Jandy, jako Pani Jowialska bawi w starym stylu.

Anna Cieślak (spadek formy)

Najlepszą rolę zagrała na początku kariery - w filmie Franka de Penii, "Masz na imię Justine". Potem było znacznie gorzej. Ostatnie sezony potwierdzają tę smutną tendencję. Cieślak jest zagubiona aktorsko zarówno w Warszawie (spektakl "Zagraj to jeszcze raz, Sam" według Woody Allena), jak i w Krakowie: nieporozumieniem, delikatnie mówiąc, był jej występ w "Draculi" Brama Stockera, w reżyserii Artura Tyszkiewicza. W kinie też nie wiedzie się jej najlepiej. Miejmy nadzieję, że wszystko zmieni się po roli Anieli w filmowych "Ślubach panieńskich".

Marian Dziędziel (trzyma klasę)

Zaczęło się od "Gier ulicznych" Antoniego Krauzego, potem przyszło "Wesele" Smarzowskiego. Od tej pory w polskim kinie trwa nieustający sezon na Mariana Dziędziela. Krakowski aktor w zasadzie nie schodzi z planu. Może być demoniczny ("Dom zły") i wzruszający ("Zgorszenie publiczne") - przekonuje zawsze. W przyszłym roku zobaczymy Dziędziela m.in. w nowych filmach Rafaela Lewandowskiego, Barbary Sass, Wojtka Smarzowskiego i Jerzego Hoffmana. Jak to się robi? To proste. Wystarczy być najlepszym.

Dorota Pomykała (czekamy co dalej)

Zastanawiam się, jak powinna zachować się wybitna aktorka, jedna z największych gwiazd zespołu Starego Teatru, która od czterech lat nie dostała w rodzimym teatrze żadnej aktorskiej propozycji. Dorota Pomykała, która jest w stanie oddać najsubtelniejsze stany psychofizyczne bohaterek, tuła się dzisiaj po nikczemnych serialiskach ("Brzydula", "Blondynka"), pomaga przeciętnie zdolnym debiutantom ("Zgorszenie publiczne"), albo pojawia się na drugim lub trzecim filmowym planie ("Erratum", "Ki"). Ktoś tu chyba stracił rozum.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji