Artykuły

Tak kocha Ibisz

18 września warszawka pobiegła do prywatnego Teatru "Kamienica" Emiliana Kamińskiego, aby na własne oczy zobaczyć Krzysztofa Ibisza w komedii "I tak Cię kocham". Powrót na scenę (po 18 latach) jednego z najpopularniejszych prezenterów telewizyjno-estradowo-festiwalowych odnotowano prawie wszędzie - pisze Bohdan Gadomski w Angorze.

Krzysztof Ibisz ostatni raz wystąpił w teatrze w spektaklu "Kartoteka" u boku Tadeusza Łomnickiego, jednego z najwybitniejszych polskich aktorów. Grał dziennikarza. Pracował pod kierunkiem Jerzego Grzegorzewskiego, Macieja Prusa, Adama Hanuszkiewicza. Wchłonięty przez show-biznes, zrezygnował z aktorstwa. Teraz znów jest komediantem, i to w bulwarowej sztuce, która ma bawić do łez i wymaga zamaszystego, ale finezyjnego aktorstwa charakterystycznego. Z kolegami i reżyserem pracował trzy miesiące po 8 godzin dziennie, a przed premierą nawet po 14 godzin. Z jakimi efektami?

Okazało się, że w komedii muzycznej, mimo iż nie jest aktorem śpiewającym, czuje się swobodnie i wcale nie ustępuje bardziej doświadczonym kolegom. Ma świadomość, że ten gatunek jest bodajże najtrudniejszy, jest w nim cienka linia, sprawiająca, że aktor może się zapomnieć i przerysować środki wyrazu. Ale reżyser Emilian Kamiński pilnował swoich aktorów, by podawany przez nich dowcip był subtelny i teatralny, a nie kabaretowy. Wiedział, że najtrudniej jest rozbawić widzów. A ci na premierowym spektaklu (sporo osób z branży) bawili się dobrze. Ibisz (na zmianę z wszechstronnie utalentowanym Jakubem Przebindowskim w roli Wiktora) jest inny od pozostałych postaci, bo swojej nie przerysowuje tak jak Katarzyna Skrzynecka (Sylwia) czy Julia Kożuszek (Zuzia). Dzięki temu jego Wiktor jest prawdziwy i trzyma temperaturę emocji, których w tej komedii jest co niemiara. Ma do tego wspaniałą aparycję amanta, jakich niewielu na polskich scenach.

Jedynego sprawiedliwego w tym zwariowanym towarzystwie faceta gra lekko, naturalnie, z dozą potrzebnego dowcipu i autoironii. Jego postać jest energetyczna, ma w sobie wielkie emocje, szybko się denerwuje, ale to wszystko przez miłość.

Po zejściu ze sceny zadałem aktorowi kilka pytań.

Poczułem magię teatru

Całkowicie poddałeś się wskazówkom reżyserskim Emiliana Kamińskiego?

- Emilian potrafi zagrać każdą z tych postaci, bez względu na płeć. Zna tekst sztuki na pamięć, a w głowie ma ułożony cały spektakl, wypunktowane wszystkie emocje, wszystkie zwroty akcji. Bacznie pilnuje, żeby to wszystko było przez aktorów zaznaczone, łącznie z temperaturą naszej gry.

Czy przez te dwie godziny czułeś, że znowu jesteś aktorem?

- Czułem to jeszcze przed premierą, bo zagraliśmy dwa niebiletowane spektakle. Próbę generalną też zagraliśmy przy pełnej widowni. Mam wielką frajdę z tego powrotu, bo poczułem magię teatru, interakcję z publicznością.

Zamierzasz zostać aktorem na dłużej?

- Mógłbym zaplanować jedną premierę teatralną w roku, ale nie więcej. Nie zapominam, że na scenę wróciłem po długiej przerwie i nie

wiem, czy otrzymam kolejne propozycje. Ale cieszę się, że mogłem wrócić do tych emocji i pokazać się z zupełnie innej strony.

Co na to twoja macierzysta stacja telewizyjna Polsat?

- Długo rozmawiałem z dyrektor Niną Terentiew. Powiedziała, że to fantastyczny pomysł, że mam okazję wrócić do korzeni i że to doświadczenie może mi się przydać w codziennej pracy telewizyjnej.

Co powiedziała po premierze?

- Gratulowała mi serdecznie roli, mówiła, że podoba się jej stworzona przeze mnie postać. Pani dyrektor jest moim telewizyjnym guru.

Z czyją opinią liczysz się szczególnie?

- Emiliana Kamińskiego, z którym emocjonalnie i odpowiedzialnie podchodzimy do każdego zadania.

Liczę się też z opiniami najbliższych i oczywiście publiczności. Uważnie czytam recenzje.

W tej samej roli występuje Jakub Przebindowski, aktor z dużym doświadczeniem, świetnie śpiewający, ale i piszący, i reżyserujący sztuki. Na swojej premierze zebrał wielkie brawa.

Poprosiłem go o krótką rozmowę.

Komedie mają siłę leczniczą

Nie zagrał pan pierwszej premiery, ustępując miejsca Krzysztofowi Ibiszowi...

- Od początku wiedziałem, że będę tam grał. Obie premiery były jednakowo uroczyste, obie z bankietami.

Czy pana i kolegi odczytanie roli Wiktora różni się?

- Założenia reżyserskie są te same, ale każdy z nas, posiadając inną motorykę, dynamikę, stworzył nieco inną postać. Ale diametralnej różnicy nie ma.

Jak czuje się pan we frywolnych, lekkich komediach?

- Lubię komedie i dobrze odnajduję się w takim repertuarze. Komedie mają siłę leczniczą i to, że ludzie mogą się przy nich odprężyć i pośmiać, jest wspaniałe.

Jak się panu pracowało z reżyserem?

- Z Emilianem spotkaliśmy się kilkakrotnie, m.in. przy realizacji sztuki "Botoks", którą napisałem i była wystawiana rok temu w Teatrze "Kamienica". Znałem więc jego metody pracy. Jest reżyserem, który wie, jak porozumiewać się z aktorem, jaki komunikat mu wysyłać. W swoich uwagach jest celny, wie, co chce osiągnąć.

Emilian Kamiński chciał wyreżyserować sztukę dziejącą się w międzywojennej Warszawie, w tej samej kamienicy, w której dzisiaj jest teatr. Dokonał adaptacji na motywach utworów Andrzeja Jareckiego i Maurice'a Hennequina. Kawał solidnej roboty. I brawa na stojąco.

Skrzynecka i inni

Aktorzy z komedii "I tak Cię kocham" czują się w tym gatunku wybornie. Justyna Sieńczyłło, szalenie naturalna, błyskotliwie, z wielkim wdziękiem prowadząca rolę Liii, głównej postaci kobiecej, żony Wiktora. Tuż za nią Dorota Piasecka, nowa postać na warszawskich scenach, o tak ogromnej vis comica, że już samo jej pojawienie się wywołuje aplauz publiczności. Aktorka gra tak wyrazistymi środkami wyrazu, że aż kłuje w oczy. Kierowniczka żłobka jest po prostu cudna! Nie można tego powiedzieć o Katarzynie Skrzyneckiej, która jest sztuczna i nieprawdziwa w roli Sylwii. W kuluarach mówiono, że pomyliły się jej sztuki i myślała, że gra miliarderkę Klarę Zachanassian w "Wizycie starszej pani". Na drugi dzień po premierze w internecie pojawiły się jej zdjęcia z bankietu, opatrzone komentarzami: "Ta aktorka powinna się znaleźć w Księdze rekordów Guinnessa, jako największe bezguście wszech czasów". "Niech ktoś jej uświadomi, że nie jest już młoda, bo robi z siebie dzidzię piernik, nastolatkę". "Widziałem panią Skrzynecką vel Skrzynkę na bankiecie, rzeczywiście była ubrana niestosownie do wieku (40 lat). Dziwnie i egzotycznie.

Bankiet był wystawny, podano dania gorące i zimne, ogromne torty: śmietankowy i makowy. I jakie napoje! Sam teatr w ciekawym wystroju, przestronny (trzy sceny), z charakterystycznym klimatem i przyjaznym nastrojem. Od wejścia z ulicy obowiązkowo czerwony dywan...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji