Artykuły

Ze szklanej góry

Premiera "Szklanej menażerii" Tennessee Williamsa w reż. Mariusza Grzegorzka odbywała się w atmosferze jesiennej zadumy i melancholii.

Na Scenie Kameralnej wyczarowano ubogie choć chędogie mieszkanie amerykańskie z lat 30. W scenografii Grzegorza Małeckiego przewija się motyw kremowych i błękitnawych róż - aluzja do imienia siostry pisarza, Rosę, którą, jako "nieprzystosowaną", poddano lobotomii na życzenie matki. Zasadniczym tematem sztuki i spektaklu jest problem - częsty w inscenizacjach Grzegorzka - zaborczej i nadopiekuńczej matki, fatalnie wpływającej na psyche i losy własnych dzieci. Problem to uniwersalny i trzeba stwierdzić, że zarówno stosunki matki (Ewa Wichrowska) z kaleką, chorobliwie nieśmiałą córką Laurą (Gabriela Muskała), jak i nadwrażliwym, nie spełnionym poetą Tomem (Mariusz Słupiński) mogły się wydać bliskie wielu widzom. Chociaż przestrzeń domu w St. Louis w tym przypadku nie należy do najmniejszych, a bohaterowie parokrotnie wychodzą nawet na wiszący nad sceną pomost schodów przeciwpożarowych, by zaczerpnąć nieco świeżego powietrza, na zmianę z łykiem papierosowego dymka, udało się sugestywnie stworzyć duszną, ciężką atmosferę, jaką emanuje ta chora, zdeformowana psychicznie rodzina. Estetyczne i dopracowane w każdym szczególe są także kostiumy Jagny Janickiej - wydaje się nawet, że wspaniała balowa suknia pani Amandy w drugiej części spektaklu sprawia, że aktorka wygląda w niej trochę za młodo i za pięknie.

Akcja spektaklu toczy się w rytm puszczanych przez Laurę na starym patefonie urokliwych bluesowych przebojów. Część pierwsza, ekspozycyjna, trochę się jednak dłuży i przydałoby się nadać jej większe tempo. Więcej dzieje się podczas fatalnej dla wszystkich zainteresowanych "kolacji z narzeczonym" i wtedy spektakl siłą rzeczy wzbudza większe emocje. Szczególne ożywienie wnosi postać prostodusznego "mocnego człowieka" Jima (Michał Staszczak). Poza tym bohaterowie sztuki wydają się zastygłymi szklanymi figurynkami z gablotki Laury. Czytelne są, oczywiście, symbole, np. dziewicy i jednorożca tracącego róg ("Każda dziewczyna jest pułapką. Piękną pułapką" - mówi pani Amanda), zadziwia jednak pewna statyczność gry aktorskiej i stłumienie pulsujących przecież pod skórą postaci emocji. Maria Janion w artykule "programowym" wydobyła motyw śpiącej w szklanej trumnie królewny, którą powinien zbudzić wymarzony książę. Gorycz rozczarowania w tym względzie bardzo dobrze została oddana w finale spektaklu. Tym niemniej, aby w pełni odczuć to przedstawienie, trzeba mozolnie wspinać się na szklaną górę reżyserskiej koncepcji, co, jak wiadomo, nigdy nie było zadaniem łatwym. Myślę, że jednak warto spróbować, nawet po to, aby już na szczycie znaleźć w lustrzanej tafli odbicie samego siebie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji