Artykuły

American dream i fantazja na puszki

"Summertime" w rez. Wojciecha Kościelniaka w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.

Piękne piosenki. Cudownie przetłumaczone przez Rafała Dziwisza teksty. Nieprawdopodobnie funkcjonalna scenografia i Szymon Mysłakowski to największe atuty "Summertime" Wojciecha Kościelniaka w Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu.

Wojciech Kościelniak potrafi inscenizować piosenki. Tak jest i tym razem. Spośród milionów utworów wybrał te najpiękniejsze, które znamy z epoki swingu, z filmów, musicali i klubów jazzowych. Zrobił zamach na interpretacje, które niemal każdy z nas zna: Elli Fitzgerald, Rity Hayworth, Louisa Armstronga, Nat King Cole'a, Freda Astaire'a... I udało się, bo aranżacje Piotra Dziubka, nie niszcząc pierwowzoru, dają nowe możliwości aktorom biorącym udział w spektaklu. A jednak coś jest nie tak.

Przedstawienie opowiada o emigrantach, którzy znaleźli się w "Nowym Wspaniałym Świecie", a ten okazał się nie dość wspaniały. Stał się kolejną krainą mityczną, do której - tak jak wcześniej do Arkadii - zakradło się zło. Kościelniak świadomie nie buduje narracji w linearnym porządku, zestawia natomiast obok siebie piosenki tak jak numery w musicalu: smutna, wesoła, poważna, zabawna... Łącznikiem są animacje. I tu zaczyna się problem. Przedstawienie traci rytm. Może to się uda naprawić podczas grania spektaklu, może zabrakło jeszcze kilku prób. Te przejścia od projekcji do piosenki są grubymi nićmi szyte a szwy "widać" i "słychać".

Kościelniak zaangażował artystów, którzy śpiewają, tańczą, mówią... bawią się i przede wszystkim bawią innych. Ale tak naprawdę teatr robi się wtedy, kiedy na scenie główne skrzypce gra Szymon Mysłakowski. Po mistrzowsku rusza się, buduje postać, nadaje jej nerw emocjonalny i rys fizyczny. Śpiewa tak, jakby nic innego na co dzień nie robił. Nawet w tłumie odróżnia się od innych perfekcją ruchu, przykuwa uwagę wyrazistością. Najgorzej wypada Cezary Studniak, którego kilka chwytów aktorskich znają już wszyscy, którzy go widzieli kiedykolwiek, śpiewa manierycznie a rusza się jak słoń w składzie porcelany.

Niekwestionowanym bohaterem spektaklu są jednak puszki: duże, małe, maleńkie... Można z nich wyczarować Nowy Jork, dom, knajpę... Na moment stają się kubkiem do herbaty, puszką żebraka, mikrofonem, ale potrafią też niczym korale zdobić suknie biednych emigrantek. Scenograf Damian Styrna dokonał czegoś, czego dawno w teatrze nie oglądałem. Jego scenografia nie tylko buduje świat przedstawiony, nie tylko tworzy klimat, ona po prostu znaczy, przybliża nam postaci, pozwala im zaistnieć w każdej piosence inaczej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji