Artykuły

Offowy Beckett w niezłej formie

"Ostatnia taśma Krappa" Teatru Miejskiego w Gdyni, "Pierwsza miłość" Teatru IOTA w Radziu, "Szczęśliwe dni" Teatru Scena STU w Krakowie na Przeglądzie Off Beckett w Teatrze Miejskim w Gdyni. Pisze Łukasz Rudziński na portalu Trójmiasto.pl.

Trzydniowy, bardzo skromny Off-Beckett - przegląd sztuk Samuela Becketta był próbą zwrócenia uwagi na niepowtarzalną, wyjątkowo pesymistyczną twórczość irlandzkiego noblisty. Na spotkaniach z trudnym, głęboko egzystencjalnym teatrem stawiło się wielu widzów. Zobaczyli trzy przedstawienia dobrane w sposób zupełnie przypadkowy.

Przegląd otwierała "Ostatnia taśma" w reż. Katarzyny Deszcz i wykonaniu Eugeniusza Krzysztofa Kujawskiego. Spektakl od premiery wyraźnie dojrzał. Jest o kwadrans krótszy, dzięki czemu nabrał on dynamiki (jeśli tak określić można przedstawienie, które praktycznie nie ma tempa i rozgrywa się w ciszy, skupieniu i atmosferze kontemplacji przeszłości), część chybionych zabiegów inscenizacyjnych zostało skróconych lub usuniętych. Dzięki temu bardziej czytelny tragizm starości, łapczywie usiłującej się uchwycić wspomnień, nabiera ciężaru rzeczywistego rozliczenia z młodością.

Spektakl grany był w specyficznym momencie, dzień po śmierci wieloletniego aktora Teatru Miejskiego, Sławomira Lewandowskiego. Pewnie też dlatego desperacki okrzyk sprzeciwu Krappa, granego przez nestora Teatru Miejskiego, wobec przemijania i nieuchronnej śmierci nie mógł zabrzmieć donośniej.

"Pierwsza miłość" to z pozoru lekka i zabawna opowieść włóczęgi, który opisuje swoją pierwszą miłość, jak najdalszą od romantycznych ideałów. "Ukochana" okazuje się panną lekkich obyczajów, ale przede wszystkim... wcale nie jest ukochaną. Bo pod pozorem rubasznej, karykaturalnej opowiastki Beckett zawarł wiele gorzkich spostrzeżeń na temat ogromnej potrzeby bliskości drugiego człowieka i głodu miłości, który często prowadzi na manowce.

Ten niezwykle ciekawy monolog posłużył Zbigniewowi Waszkielewiczowi z autorskiego Teatru IOTA w Radziu do zaprezentowania gawędziarskiego, przegadanego monodramu. Aktor w stylu z lat 80. minionego wieku, z ekspresją teatru dla dzieci opowiada perypetie swojego bohatera, pozwalając wybrzmieć słowom, ale nie treści opowiadania (bo "Pierwsza miłość" należy do opowiadań Samuela Becketta). Pomagają mu w tym rekwizyty, m.in. postawione na scenie gałązki, czy drewniana ława z równie drewnianym żaglem. Wszechobecny w tekście cynizm Becketta dostrzec można niestety tylko w finale spektaklu.

Ozdobą przeglądu były "Szczęśliwe Dni" krakowskiego Teatru STU w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego. Bohaterka "kolejnego wspaniałego dnia" Winnie (bardzo dobra Beata Rybotycka) widoczna jest w dwóch planach - żywym oraz filmowym, w którym na ścianie zamykającej scenę od początku do o końca spektaklu oglądamy zbliżenie twarzy aktorki dzięki kamerze ustawionej vis a vis Rybotyckiej. Wypełniająca w ten sposób całą scenę aktorka z pedantyczną dokładnością powtarza codzienne rytuały.

Reżyser wsłuchując się w didaskalia umieścił aktorkę w kopcu, ten jednak postawił na scenie obrotowej, dzięki czemu aktorka obraca się dookoła osi, chociaż w planie filmowym pozostaje nieruchoma. Kontrast dla szczebioczącej Winnie stanowi Wille (Konrad Mastyło) - ekscentryczne skrzyżowanie chama i pianisty, koncentrującego dla Winnie. Ten znany traktat o przemijaniu Becketta Rybotycka dopełnia emocjonalnością starzejącej się kobiety, jej małymi i wielkimi fobiami, lękami, obawami. Szkoda tylko, że koncert gry Beaty Rybotyckiej trwa zbyt długo, prawie dwie godziny, przez co popada w drugim akcie w monotonność. To jednak zdecydowanie najjaśniejszy punkt przeglądu.

Trudno uznać Off-Beckett - przegląd sztuk Samuela Becketta za offowy, bo znalazły się w nim dwa teatry instytucjonalne. Z kolei dobór repertuaru wobec twórczości irlandzkiego dramatopisarza i prozaika, bo w repertuarze znalazł się jeden z najczęściej granych jego tekstów - "Szczęśliwe dni" (a zabrakło m.in. równie chętnie granego, słynnego "Czekając na Godota").

Inicjatywa przybliżania twórczości Becketta trójmiejskiej widowni sprawdziła się. Jeśli impreza ma być kontynuowana, muszą jednak zostać postawione jakiekolwiek kryteria doboru spektakli. Trudno oprzeć się wrażeniu, że programem przeglądu rządziła przypadkowość. A spuścizna po Beckecie jest na tyle ciekawa i wartościowa, że warto prezentować ją nie tylko wybiórczo i chaotycznie.

Na zdjęciu: Zbigniew Waszkielewicz w "Pierwszej miłości", Teatr IOTA, Radzie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji