Artykuły

Machiny, chmury i mity w Cieszynie

Po XXI Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym "Bez Granic" w Cieszynie, pisze Anna Pochopień w Gazecie Wyborczej Bielsko-Biała.

W niedzielę przerwano koncert zespołu Dzień Dobry na scenie Teatru im. Mickiewicza w Cieszynie, aby jury kończącego się XXI Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego BEZ GRANIC mogło ogłosić werdykt.

Vladimir Fekar (Czechy), Peter Kováe (Słowacja), Stanisław Gębala (Polska) postanowili przyznać nagrodę festiwalu - tradycyjny Złamany Szlaban oraz powstałą z okazji jubileuszu Cieszyna trzytomową historię miasta - przedstawieniu Teatru Polskiego z Bielska-Białej "Tak wiele przeszliśmy, tak wiele przed nami" [na zdjęciu].

- Spektakl urzekł spontanicznością, znakomitym aktorstwem, dynamicznym ruchem scenicznym, a największym walorem tekstu jest odwaga w poruszaniu "gorących" tematów politycznych - ogłosili ze sceny w trzech językach. Zwycięskie przedstawienie było prezentowane jako ostatni spektakl festiwalu, skończyło się krótko przed koncertem i sprawiło, że trójka oceniających krytyków teatralnych znalazła się w kłopocie.

- Przychodząc do teatru byliśmy pewni, że nagrodę przyznamy przedstawieniu Lecha Raczaka "Rabin Maharal i Golem" albo ukraińskiemu "Bohdanowi". Po "Tak wiele " wszystko się zmieniło - nad werdyktem dyskutowaliśmy ponad godzinę - komentował Vladimir Fekar.

Bielskie przedstawienie o dzieciństwie i młodości w stanie wojennym widziałam wcześniej w bielskim teatrze na Małej Scenie. W przestrzeni cieszyńskiego teatru straciło nieco na intensywności kontaktu z widzem. Świetnie to wyczuł grający w spektaklu Fokę znany performer Darusz Fodczuk, który w jednej ze scen po prostu przeszedł na widownię. Ale pozostałe walory przedstawienia na szczęście nie zanikły. Spektakl publiczność zaskakiwał, bawił, a finałowy monolog Jadwigi Grygierczyk utrudniał wyciąganie łatwych wniosków.

Przedstawienie Raczaka, zrealizowane przez poznańską grupę Asocjacja 2006, prezentowane było nocą na cieszyńskim rynku w warunkach niemal polarnych. Rynek w Cieszynie to jedno z najpiękniejszych miejsc w Polsce do prezentacji przedstawień ulicznych, ale temperatura powietrza na pewno nie przekraczała dziesięciu stopni Celsjusza. Nie przeszkodziło to widzom, którzy na krótko przed dwudziestą pierwszą zaludnili cieszyński rynek, wychodząc z okolicznych przytulnych knajpek. Nic dziwnego. Przez cały dzień poznańscy artyści przygotowywali przedstawienie, budując intrygujące konstrukcje, które właśnie teraz miały zostać ożywione Zobaczyliśmy widowisko fascynujące, które nawiązywało do najlepszych tradycji polskiej alternatywy teatralnej. Projekcje na wielkich ekranach, cwałujące po rynku machiny, ogień - to wszystko budowało niezwykły poemat wizualny z cieszyńskim ratuszem w tle. Ale legenda o glinianym stworze z Pragi posłużyła tu nie tylko jako kanwa do rozważań o życiu i śmierci. Szczególnie zapadały w pamięć sceny mówiące o nietolerancji religijnej i o przemocy. Szczególnie wyrazista była sekwencja topienia nierządnicy, autentycznie zanurzanej w wielkim akwarium. Przy tej pogodzie scena wstrząsała nie tylko za sprawą teatralnej urody. Parujące po wynurzeniu ciało aktora wywoływało w ciepło ubranych widzach dodatkowy dreszcz.

Przeciwieństwem monumentalnego "Rabina Maharala i Golem" było skupione, intymne przedstawienie "M. H. L." Slavy Daubnerovej, grane w sali Domu Narodowego. Tajemniczy tytuł to inicjały bohaterki. Magda Husáková-Lokvencová (1915-1966) to pierwsza na Słowacji kobieta zawodowo zajmująca się reżyserią teatralną. Żoną Gustáva Husáka - wówczas młodego intelektualisty o poglądach komunistycznych - została w 1938 r. W czasie drugiej wojny światowej studiowała równocześnie prawo i reżyserię teatralną w Bratysławie. Kiedy w 1944 r. wybuchło Słowackie Powstanie Narodowe, w którym aktywnie uczestniczył jej mąż, ona była w ciąży. Po zdławieniu powstania rodziny wielu działaczy były ewakuowane do Moskwy. Tam też urodził się jej syn. Po wojnie była aktorką, asystentką reżysera, a wreszcie reżyserką w bratysławskim teatrze Nova scena. O ile etat zawdzięczała być może pozycji męża, który był wówczas bardzo wpływowy, to jednak dobre recenzje zyskiwała za sprawą własnej pracowitości i talentu. Kiedy w 1951 r. Husáka aresztowano , odmówiła, mimo nacisków najwyższych władz, publicznego potępienia męża. Straciła za to pracę w teatrze. Kiedy jednak w 1960 Husák wyszedł na wolność, rozwiodła się z nim i związała z aktorem Ctiborem File~kiem, którego rolą życia był Goetz w "Diabeł i Pan Bóg" Sartre'a, przedstawieniu zrealizowanym przez Lokvencovą w bratysławskim Teatrze Narodowym krótko przed śmiercią. Te szczegóły biograficzne w formie listów, fotografii, fragmentów filmów dokumentalnych itp. stały się materiałem, z którego Sláva Daubnerová zbudowała multimedialny spektakl, zaskakujący urodą plastyczną i pomysłowością, która sprawiała, że wielu widzów wychodząc ze spektaklu zastanawiało się, czy grała tylko jedna aktorka. W pełnym odbiorze przedstawienia przeszkadzała bariera językowa - w obawie przed naruszeniem plastycznego wyrazu spektaklu organizatorzy na prośbę artystki zrezygnowali z wyświetlania napisów.

Napisy jednak nie pomogły przedstawieniu inaugurującemu festiwal. "Das Haus auf der Grenze" czyli "Dom na granicy" Mrożka w realizacji KömedienHerbst Niederösterreich z austriackiego Gmünd znalazł się w programie festiwalu jako prezentacja ciekawego transgranicznego projektu, realizowanego w austriackim mieście na granicy z Czechami. Pomysł KömedienHerbst Niederösterreich polega na realizowaniu co roku komedii z innego kraju Europy Środkowej (były już Węgry, Rumunia, Czechy). Celem jest przełamywanie barier, przekraczanie granic, które we wspólnej Europie ciągle istnieją w ludzkich umysłach. Narzędziem ma być śmiech. W tym roku wybrano sztukę polską, a do współrealizacji zaproszono Tešinské Divadlo (które pomogło przy scenografii i wypożyczyło dwoje aktorów ze swego zespołu, Polkę i Czecha). Austriacka premiera przedstawienia odbyła się kilka dni przed festiwalem Bez Granic (5 września). Pomysł więc był bardzo ciekawy... Okazało się jednak, że forma teatralna widowiska była za mało wyrazista, by porwać widzów, którzy jednocześnie śledzili napisy na ekranie, by zorientować się, o co chodzi w treści. A to przy szybkim tempie dialogu też nie było łatwe.

Podobnie szybkie tempo dialogu (czyli zmiany napisów) utrudniało odbiór o wiele ciekawszej teatralnie inscenizacji "Poeovaeka na losy" z teatru w Żylinie - aktualnie jednej z najciekawszych scen Słowacji. Sztuka Michała Walczaka ma charakter czarnej komedii romantycznej z lustracją w tle. Dowcipnie zrealizowana i zagrana, za bardzo jednak zależna jest od tekstu, żeby nawiązać niezbędny dla komedii kontakt z widzem, oddzielonym barierą językową.

Ale świetnie sprawdziły się napisy w przedstawieniu "Bohdan" lwowskiego Teatru im. Łesia Kurbasa, w opinii wielu widzów faworyta do nagrody festiwalu. Czy dlatego, że tekst podawany był w wolniejszym tempie? Że wiele było monologów? Chyba jednak zadecydowała forma teatralna.

Lwowski spektakl zagrano na ogołoconej z bordowych kurtyn i kulis scenie Teatru im. Adama Mickiewicza, sadzając widzów na scenie. Tłem historii były więc surowe, czarne ściany i maszyneria sceniczna stuletniego budynku teatralnego. Proste, ale znaczące elementy scenografii: fragment drewnianego czółna, jakiś drewniane archaiczne koryto, pryzma piasku z wbitą pordzewiałą szablą, bryły lodu, ogień ale przede wszystkim aktorzy! Zwłaszcza Oleh Stefan jako Chmielnicki, Oleh Tsona jako król Władysław i Volodymyr Kuchynsky (reżyser przedstawienia) jako Adam Kisiel - potrafili przykuć uwagę widza i wciągnąć w rozważania o wolności, miłości i zbrodni. W tym przedstawieniu czarna (jak z Sienkiewicza) i złota (jak w ukraińskiej mitologii narodowej) legenda Chmielnickiego spotykają się, przenikając wzajemnie, i układają w poetycką i prowokacyjną zarazem wiwisekcję ukraińskiej tożsamości.

Na ile prowokacyjną, można się było dowiedzieć podczas arcyciekawej rozmowy na temat współczesnego teatru Ukrainy z Volodymyrem Kuchynskym i aktorami, która odbyła się w klubie festiwalowym w restauracji "Targowa". Tutaj też nie przeszkadzała bariera językowa. Każdy mówił w swoim języku, wszyscy się świetnie rozumieli, a bezrobotny tłumacz od czasu do czasu precyzował znaczenie niektórych słów. Takie spotkania, takie "tłumaczenie kultur" to najpiękniejsza tradycja festiwalu Bez Granic. Równie fascynująca było kameralne spotkanie z Lechem Raczakiem , podczas którego artysta przybliżał swoje rozumienie pojęcia "teatr radykalny".

Osobny nurt festiwalu nazwano "Dramat bez granic". W jego ramach, z udziałem autorów, odbyły się publiczne lektury dwóch tekstów powstałych wcześniej: sztuki "Taktyki kobiece" Johna Whitewooda i pierwszej wersji scenariusza Bogusława Słupczyńskiego "Republika Komańczańska" o nieznanym epizodzie z pogranicza polsko-ukraińskiego. Do tego nurtu należy też zaliczyć publiczne czytanie prac uczestników warsztatu dramaturgicznego prowadzonego przez Artura Pałygę.

Te kameralne w założeniu imprezy ku zaskoczeniu cieszyły się sporym zainteresowaniem, zwłaszcza "Taktyki kobiece", na których prezentacji "Piwnica Teatralna" Domu Narodowego wypełniona była do ostatniego miejsca

Ale wróćmy do teatru.

Odwagą wykazali się artyści katowickiego Korezu, przywożąc na festiwal swoją "Kometę". Spektakl zbudowany z piosenek Jaromira Nohavicy zaprezentowali na scenie teatru w Czeskim Cieszynie. To jak wozić drzewo do lasu. Przecież wiele piosenek Nohavicy związanych jest z Czeskim Cieszynem, a poza tym przebojem repertuarowym czeskocieszyńskiego teatru jest widowisko "Cieszyńskie niebo", z piosenek barda zbudowane. Ciekawe więc były opinie widzów: generalnie mieszkańcy Czeskiego Cieszyna twierdzili, że oryginał jest lepszy, Polacy z Zaolzia narzekali na chropowatość niektórych przekładów, a widzowie z polskiego Cieszyna stwierdzali, że dopiero katowickie przedstawienie otworzyło im oczy na tę twórczość . Czyli każda sroka

Dla mnie najbardziej fascynującym doświadczeniem tego festiwalu było uczestnictwo w prezentowanym na rynku cieszyńskim oraz w bielskiej Sferze słuchowisku plenerowym "Z głową w chmurach. Marzyciele" Teatru Delikates. Trzeba było widzieć tych, którzy błądzili po cieszyńskim rynku z dziwnymi chmurami na głowach, poddając się transmitowanym przez słuchawki tekstom i muzyce, które wprowadzały ich w dziwny stan W Cieszynie dały się na to skusić tak poważne osoby jak jeden z założycieli festiwalu, do niedawna konsul we Lwowie Jerzy Herma czy dyrektor muzeum Śląska Cieszyńskiego (a kiedyś również szef tego festiwalu) Marian Dembiniok. Pod wpływem "delikatesów teatralnych" zapomnieli o randze i powadze, i płynęli, zrelaksowani, przez cieszyński rynek. W chmurze i garniturze! Doprawdy, był to festiwal bez granic.

Głównym organizatorem XXI Międzynarodowego Festiwalu Bez Granic była Solidarność Polsko - Czesko - Słowacka Oddział Regionalny w Cieszynie. Współorganizatorzy: Tešinské divadlo Eeský Tešin, Teatr Polski Bielsko-Biała oraz Teatr im. A. Mickiewicza w Cieszynie, Teatr CST w Cieszynie, COK Dom Narodowy w Cieszynie, Stowarzyszenie na Rzecz Odnowy i Współistnienia Kultur "Sałasz", Piwnica Stary Targ, Stowarzyszenie "Nigdy więcej". Festiwal wsparli finansowo: Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego Samorząd Województwa Śląskiego, miasto Cieszyn i powiat cieszyński oraz sponsorzy

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji