Stare i nowe piosenki
- Nie ma nic piękniejszego niż przyjaciel Włoch, zawsze ma dla nas serce na dłoni i każe zjeść całą wielką pizzę, którą właśnie przygotował - mówi MARTA BIZOŃ, aktorka Teatru Ludowego w Krakowie przed wrocławskim spektaklem "Neapol 19.03".
Sobotni wieczór to najlepszy czas, by posłuchać piosenek o miłości. W wydaniu neapolitańskim, 19 marca o godz. 20, w Imparcie zaśpiewa krakowska artystka Marta Bizoń [na zdjęciu].
Małgorzata Matuszewska: Niektórym włoskie piosenki o miłości kojarzą się ze kiczem. Czy słusznie?
Marta Bizoń: Nie myślałam o nich w kategoriach kiczu. To stare i nowe piosenki, odkryte przez reżysera spektaklu Pawła Szumca, autora polskich tekstów. Są o wszystkich odcieniach miłości. W jednej z nich kobieta czyta list z frontu od ukochanego. Śpiewając ją, wzruszam się i wzruszam widownię. W tych piosenkach odkryłam kontrasty, z których składa się Neapol: miłość, religijność, a także uczuciowe rozpasanie.
Zna Pani dobrze to miasto?
- Byłam w nim trzy razy. Pierwszą podróż zafundowali mi rodzice w nagrodę za dostanie się do szkoły teatralnej. W drugą też wybrałam się z rodzicami. Potem byłam w Neapolu razem z moim mężem. To miasto ma fantastyczną atmosferę, dlatego wkrótce znów się tam wybieram, by uczcić małą rocznicę - dziesięć lat pracy na scenie. Nie znam neapolitańczyków, ale przyjaźnię się z wieloma Włochami. Nie ma nic piękniejszego niż przyjaciel Włoch - zawsze ma dla nas serce na dłoni i każe zjeść całą wielką pizzę, którą właśnie przygotował. Bardzo lubię jeść kolacje z moimi włoskimi przyjaciółmi; jemy pyszności, pijemy wino i śpiewamy. Moim przyjaciołom podobają się polskie piosenki, m.in. "Szła dzieweczka do laseczka".