Artykuły

Światy się pomieszały

Teatr Polski w Warszawie: DRZEWO Wiesława Myśliwskiego. Reży­seria: Kazimierz Dejmek, scenografia: Jan Polewka, muzyka: Zbi­gniew Karnecki. Prapremiera 14 V 1988 (fot. Leon Myszkowski)

Szanuję Kazimierza Dejmka za konsekwencję, z jaką propagu­je on w swym teatrze polską dramaturgię - zwłaszcza współczesną - gdzie indziej traktowaną często jako nie­wdzięczny i życzliwy obowiązek. Szanuję, choć nie zawsze zga­dzam się z Dejmkowymi wybo­rami, choć drażni mnie czasem pietyzm, z jakim odnosi się on do tekstów, wobec których przydałby się nieraz ołówek. Mi­mo tych zastrzeżeń, muszę przy­znać, że scena przy ulicy Kara­sia jest jednym z nielicznych w naszym kraju teatrów o czytel­nym, wyrazistym profilu reper­tuarowym i rozpoznawalnej sty­listyce. Bez ryzyka omyłki prze­widzieć można, jakie sztuki po­jawią się tu na afiszu; równie dokładnie wiadomo, co na tę scenę na pewno nie wejdzie. Teatralny program Dejmka wie­lu, być może, nie szokuje i nie podnieca, trudno wszakże za­przeczyć, że jest on próbą stwo­rzenia w naszej rozchwianej rzeczywistości teatralnej jakie­goś stałego punktu, pewnej hie­rarchii wartości, zgodnie z któ­rą w teatrze najważniejszy jest autor, potem aktor, a dopiero na końcu reżyser.

Z uznania prymatu dramatur­gii wynika też szczególny cha­rakter stosunków łączących ten teatr z autorem. Dejmek jest nie tylko realizatorem pomysłów dramatopisarza; często podejmu­je się również roli inspiratora. Podejrzewam, że dla ludzi pi­szących dla sceny taka zachęta ze strony teatru musi być nie­zwykle mobilizująca. Faktem jest, że na brak nowych polskich sztuk Dejmek, w przeciwień­stwie do wielu swych kolegów, raczej nie narzeka. Najnowszym przykładem współpracy teatru z autorem jest ostatnia premiera Polskiego: "Drzewo" Wiesława Myśliwskiego.

"Z pomysłem "Drzewa" - zwie­rza się Myśliwski w programie do przedstawienia - nosiłem się od dawna, od czasu jeszcze, kiedy pisałem "Kamień na ka­mieniu". Lecz nie mogłem się do tego dramatu zabrać, odkładając jego napisanie wciąż na potem i potem. Zachęcił mnie do niego dopiero Kazimierz Dejmek. Nie tylko zachęcił, lecz od czasu do czasu, czy to w trakcie naszych spotkań, czy telefonicznie, rzucał niezmienne pytanie: - Jak tam "Drzewo"?. Z tych zachęt i inspi­racji powstał utwór szczególny: samego tekstu liczy około 250 stron; gdyby wystawić go w całości, spektakl musiałby trwać około siedmiu godzin. W dodat­ku - jak przyznaje autor - jest to tekst raczej niesceniczny, zro­dzony z przekory, przeciw ogra­niczeniom teatru.

W tej sztuce nie-sztuce My­śliwski powraca raz jeszcze do motywów znanych nam z jego wcześniejszych utworów - "Na­giego sadu", "Klucznika", "Kamienia na kamieniu". Podejmuje wątek przemian społecznych, jakie do­konały się w tym kraju po woj­nie, i skutków, jakie przemiany te wywołały w ludzkiej świado­mości, w losach jednostek i klas. Migracja ludności ze wsi do miasta, upadek dotychczasowych hierarchii i autorytetów, alienacja ludzi wykorzenionych ze swego środowiska - o sprawach tych Myśliwski próbuje mówić raz jeszcze w "Drzewie". Trochę jednak inaczej: za pomocą poe­tyckiego skrótu, uniwersalizują­cej metafory, przeplatając - wzorem romantyków - świat realny z rzeczywistością zjaw i duchów.

Zadanie, jakiego podjął się Kazimierz Dejmek, było przed­sięwzięciem karkołomnym. Reży­ser stanął przed koniecznością eliminacji blisko dwóch trzecich tekstu, tekstu, dodajmy, dość nierównego. Obok fragmentów znakomitych, pełnych liryzmu i poetyckiego wręcz obrazowania, trafiają się też miejsca słabsze, gdzie talent pisarza zdominowa­ny został przez temperament sa­tyryka piętnującego na przykład wynaturzenia urzędniczej no­womowy. Owe partie tekstu, przywodzące na myśl skojarze­nia z realistyczną komedią obyczajową z życia wsi, uległy, co prawda, pewnej redukcji, jed­nak nie na tyle konsekwentnej, by można było mówić o jedno­rodności, klarowności stylu przedstawienia.

Spektakl Dejmka rozpoczyna się sceną jakby żywcem wyjętą z najlepszych socrealistycznych schematów, z tą wszakże różni­cą, że role zostały tu odwróco­ne. Z jednej strony mamy więc tępego Inżyniera (Piotr Grabow­ski), budującego przez wieś dro­gę, człowieka, którego życiowa filozofia najpełniej wyraża się w stwierdzeniu: "Za mordę, mó­wię: za mordę. Dawno mówiłem. Jedyny sposób. (...) Inaczej nie utrzymam tego tałatajstwa w garści", z drugiej - starego chło­pa Macieja Dudę (Ignacy Ma­chowski na zmianę z Maciejem Maciejewskim), zatroskanego o przyszłość swego miejsca na zie­mi. Wyjściowy konflikt pomię­dzy ekipą Inżyniera a Dudą bro­niącym wiekowego drzewa ska­zanego z powodu budowy na zagładę miał mieć, oczywiście, raczej symboliczne aniżeli real­ne konotacje. Droga miała być znakiem "nowego" - postępu, nowoczesności, drzewo wyobra­żać miało tradycję, zagrożoną przez współczesną cywilizację. Nieprecyzyjne rozłożenie akcen­tów spowodowało jednak, że przaśny realizm zwyciężył poe­zję.

Oglądając przedstawienie w Teatrze Polskim trudno uwie­rzyć w symbiozę dwóch światów

- rzeczywistego i nadrealnego

- dokonującą się w cieniu sta­rego drzewa. Zaprzecza temu rzeczywistość sceniczna, kompo­nowana z karykaturalnej gro­teski (np. szarżujący Milicjant Bogdana Baera) przetykanej po­etyzowaniem - momentami na­zbyt sentymentalnym. Jest w tym spektaklu dziwne materii pomieszanie (być może dlatego, że - jak powiada jeden z bo­haterów - "światy się pomie­szały"...); czysty ton sąsiaduje tu z banałem, efekt ciekawych rozwiązań reżyserskich czy sce­nograficznych niweczony jest często przez zastanawiające pot­knięcia. Jest więc ładnie wymy­ślone przez Jana Polewkę drze­wo - z rozłożystą koroną utkaną z feretronów - i byle jak "chlapnięty farbą horyzont. Są zapadające w pamięć pomysły reżysera - chociażby sposób, w jaki Dejmek pokazuje na scenie umarłą orkiestrę - i są pomy­sły szokujące, np. finałowe plą­sy z kosą obleczonej w ślubny welon zjawy Dudowej żony. Do­dajmy jeszcze banalną (tym ra­zem) i banalnie wykorzystywa­ną muzykę Zbigniewa Karnec­kiego, pozbawioną czytelnego sensu pracę świateł (z wyjąt­kiem jednej sceny - pojawienia się cienia Szpicla), bezbarwne, sprowadzone do poziomu po­prawności artykulacyjnej aktorstwo (wyjątkiem tylko nestorzy sceny: Zdzisław Mrożewski, Ma­ciej Maciejewski i Ignacy Ma­chowski, którzy rolom swym dają wiele zwykłego, ludzkiego ciepła). Wszystko to sprawia, że spektakl - rozgrywany w wol­nym, niespiesznym rytmie - nieco nuży i usypia uwagę. Dzieje się tak zresztą chyba nie tylko z winy teatru.

Nie chciałbym usprawiedliwiać za wszelką cenę reżysera, wy­daje mi się jednak, że ponosi on konsekwencje rygorystycznie przestrzeganej zasady, którą u­czynił cnotą swojego teatru: wierności autorowi. Dejmek skreślił, co prawda, blisko dwie trzecie tekstu Myśliwskiego, lecz ocalił jego dość dyskusyjne przesłanie. Przesłanie, które - ujmując rzecz możliwie najlapi­darniej - sprowadza się do te­go, iż wszystko co najgorsze na tym świecie z miasta się wywo­dzi, jedynie wieś jest ostoją tra­dycji i cnót wszelakich. Tu, w zgodnej symbiozie, żyją umarli z żywymi, życie ze śmiercią się przeplata, a przeszłość to dziś tylko... Już po premierze Dejmek złagodził nieco ową antymieszczańską tendencję u­tworu wykreślając postać Irki - chłopskiej córki, co to się swego rodowodu wyrzekła i w Obcych krajach za "zielone" skur­wiła, ale w ten sposób na plan pierwszy wysunęła się niespo­dziewanie osoba filozofującego Szpicla (Jan Tesarz) - filozo­fującego banalnie i momentami dość niebezpiecznie (np. dywaga­cje o potrzebie zła w historii).

Mniejsza zresztą o szczegóły. Istotne jest to, że obalając zbu­dowany na ustrojowych pryncy­piach mit industrializacji jako remedium na wszelkie społeczne dolegliwości i mit pracy w ko­palni czy hucie jako najlepszy sposób na ukształtowanie "no­wego człowieka" - Myśliwski buduje w "Drzewie" inny mit: mit wsi, owej legendarnej Arka­dii. Nie jest to tendencja ani nowa, ani nieznana, ani też nie­zrozumiała. Mieszkańcy wysoko uprzemysłowionych krajów Za­chodu - czego przykładem cho­ciażby filmy z rodzaju "Pożegna­nia z Afryką" czy "Misji" - u­ciekają ze swych wielkich bul­warów ku nie skażonym tech­niką cywilizacjom. Gdzie my możemy uciec ze swych szarych, monotonnych blokowisk? Na wieś, skąd większość naszych dzisiejszych mieszczan wiedzie swój rodowód. Rozumiem te ciągoty, odżywające szczególnie silnie dziś zwłaszcza, kiedy po wstrząsach ostatnich lat i mie­sięcy pragniemy - za wszelką cenę - znaleźć jakiś porządek, ład w chaosie, jaki nas otacza, odszukać wartości, którym moż­na by zaufać.

Dramat jednak w tym, iż tej cudownej wsi, ku której tęskni znużony kłopotami codzienności Myśliwski, tej wsi - już nie ma. Przez czterdzieści kilka os­tatnich lat i na wsi co nieco się zdarzyło, i tutaj dotarli różni społeczni eksperymentatorzy, na­prawiacze świata. Potwierdzenie tego, o paradoksie, znajdujemy właśnie w "Drzewie". Przecież za­ludniające scenę postacie to al­bo "miastowi", albo "umarli"; wszak zatopiony w rozmyśla­niach o przeszłości Duda też w gruncie rzeczy jest "po tamtej stronie"...

Mimo szacunku dla autora, mimo przychylnych na ogół re­cenzji, mimo uwagi i skupienia zasłuchanych w słowa płynące ze sceny widzów (w większości - w starszym wieku), nie je­stem w stanie poddać się uroko­wi tego "Drzewa". Z jednego jesz­cze powodu: nie bardzo odpo­wiada mi literatura (a również i teatr) tworzony z myślą o po­krzepieniu serc. A taką właśnie tendencją przesycona jest sztuka Myśliwskiego. Zamiast pogrążyć się w tkliwym rozpamiętywaniu, zamiast rzeźbić postać Dudy u­pozowaną na kształt ludowego świątka, bardziej frapujące by­łoby, jak sądzę, pokazanie inne­go wiejskiego bohatera. Boha­tera nie ze wspomnień i rojeń, lecz z krwi i kości, który żyjąc nie przeszłością, lecz dniem dzi­siejszym, doświadcza na co dzień tych wszystkich lęków i obaw, jakie towarzyszą mieszkańcom naszego zakątka świata. Wszak współczesna wieś - to nie skan­sen, tu też docierają odgłosy rzeczywistości, tu także następu­je erozja, tradycyjnych pojęć, sy­stemów wartości. Tu właśnie snuje się prawdziwy dramat.

Tylko kto, w czasach, gdy od teatru oczekujemy przede wszy­stkim głaskania po głowie, ze­chciałby go oglądać?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji