Artykuły

Chętnie grywanm takie kolorowe

- Te lata w warszawskim Teatrze Współczesnym to świadomy wybór: po prostu jest mi w nim dobrze, zgadzam się z linią ideową tej sceny, tu miałam sukcesy i mam nadzieję, kolejne jeszcze przede mną - mówi MARTA LIPIŃSKA.

Podziwiamy ją już ponad 40 lat. Wciąż zachowuje młodzieńczy urok. Nie znosi bylejakości. Nieraz martwi się na zapas, ale też... kocha się śmiać!

Viola Lewandowska: Argentyńska ciotka nauczyła panią, że kobieta w podróży powinna mieć ze sobą pled i... koniak.

Marta Lipińska: Ciocia Zosia - nota bene uwielbiał ją Witkacy i często portretował - przed laty wyjechała do Argentyny, do siostry, którą rzuciły tam losy wojny. Też została tam na stałe i wyszła po raz czwarty za mąż. To była wspaniała osoba. Przekazała mi kilka mądrości życiowych, m.in. tę o pledzie i koniaku. To dobra rada: buteleczka koniaku w podróży zawsze się przyda, mam nawet taką specjalną piersióweczkę...

Pochodzi pani z Borysławia.

Urodziłam się w tym miasteczku blisko Lwowa. I jeśli czasem ludzie mówią o moim kobiecym cieple, jest to chyba cecha kobiet ze Wschodu.

41 lat w jednym teatrze, 30 w jednym małżeństwie - tego się dziś nie spotyka!

Te lata w warszawskim Teatrze Współczesnym to świadomy wybór: po prostu jest mi w nim dobrze, zgadzam się z linią ideową tej sceny, tu miałam sukcesy i mam nadzieję, kolejne jeszcze przede mną. To także siła przyzwyczajenia do kolegów, garderoby, ulicy...

No tak, nie znosi pani zmian i, jak sama mówi, lubi wygodę. Mąż dodaje, że jest pani kobietą luksusową.

- Uważam, że odrobina luksusu przydaje kobiecie uroku. Nigdy byle gdzie i byle jak. Zasada, że lubi się dobre rzeczy, używa dobrych perfum, ma się ubranie z prawdziwej wełny, bluzkę z prawdziwego jedwabiu - składa się na wdzięk kobiety. Tego nauczyła mnie moja matka. A co do zmian, to ostatnio przeżyłam prawdziwą traumę: z mieszkania, w którym żyłam wiele lat, w którym dorastały moje dzieci, przeprowadziłam się do nowego, ponieważ syn i córka wyfrunęli już z domu. Musiałam przestawić się na życie tylko we dwoje. Nowe miejsce jest ładne, nie powinnam narzekać, ale ta przeprowadzka bardzo dużo mnie kosztowała psychicznie.

Dzieci też są aktorami?

Michał skończył wydział operatorski w łódzkiej Filmówce. Teraz kreci niemiecki film w Himalajach, potem przenosi się do Tokio. Nie będę go widziała przez trzy miesiące. Przeżywam niepokój jako matka, z drugiej strony jestem: szczęśliwa, że dano mu doświadczyć takiej przygody. Anna jest malarką, projektuje kostiumy teatralne i filmowe.

Powiedziała pani kiedyś, że receptą na długie małżeństwo jest "umieć i nudzić się ze sobą i szanować nawzajem swoje dziwactwa...".

Życie z czasem uczy takiej mądrości, że niekiedy warto coś przełknąć, zamiast kłapać dziobem i próbować zmienić drugiego człowieka. Trzeba się pogodzić z wadami, dziwactwami drugiej osoby; z czasem można je nawet polubić.

Po raz pierwszy do teatru zaprowadził panią tata...

Na spektakl operowy. Złapałam bakcyla, całe kieszonkowe szło na bilety do teatru. Największą przyjemnością było zanurzenie się w zaczarowany świat, tworzony na scenie. Potem godzinami opowiadałam mamie, babci, koleżankom, co zobaczyłam. Odgrywałam całe sceny. Zawsze szalenie przeżywałam wyjście do teatru, było to wydarzenie, prawie święto.

Została pani aktorką, choć marzyła o... reżyserii.

Miałam mgliste, infantylne pojecie o zawodzie reżysera. W młodzieńczej skromności wyobrażałam sobie siebie jako aktorki, a koniecznie chciałam coś robić w teatrze. Nie wiedziała, że mam zdolności aktorskie: była dość nieśmiała, nie popisywałam się na szkolnych akademiach recytowaniem wierszy. Postanowiłam więc zostać reżyserem. Co oczywiście zostało w szkole teatralnej obśmiane i przyjęto mnie na wydział aktorski.

Najczęściej występuje pani w rolach kobiet czułych i uroczych, ale potrafiła pani zagrać i morderczynię, i sknerowatą starchuę.

Lubię odtwarzać rozmaite barwy ludzkiego charakteru. Chętnie grywam potwory, są takie kolorowe... Ponad 70 wielkich ról w teatrze, wspaniałe kreacje w filmach.

A dla większości i tak zostanie Pani... panią Elizą z radiowego serialu "Kocham pana, panie Sułku". Nie ma jej pani już serdecznie dosyć? - Bardzo lubię panią Elizę, choć czasem dziw się potędze tego małego słuchowiska Jacka Janarskiego, Krzysztofa Kowalewskiego i mojego ono wciąż żyje - ma poprzez powtórki - w wyobraźni słuchaczy, a ja wąż jestem rozpoznawana po głosie. W teatrze grałam bardzo różne rzeczy. Parę naprawdę mi się udało i np. zdobywałam w Teatrze TV w plebiscytach publiczności Złote Maski. W filmie czuję się niespełniona. Mało było ciekawych propozycji, nie zagrałam współczesnej kobiety z problemami, z głęboką prawdą psychologiczną.

Gra pani w sitcomie "Miodowe lata". Nie wszyscy ludzie teatru patrzą na to przychylnie...

Teraz to bardziej serial komediowy niż sitcom. Uważam, że jest na poziomie, oparty na dobrym wzorze, pracuje miła ekipa. Stworzyłam dość charakterystyczną, zapadającą w pamięć postać. Bardzo często słyszę miłe słowa od zadowolonych widzów. Czego więcej trzeba?

Jest pani ponoć katastrofistką...

Rzeczywiście, umiem zamartwiać się niepotrzebnie, i to na zapas - jak Barbara Niechcic z "Nocy i dni". Kiedy wybiegam myślą w przyszłość, denerwuję się, wyobrażam sobie złe rzeczy. Staram się tego oduczyć i być pozytywnie nastawiona do życia, ale i tak wiecznie boję się o bliskich. Im jestem dojrzalsza, tym pełniejszą mam wyobraźnię i dlatego tak się lękam złego świata wokół.

Chętnie otacza się pani ludźmi pogodnymi, ceni poczucie humoru.

Tak, bardzo. I sama je chyba mam, lubię się śmiać. To, że się czasem martwię, nie oznacza, że jestem smutna i ponura. Wprost przeciwnie. Swoim lękiem nie zamęczam innych, często głęboko go skrywam.

Co radziła pani swoim dzieciom?

Zawsze im mówiłam i takie życzenie składałam co roku przy wigilijnym opłatku: "Żebyś był dobrym człowiekiem". To zdanie bardzo wiele znaczy i oni to wiedzieli. Teraz, im są doroślejsi, rozumieją to coraz lepiej. Bo zakres bycia dobrym człowiekiem jest bardzo duży. Starałam się w dzieci wpoić różne zasady. Najważniejsze jest jednak to, że widziały swój dom i swoich rodziców właśnie takich, jakimi byliśmy. To w nich zostało. Mają w sobie zakodowane wzorce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji