Artykuły

Mikołaja z Wilkowiecka i jego "Historyi" żywot porównany

Koleje życia {#au#757}Mikołaja z Wilkowiecka{/#} rysują się dziś nader mgliście. Dużo tu znaków zapytania, wątpliwości, pustych lat. O jego młodości w ogóle nic nie wiemy. W porównaniu z wyrazistym, dobrze udokumentowanym żywotem mistrza z Czarnolasu postać Mikołaja ledwie wyłania się z mroku dziejów. Prawdopodobnie urodził się ok. 1524 r., był więc o sześć lat starszy od Jana Kochanowskiego. Pochodził - jak wolno się domyślać - z dość znaczącej szlacheckiej rodziny Trepków Nekandów (z tej samej, która wydała później Waleriana, autora "Liber Chamorum" ), z linii, której członkowie pisali się "z Wilkowiecka", od wsi rodzinnej położonej na północ od Częstochowy przy drodze wiodącej do Wielunia. Wiele wskazuje na to, że niejaki Feliks Wilkowiecki, syn Jana Trepki herbu Topór, wpisany na Akademię Krakowską w październiku 1538 r. to właśnie autor staropolskiego przeboju teatralnego "Historyi o chwalebnym zmartwychwstaniu Pańskim". Imię Mikołaj (patronalne dla parafii w Wilkowiecku) przyjął zapewne dopiero po wstąpieniu do zakonu paulinów. Około 1563 r., a więc wtedy, kiedy Jan Kochanowski po studiach padewskich i podróżach zagranicznych zostaje za sprawą biskupa Myszkowskiego jednym z sekretarzy królewskich na dworze Zygmunta Augusta, Mikołaj pełni funkcję kaznodziei w klasztorze paulinów na Skałce. W trzy lata później działa już na Jasnej Górze. W 1568 r. wydrukował Mikołaj w Krakowie swoje tłumaczenie łacińskiej pracy Piotra Rydzyńskiego poświęconej dziejom cudownego obrazu częstochowskiego. Uchodzi już wówczas za jednego z najlepiej wykształconych i najzdolniejszych paulinów polskich. Dlatego też właśnie jego postanowiono wydelegować w sprawach zakonnych do Rzymu. Wyrusza w podróż w końcu lat 60-tych, a więc mniej więcej wtedy, kiedy powstaje pierwotna wersja "Odprawy posłów greckich". Podróż włoska okazała się dla kształtowania umysłowości Mikołaja równie ważna, co padewskie studia dla formowania się osobowości twórczej Kochanowskiego. Rzymskie doświadczenia nie pozostały bez istotnego wpływu na kształt i zawartość treściową "Historyi". Jeśli przyjąć tezę, a wydaje się ona bardzo prawdopodobna, że pomysł opracowania i upowszechnienia drukiem polskiego misterium rezurekcyjnego zrodził się w głowie Mikołaja w Rzymie w związku z bardziej czy mniej czynnym udziałem w tamtejszych "sacre rappresentazioni", to wypadnie skonstatować, że impulsy do powstania obu naszych staropolskich arcydzieł teatralnych "Odprawy" i "Historyi" płynęły z Italii. Mikołaj przebywał w Rzymie co najmniej kilkanaście lat, do 1575 r. Nauczył się tu nieźle języka włoskiego i na pewno czytał, jako że książki, którymi się interesował, były tu bardziej dostępne niż w kraju. Zwłaszcza popularna literatura religijna, która zawsze go fascynowała. Zapewne trafiło do jego rąk dzieło o niezwykłej wówczas poczytności - "La Rappresentazione della Resurrezione di Gesu Cristo" - (uważane za jedno z istotnych źródeł naszej "Historyi"), zwłaszcza że pełniąc funkcję przeora domu zakonnego S. Stefano Rotondo (in monte Coelio) miał obowiązek dbać o stan i uzupełnianie biblioteki zakonnej. Brat Mikołaj wracał na Jasną Górę przez Padwę (gdzie zakupił sporą ilość książek) z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku. Wiózł ze sobą uzyskaną u papieża Grzegorza XIII bullę ("Cum a nobis petitur") potwierdzającą przywileje polskich paulinów. Po powrocie do kraju Mikołaj podejmuje intensywną pracę pisarską, translatorską, redakcyjną. Niemal rok po roku publikuje w Krakowie swe nowe dzieła. W 1577 r. "Historię o św. Annie", w 1579 "Historię o św. Stanisławie" w związku z 500-leciem męczeństwa biskupa Szczepanowskiego (tłumaczenie z Długosza) i łaciński zbiór kazań niedzielnych pt. "Flores sermonum". Równolegle ze zbiorem "Flores sermonum", najważniejszym w odczuciu Mikołaja dziełem jego życia, drukuje się w Krakowie wspaniały, monumentalny "Psałterz Dawidów", najświetniejsze osiągnięcie poetyckie Kochanowskiego. Oba dzieła dedykowane były tej samej osobie - biskupowi krakowskiemu i mecenasowi artystów Piotrowi Myszkowskiemu. Oba dzieła religijne, ale jakże odmienne, z jakże innych tęsknot i inspiracji zrodzone. Zarówno Mikołaj, jak i Jan byli dziećmi epoki trydenckiej. Ale ten wielki zwrot w dziejach Kościoła całkiem odmiennie oddziałał na ich poglądy, postawy intelektualne, stosunek do sztuki. W styczniu 1564 r., a więc na kilka lat przed wyjazdem Mikołaja do Rzymu, papież Pius IV zatwierdził uchwały soborowe bullą "Benedictus Deus". Reforma Kościoła stała się faktem. Średniowieczna religijność z charakterystycznymi dla niej formami liturgii, kultu religijnego i sztuki sakralnej odchodziła w przeszłość. Dla Jana Kochanowskiego było to oczywiste. Mikołaj natomiast, choć należał do tych intelektualistów zakonnych, którzy desygnowani byli, by wprowadzać nowe zasady w życie, a nawet nauczać jak to należy czynić, w istocie nigdy do końca nie pogodził się z koniecznością odejścia od bogatej tradycji widowiskowo-obrzędowej średniowiecznego Kościoła. Choć oficjalnie wyznawał zasady głoszone w "Trydenckim wyznaniu wiary" (1564) i w "Katechizmie rzymskim" (1566), to jako zdeklarowany konserwatysta nie potrafił zrezygnować z przywiązania do niektórych ksiąg apokryficznych z ich wspaniałymi barwnymi wątkami fabularnymi, a także z admiracji dla dramatów liturgicznych masowo włączanych w czasach jego młodości do świątecznych ceremonii Wielkiego Tygodnia i Bożego Narodzenia. Uchwały soborowe wprowadzano powoli i nie bez milczącego oporu. Kościół w Polsce przyjął je dopiero w 1577 r. na synodzie piotrkowskim. W tym samym roku Mikołaj rozpoczął wykłady w nowo uruchomionym studium biblijnym na Jasnej Górze. Miało ono za zadanie upowszechniać zalecenia soboru, zwłaszcza w sprawach niejasnych, będących dotychczas przedmiotem doktrynalnych dyskusji. W tej atmosferze, około roku 1580, kiedy w Krakowie drukowano "Treny" Jana Kochanowskiego, Mikołaj zredagował swoje arcydzieło, które utrwaliło jego imię w polskiej tradycji teatralnej i literackiej. "Historyję", bo o niej mowa, wkrótce wydrukowano (bez oznaczenia w druku miejsca i roku) w Krakowie, zapewne na Wielkanoc 1582 r. Unikatowy egzemplarz tego druku zachował się w Bibliotece Kórnickiej. Na karcie tytułowej czytamy, że dzieło "zostało spisane" przez księdza Mikołaja z Wilkowiecka, zakonnika częstochowskiego. W przypadku misterium kwestia autorstwa nie jest całkiem jasna. Nie bardzo wiadomo, jaki zakres czynności można przypisać autorowi, osobie która Historyję "spisała". Mikołaj nie był z pewnością twórcą polskiego misterium rezurekcyjnego, z wszystkimi jego językowymi urokami i dramatyczno-teatralnymi walorami. W jego czasach misterium było już szacownym gatunkiem religijnego teatru ludowego o ustalonej tradycji. Inna rzecz, że tradycja ta jest nam dziś bardzo mało znana. Wolno sądzić, że "Historyja" jest zapisem i uporządkowaniem starszego materiału z cyklu rezurekcyjnego, twórczo wzbogaconym przez Mikołaja. Wykorzystując źródła włoskie, liturgiczne, rodzime i ogólnokościelne okazał się Mikołaj twórcą niezwykle oryginalnym, pomysłowym, o rzadkim wyczuciu efektu dramatycznego i teatralnego. Odziedziczony po średniowieczu materiał dramatyczny potrafił z niezwykłą maestrią oczyścić w duchu potrydenckim, uporządkować i skomponować w scenki bliskie już wymogom poetyki renesansu. W ten sposób nadał misterium rezurekcyjnemu atrakcyjny (trójkowa budowa: czytanie; obraz sceniczny; śpiew) dla paru przyszłych pokoleń kształt kompozycyjny i inscenizacyjny. Jako tradycjonalista, gustujący w przemawiających do wyobraźni popularnych wątkach religijnych, świetnie znał literaturę przedmiotu i niewątpliwie dysponował bogatym, zbieranym przez wiele lat materiałem. Jest oczywiste, że żył tradycją i podejmował - trzeba przyznać, skuteczne - próby ocalenia najwartościowszych jej fragmentów od zapomnienia. Nie wiemy, kiedy odbyła się premiera "Historyi" w tym nowym, zdyscyplinowanym kształcie, jaki znamy z druku krakowskiego. Być może wystawiono ją na Wielkanoc 1581 r. i w związku z sukcesem widowiska postanowiono tekst wydrukować jeszcze przed następnymi świętami. Podobna sytuacja, toutes proportions gardees, miała miejsce trzy łata wcześniej z premierą jazdowską, a następnie wytłoczeniem "Odprawy" przez "latającą drukarnię" M. Szarfenbergera w Warszawie. Jednakże hipotetyczna premiera "Historyi" nie była tak huczna, uroczysta i oficjalna, jak premiera "Odprawy". Nie grali w niej przedstawiciele najświetniejszych domów Rzeczypospolitej, nie było na widowni króla i królowej, nie relacjonowali wydarzenia historycy królewscy. Ale to przecież wtedy właśnie rozpoczęła się wspaniała tryumfalna kariera teatralna "Historyi". Od roku 1579 Mikołaj pełni funkcję przeora częstochowskiego klasztoru, a w okresie komponowania "Historyi", w latach 1580-81, jest nawet prowincjałem polskich paulinów. Ostatnie dwudziestolecie jego życia, okres od powstania "Historyi" do śmierci, jest równie mało znany, jak młodość. Wiadomo, że w latach 1585-86 był jeszcze kaznodzieją na Jasnej Górze. Pracował w tym czasie nad dziełkiem "O mszej świętej opisanie". Była to popularna przeróbka przygotowanego wcześniej łacińskiego dzieła "Interpretatio missae ex variis auctoribus". Jak się zdaje, po roku 1586 Mikołaj opuścił Częstochowę i przeniósł się do klasztoru paulinów w Wieluniu, gdzie zmarł 15 marca 1601 r. w wieku ok. 77 lat. Tam też znajdują się jego doczesne szczątki. Przeżył Jana Kochanowskiego o ponad 16 lat. Porównywanie "Historyi" z "Odprawą", dzieł tak bardzo od siebie odległych, wyrosłych z zupełnie odmiennych tradycji, adresowanych do odmiennych audytoriów, wydaje się pomysłem karkołomnym i mało pożytecznym. Już znacznie bardziej rozsądnym zadaniem byłoby porównanie losów scenicznych obu arcydzieł. Ale "Historyję" i "Odprawę", mimo, wydawałoby się, samych różnic, łączą jednak cechy wspólne, np. kameralność, elegancja warsztatowa, skondensowanie materiału dramatycznego. "Historyja", w porównaniu z wielkimi misteriami francuskimi, jest dziełem szczuplutkim, a i "Odprawa" w porównaniu z tragediami włoskimi, francuskimi, angielskimi jest objętościowo skromniejsza. Jest w tym zapewne polska niechęć do większych form, może także brak umiejętności panowania nad bogatszym i bardziej złożonym materiałem, ale przecież także widoczne w obu arcydziełach upodobanie do kameralności i intymności odbioru i zmniejszona skala - jakby na miarę małych dworków, wąziutkich uliczek i szczupłych drewnianych kościołów XVI-wiecznej Rzeczypospolitej. Ale w tych wąskich ramach uwidacznia się ta sama intensywność dziania się, podobna dynamika dramatyczna, podobne skondensowanie akcji, a nadto zadziwiająca elegancja warsztatu twórczego (tak odmiennego w obu dziełach) i swoisty powiew słowiańskiej łagodności w konstruowaniu konfliktów, którą Claude Backvis nazwał kiedyś "polską uprzejmością". Tak jak krańcowo odmienne były w swym charakterze premiery "Historyi" i "Odprawy", tak odmienne były również ich teatralne dzieje. "Odprawa", zapomniana przez żywy teatr na trzy stulecia, ożyła u schyłku XIX wieku po to, by służyć uświetnianiu jubileuszy, uroczystości szkolnych, miejskich, akademickich, jako drogocenny zabytek polskiej kultury humanistycznej. Zupełnie inaczej potoczyły się losy "Historyi". Od razu po premierze stała się ulubionym scenariuszem masowego teatru ludowego. Była żywa scenicznie przez cały okres staropolszczyzny, a cieszyła się wielką popularnością aż do XIX wieku, tak w Polsce, jak i na Rusi. W XVII wieku dokonywano już jej przeróbek, starając się dostosować ją do nowych gustów literackich (J. K. Dachnowski), adaptowano do warunków wiejskich.

Wydrukowana przez Mitzlera de Kolof w 1757, stała się przedmiotem szyderstw ze strony oświeconych (Gracjan Piotrowski). W XX wieku po "Historyję" sięgnęły teatry zawodowe, znacznie później niż po "Odprawę". W 1923 r. wystawił ją na scenie Reduty Leon Schiller, jako środkową część tryptyku "Wielkanoc", osiągając wielkie powodzenie w Warszawie, w Wilnie i w objeździe po miasteczkach kresowych. Jednym z największych wydarzeń w dziejach teatru polskiego po II wojnie światowej stała się inscenizacja "Historyi" dokonana przez Kazimierza Dejmka w {#re#26414}Teatrze Nowym{/#} w Łodzi (1961) i {#re#7504}Narodowym{/#} w Warszawie (1962). Był to pierwszy powojenny sukces teatralny takiej miary. Prawdziwe wyjście polskiego teatru na sceny europejskie. Dejmkowską "Historyję" oglądali wówczas widzowie Budapesztu, Moskwy, Essen, Kolonii, Paryża, Wenecji, Berlina i Drezna. Po tak oszałamiającym sukcesie nikt przez najbliższe dziesięciolecia nie śmiał podjąć się konkurowania z inscenizacją Dejmka. Pojawiały się jednakże, choć z rzadka, przedstawienia akademickie ({#re#}KUL{/#} - 1968) i amatorskie (np. w Trybszu na Podhalu w 1978 r. i w Krakowie-Mogile w 1986 r.). Dopiero od 1989 r. odnotowujemy znaczące symptomy zainteresowania "Historyją" objawiane przez teatry zawodowe. W {#re#26419}Teatrze Ludowym{/#} w Nowej Hucie wyreżyserował "Historyję" Tadeusz Malak, a niebawem powtórzono tę interesującą inscenizację (w tym samym opracowaniu) w {#re#26418}Szczecinie{/#}. O ile w okresie przedwojennym można mówić o równoległej jakościowo obecności obu arcydzieł w żywym nurcie teatru polskiego, gdyż sukcesom "Historyi" w opracowaniu L. Schillera odpowiadały głośne wawelskie przedstawienia "Odprawy" w 1923 ze Stanisławą Wysocką w roli Kasandry i w 1930 r. przygotowane przez Teofila Trzcińskiego, a zwłaszcza słynna premiera Wilama Horzycy i Antoniego Cwojdzińskiego (Lwów, 1936), o tyle w okresie powojennym sukcesowi "Historyi" trudno znaleźć paralelny odpowiednik. Misteryjne uroki "Historyi" okazały się niewątpliwie bliższe wrażliwości, nastrojom i nastawieniom estetycznym współczesnych twórców i współczesnych widzów (co ostatecznie udowodniły przedstawienia krakowskie i szczecińskie) niż surowa piękność mało teatralnych, jak się powszechnie sądziło, dialogów i strof chóralnych Jana z Czarnołasu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji