Artykuły

Póki żyjemy, to gramy

- Kiedy występowałem w Operze Nova 15 lat temu, to graliśmy w surowym betonie. Otoczenie się zmieniło, na szczęście, dyrektor jest ten sam... Ładnie tu wszystko prowadzi - mówi JAN KOBUSZEWSKI, grający w Bydgoszczy Frosza w "Zemście nietoperza".

Anty-Romeo z duszą romantyka, mistrz kabaretu i teatru z fizys wprost stworzoną do komedii

Z JANEM KOBUSZEWSKIM w garderobie Opery Nova rozmawia Katarzyna Bogucka. Mistrz wrócił do Bydgoszczy, by pojawić się w setnej i sto pierwszej odsłonie "Zemsty nietoperza."

Pamięta Pan premierę bydgoskiej "Zemsty", w której brawurowo zagrał pan dozorcę więziennego Frosza?

- Uuu, to chyba było z 15 lat temu. Niewiele pamiętam, stary już jestem...

Ale zauważył Pan, jak bardzo zmieniła się i opera, i miasto?

- Kiedy wówczas u was występowałem, to graliśmy w surowym betonie. Otoczenie się zmieniło, na szczęście, dyrektor jest ten sam... Ładnie tu wszystko prowadzi. W tak zwanym międzyczasie bywałem w Bydgoszczy kilka razy z Teatrem Kwadrat i za każdym razem widzieliśmy te niesłychane postępy. Z przyjemnością tu wracam. Póki żyję, moje serce jest dla opery w Bydgoszczy.

Podobno podczas jubileuszowych przedstawień - ostatnie odbędzie się dziś wieczorem - nie musi Pan rygorystycznie trzymać się tekstu?

- Ja jednak jestem odpowiedzialnym wykonawcą scenicznym, że nie powiem, aktorem, więc tekst znam. Ale w przedstawieniu jubileuszowym będzie wyjątkowo dwóch Froszów, prawie bliźniaków. Jeden, który gra u was na co dzień (Ryszard Smęda - przyp. red.) i ja, trochę na przystawkę, taki stary, honorowy. Stary Frosz w Operze Nova. Kwestii nie mam dużo, ale zostawili mi najsmaczniejsze kąski. I będę improwizować. Trudno powiedzieć, na jaki pomysł wpadnę.

Frosz jest stale pijany. Łatwo się gra taką postać?

- Wie pani, najlepiej się spreparować, ale tego się oczywiście nie robi. W życiu miałem jednak kogo podpatrywać. Oj, taak. I muszę się pochwalić moim przyjacielem Wiesiem Golasem, który dwa dni temu obchodził 80. urodziny. Tak, jak on robi pijanego będąc trzeźwym, to jest sprawa nieosiągalna. On to robi tak subtelnie. No i (Jan Kobuszewski składa usta w charakterystyczny dzióbek i cedzi słowa) pijany mówi... bardzo wy-ra-źnie.

Łazuka też jest w tym dobry...

- Ooo tak, mój kolega. Ten to czerpie ze swojego doświadczenia...

Kochamy Pana za talent komediowy, ale zaczynał Pan od dramatu...

- Dziesięć lat siedziałem w dramacie. Szekspir, Mickiewicz, Witkacy. Grałem w "Dziadach" Dejmka w Teatrze Narodowym na przełomie lat 1967-1968. Byłem doktorem Becu (Z tym spektaklem łączy się słynna anegdota. Doktor Becu (Jan Kobuszewski) policzkuje księdza Piotra (Józef Duriasz). Kobuszewski złamał wtedy palec zasłaniającemu się ręką Duriaszowi - przyp. red.). Ile tych ról było! Do komedii w pewnym sensie wciągnął mnie Dudek Dziewoński - poprzez kabaret, przed którym się broniłem. No i telewizja mnie zaprosiła do komedii. Obsadzano mnie od tego czasu w lżejszych gatunkach.

Podkreślano przy tym, że warunki ma Pan świetne do komedii. Ta mimika... "Wysoki na twarzy pociągłego wzrostu" - tak powiedział o Panu ukochany Pana profesor Aleksaneder Zelwerowicz).

- Romea raczej nie mógłbym grać (Jan Kobuszewski klepie się po policzku), chyba że w konwencji prześmiewczej. Inaczej nie da rady. Ale wbrew fizys, duszę mam romantyka!

Ma Pan swoją ulubioną rolę?

- Wszystkie są sympatyczne. Większa czy mniejsza - nie ma to dla mnie znaczenia. Kiedyś jako młody i sprawny aktor marzyłem o Cyranie de Bergerac. Warunki fizyczne miałem, takie jakie mam (Jan Kobuszewski ciągnie się za nos). Chociaż ten nos musieliby mi jednak przedłużyć. Wyręczył mnie z wielkim powodzeniem w telewizji mój ukochany kolega Piotr Fronczewski.

To prawda, że nie przepada Pan za filmami?

- Wiele propozycji odrzuciłem, bo kiedyś kino było dla mnie zbyt męczącą stroną zawodu. (Mówi to człowiek pracowity do kwadratu, która ma około 400 ról na koncie!). Trzeba było wstawać o piątej rano, o szóstej charakteryzacja, o dziesiątej na plan. Zdjęcia trwały miesiąc albo więcej. Po cichutku powiem, że wtedy marnie płacili... W teatrze było lepiej, w filmie finansowo okropnie, paskudnie. Miałem umowę ze Staszkiem Bareją. Dzwonił do mnie, czy zagram u niego. Odpowiadałem, że tak, ale jeden albo dwa dni. Dostawałem jakiś epizod. Kochałem go i lubiłem, więc z przyjemnością z nim kręciłem.

A teraz jest Pan legendą teatru i filmu, jak Pan się z tym czuje?

- Ja w ogóle swojej legendarności nie przyjmuję do wiadomości. Eeeee tam (Kobuszewski wykrzywia się). Póki my żyjemy, to gramy!

WARTO WIEDZIEĆ

Jan Kobuszewski będzie gościem specjalnym 101. przedstawienia operetki Johanna Straussa "Zemsta nietoperza" w Operze Nova. Wystąpi w roli Frosza. Premiera odbyła się piętnaście lat temu - 16 października 1995 roku.

Na zdjęciu: Ryszard Smęda, dyrektor Maciej Figas i Jan Kobuszewski podczas setnego spektaklu "Zemsty nietoperza".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji