Artykuły

Mroki dojrzewania

"Najlepsze lata panny Jean Brodie" w reż. Krzysztofa Babickiego w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Recenzja Grzegorza Józefczuka w Gazecie Wyborczej - Lublin.

Historia autokratycznej nauczycielki i jej uczennic jest tylko pretekstem do teatralnego namysłu nad formą walki o rząd dusz.

Kiedy słyszymy: "dajcie mi dziewczynkę jeszcze nie ukształtowaną, a będzie moja na całe życie" - przychodzi na myśl Witold Gombrowicz i jego termin "chłopięta". Mówiąc upraszczająco, autor "Ferdydurke" ubolewał, że człowiek skazany jest na upupienie, czyli na utratę tego, co w nim nieokiełzane i nieuformowane. Ubolewał - i poniekąd dowodził, że natręctwo myśli o powrocie do czasu niewinności i nieodpowiedzialności stanowi motor nakręcający siłę ludzkich poczynań. Natomiast Jay Presson Allen w "Najlepszych latach panny Jean Brodie" pokazuje w kulturalny sposób mroczny wymiar dojrzewania. W piątek Teatr im. J. Osterwy dał polską prapremierę tej znakomicie napisanej sztuki. Reżyserował Krzysztof Babicki.

Wokół tytułowej, "wyzwolonej" nauczycielki panny Brodie skupia się grupka uczennic panienek, które w różny sposób nasiąkają jej stylem, zachowaniem i wartościami. Jedna - skrycie zostaje kochanką nauczyciela rysunków, druga - ucieka na wojnę do Hiszpanii. Z czasem jedna z uczennic przerasta swą mistrzynię: donosi na nią, w efekcie czego panna Brodie zostaje wyrzucona ze szkoły. Dla Brodie ta zdrada z najmniej oczekiwanej strony jest niczym zabójczy cios w plecy.

Historia ta ilustruje zaklęty krąg niebezpiecznych relacji, jakich symbolem jest szkoła. Z jednej strony, zachowawcza i konserwatywna, mówiąc potocznie: nieżyciowa grupa starych nadzorców oraz dyrektorów. Z drugiej, zaborczy i agresywny mistrz nauczyciel. Między nimi: umysły uczniów - twory do uformowania, umysłowa plastelina, o którą toczy się walka. Szkoła jest tu tylko symbolem i pretekstem do opowieści o walce o rząd dusz.

Klarowny, zharmonizowany spektakl "Najlepsze lata panny Jean Brodie" w reżyserii Krzysztofa Babickiego to przede wszystkim koncert dobrych ról. Magdalena Sztejman-Lipkowska jest panną Brodie doprawdy z tupetem i tzw. charakterkiem. Jej dyktatorskiemu temperamentowi przeciwstawia siłę swej kostyczności dyrektorka panna MacKey, czyli Jolanta Rychłowska. Na scenie obie panie kreują kobiecy ring, na którym dochodzi do starć i zwarć, co daje widzom najwyższe zadowolenie. Od razu trzeba wspomnieć kapitalnie trafione, proste kostiumy wymyślone przez Barbarę Wołosiuk: wszyscy w szarościach i mundurkach, zaś panna Brodie - w różo-czerwieniach. Taki kontrast odzwierciedla odmienność typu energii, jakiej nośnikiem są postacie dramatu: to kontrast ciężkich kamieni i ognia. Scenografia Pawła Dobrzyckiego również została pomyślana, jak dopowiadająca rama dla gry osobowości i temperamentów. To przede wszystkim proste, metalowe krzesła-trony z lampami u góry, przypominające fotele do przesłuchań. Wobec niepokoju, jaki rodzą te metalowe meble - muzyka Marka Kuczyńskiego daje chwile uspokojenia.

W uczennice panny Brodie wciela się czwórka młodych aktorek: Katarzyna Skoniecka, Anna Kurczyna, Aneta Stasińska i Barbara Prokopowicz - dla której rola ta jest pracą dyplomową. Debiutująca Barbara Prokopowicz zaskoczyła naturalnością i swobodą gry, co więcej - bez trudności dorównała do poziomu Anety Stasińskiej, która ma już na koncie kilka świetnych, pierwszoplanowych ról. Dzięki choreografowi Jackowi Tomasikowi, sceny tańczących i fikających panienek należą do najcudowniejszych w tym spektaklu. Dobre aktorstwo wróży temu spektaklowi długą przyszłość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji