Artykuły

Śmiertelna choroba

Psychotyczny doktor Tinker prowadzi klinikę leczenia uzależnień. Narkotyki? Alkohol? Nie, tutaj i leczy się z miłości. Metody są proste: za wyznania obcina się język, za i gesty ręce, za zbliżenie genitalia. i Skuteczne? Nie bardzo. Bohaterowie "Oczyszczonych" wciąż tęsknią za miłością, wciąż kochają, wciąż ukrywają się przed Tinkerem.

Przesłanie dramatu Sarah Kane nie szokuje oryginalnością. Miłość boli i jest trudna, z nią źle, a bez niej jeszcze gorzej. I w zasadzie to już koniec. Co się zaś tyczy formy to zafascynowana brudem, brutalnością i okrucieństwem Kane utopiła te ludzkie tęsknoty w fekaliach. Świat - zalewa ohyda, człowiek z trudem dryfuje po powierzchni. Nic tego nie zmieni ani my siebie nie zmienimy. Tak jest i tak zostanie.

Bez uproszczeń

W tekstach Kane nie ma wielkiej głębi. To obrazek malowany w jednej tonacji kolorystycznej - obowiązkowo szarej. Jej dramaty to tragedie bez odrobiny ironii, bez cienia dystansu, bez krztyny humoru. I przez to - bliskie grafomanii, tekścikom pisywanym przez licealistów cierpiących na objawy młodzieńczej depresji. Kane jest jednoznaczna. I jako taka - prędzej, czy później - staje się nudna. A sztuki, które pisze, od pierwszej do ostatniej kwestii powtarzają na różne sposoby to samo stwierdzenie: jest źle, jest strasznie, miłość to choroba. Uproszczenia, które rodzą bunt i sprzeciw. I nikt mi nie wytłumaczy, że ten sprzeciw i bunt jest tylko gorączkową ucieczką od prawdy.

Teatr jak puzzle

Spektakl Krzysztofa Warlikowskiego na szczęście nie upraszcza prostego. Przez to "Oczyszczonych" warto zobaczyć. Choćby i po to, by przekonać się jak reżyser omija mielizny tekstu. Unika dosłowności - bicia, gwałtu, szarpaniny. Sztuczna krew poleje się tylko raz - rzecz niezwykła jak na inscenizację tekstu Kane. "Oczyszczeni" zostali więc przez Warlikowskiego "wyczyszczeni" z tego, co najbliższe teatralnej tandety a przedstawienie nabrało wizualnego piękna.

Równocześnie jednak nie ma wątpliwości co do faktu, że jak zwykle w przypadku tego reżysera, spektakl opiera się na efektach. To mocne obrazy, mocne uderzenia. Warlikowski buduje swój teatr z serii osobnych klatek, kadrów, ujęć. Tnie tekst dramatu jak celuloid. Obrazowana przez niego rzeczywistość nie opowiada historii, raczej jej epizody, stadia. Widz będzie musiał sam ułożyć te puzzle.

Taka stylistyka jest wyzwaniem dla aktorów. Nie wszyscy radzą sobie z tym rozbiciem. Bywa, że ich postaci stają się niespójne, rozproszone, zwielokrotnione. Tak się wielokrotnie działo w teatrze Warlikowskiego. W przypadku "Oczyszczonych" jest jednak inaczej. Pojawia się tu kilka świetnych ról, fantastycznych kreacji. Szczególnie zapadają w pamięć trzy role żeńskie: Stanisławy Celińskiej, Małgorzaty Hajewskiej-Krzysztofik i Renate Jett. Stworzone przez nich postaci przebijają się przez serię niemal osobnych scen, spinają je w całość. W rozbitym, nierzeczywistym świecie nagle pojawiają się żywi ludzie. To najlepsze chwile spektaklu. Dla nich warto zobaczyć "Oczyszczonych".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji