Artykuły

Warszawa. Pojutrze premiera "Złego" w Powszechnym

- Myślę, że siła "Złego", który ukazał się po śmierci Stalina, ale opisuje czasy wcześniejsze, polega na tym, że Tyrmand nie liczył się z cenzurą - mówi Wojciech Tomczyk o adaptacji "Złego" Leopolda Tyrmanda. Premiera w piątek w Teatrze Powszechnym.

Wojciech Tomczyk mówi o adaptacji "Złego" Leopolda Tyrmanda w stołecznym Teatrze Powszechnym. Premiera w najbliższy piątek.

Rz: Co zainspirowało pana do adaptacji "Złego" z autorskim, współczesnym finałem?

Wojciech Tomczyk: W 2008 r. rozmawialiśmy z Janem Buchwaldem, dyrektorem Teatru Powszechnego, o powieści Tyrmanda. Nagle zadrżała ziemia. Wibracje były słabo wyczuwalne, ale kiedy poprosiłem o szklankę wody i postawiłem ją na stole - szklanka pękła, woda się wylała. Wbijano pale pod Stadion Narodowy. W tej sytuacji postanowiłem nie powtarzać zabiegu Tyrmanda. Opisał Warszawę z początku lat 50. zdominowaną przez wznoszony wówczas Pałac Kultury i Nauki im. Józefa Stalina - nie wspominając o nim ani słowa. Bohaterowie ostentacyjnie omijają największy plac budowy stolicy. W adaptacji nawiązałem do powstania Stadionu Narodowego. Trudno było zignorować znak tak wyrazisty - szklanka pękła przecież w akcie kontestacji, jako taka szklana Kasandra.

Przeniósł pan podziemie gospodarcze lat 50. we współczesne czasy, bo chciał pan pokazać, że korzenie wielkich fortun tkwią w poprzednim ustroju?

- Czy ja wiem? Historia o tym, skąd się wzięła współczesna elita gospodarcza, wciąż jest do opisania. Myślę, że siła "Złego", który ukazał się po śmierci Stalina, ale opisuje czasy wcześniejsze, polega na tym, że Tyrmand nie liczył się z cenzurą. Pokazał prawdziwą rzeczywistość, a nie tę zadekretowaną przez polityków. To się rymuje z naszymi czasami, dziś nie ma jednej obowiązującej prawdy - jednego wykładnika tego, co mamy kochać albo nienawidzić. Przynajmniej mam taką nadzieję. Żywotność "Złego" potwierdza fakt ukazania się w ostatnich latach co najmniej kilku powieści nawiązujących do niego. W "Słowiku z Moskwy" Grzegorza Gortata Tyrmand wręcz występuje. Można jeszcze wspomnieć "Uwikłanie" Zygmunta Miłoszewskiego.

Tak jak w "Złym" - intryga koncentruje się wokół sprzedaży fałszywych biletów na hitowy mecz Polska - Węgry, tak pana adaptacja wkracza w sferę Euro 2012.

- Można mówić o większym skoku na kasę. Skala rośnie. Musimy pamiętać, czym był futbol w latach 50., kiedy grali w piłkę górnicy lub rekruci odbywający służbę w wojsku czy milicji, a czym jest teraz, kiedy przeciętny piłkarzyna zarabia kilka razy więcej niż prezydent. Ciekaw jestem źródeł tych pieniędzy, przecież nie pochodzą ze sprzedaży biletów. Powiem tyle: rozprowadzenie fałszywych biletów na mecz towarzyski w latach 50. mogło paczce Filipa Merynosa zapewnić luksusowe życie na Zachodzie - dystrybucja kilkuset tysięcy niezwykle pożądanych biletów na mecze Euro 2012 to jeszcze bardziej lukratywny interes. Ale umówmy się - to jest adaptacja wierna powieści. W spektaklu nie występuje Michel Platini.

Jak powstał "Zły"?

- Tyrmand wynegocjował z Czytelnikiem dobre warunki do pisania kryminału o życiu wielkiego miasta. Powstała jedna z dwóch najwybitniejszych powieści o Warszawie. Pierwszą była "Lalka". Tyrmand dał prawdziwy opis życia Warszawy, która, choć pacyfikowana przez okupację hitlerowską i kilka lat stalinizmu - nie poddała się. Opisał ducha warszawskości - wcześniej uchwyconego przez poetę w powiedzeniu: "Nie masz cwaniaka nad warszawiaka. Chcesz z nami zacząć, to se przedtem trumnę kup". Pokazał, że stolica jest niezniszczalna - i nie chodzi o wojnę, powstanie czy terror: życie jest niezniszczalne. Ciągle się odradza. W zrujnowanym mieście, po piwnicach, warszawiacy kochają się, bawią i kombinują rozmaite geszefty. Tak jest do dzisiaj. To jest optymistyczne. Polskie, a jednocześnie amerykańskie.

Zły przypomina bohatera komiksu - uzdrawia sytuację, w której prawo nie ma szans.

- Oczywiście powieść jest oparta na schemacie amerykańskiej literatury popularnej. Myślę, że główną inspirację mógł stanowić komiks "Cień". Można też wskazywać na podobieństwa z Batmanem, Supermanem. Dla mnie jednak "Zły" nawiązuje do archetypu chrześcijańskiego - nawróconego grzesznika, który wymierza sprawiedliwość światu i sobie. Tak jak św. Paweł i bohaterowie "Dziadów" albo "Potopu".

Nasycił pan spektakl piosenkami warszawskiej ulicy.

- Poza dwiema są to ballady podwórkowe z lat 50. i 60. od dawna niewykonywane. "Śpiesz się dziewczyno, śpiesz się z młodym złodziejem na randkę, śpiesz" znam ja i jeszcze kilku emerytowanych chuliganów. Zachowałem się jak Oskar Kolberg!

Zły to kolejny polski heros, który zostaje unicestwiony.

- Cóż, jego rygoryzm moralny jest obcy Warszawie. Wszystko można zarzucić naszej stolicy poza tym, że jest rygorystyczna moralnie, purytańska. Dlatego chcemy tu żyć pomimo pewnych niedogodności.

Co pan teraz pisze?

- Obecnie jestem optymistą. Piszę sztukę pod roboczym tytułem "Bezkrólewie". Akcja toczy się pod koniec XVIII w., czyli współcześnie. To wariacja na temat staropolskiego arcydzieła "Nędza z bidą precz z Polski idą". Muszą pójść.

Wojciech Tomczyk - dramaturg, producent

Ur. w 1960 r. Autor sztuk "Norymberga" i "Wampir", scenarzysta "Inki 1946", "Oficera", "Oficerów" i "Trzeciego oficera", "Sprawiedliwych", "Świadka koronnego", "Zaginionej", "Czarnych słońc" i "Spony".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji