Artykuły

Mam potrzebę oddawania

- Nie muszę być wielką artystką. Wierzę, że będę robić porządny teatr, ale nie sądzę, abym mogła dokonać w nim rewolucji. Dla mnie najistotniejsze jest spotkanie - żeby teatr był spotkaniem z widzem, z literaturą, z aktorem - EWA IGNACZAK obchodzi jubileusz 30-lecia pracy artystycznej.

Łukasz Rudziński: Dlaczego w ogóle zajęłaś się teatrem?

Ewa Ignaczak: Teatr był w moim życiu od zawsze. Trudno określić kiedy się to zaczęło - na pewno jeszcze w szkole podstawowej. Jestem sopocianką, a moi rodzice mieszkali obok Sceny Kameralnej Teatru Wybrzeże. Poznawałam teatr dzięki mamie mojej przyjaciółki, która tam wtedy pracowała. Często przychodziłam, oglądałam wszystkie premiery. Moim ulubionym reżyserem był Stanisław Hebanowski. Później sama zaczęłam grać. Nie dostałam się do krakowskiej PWST i miałam poczucie, że jak mnie nie chcą, to sama sobie zrobię teatr. I tak zostało. W 1982 roku dostałam się tam aktorstwo, ale byłam już na Wybrzeżu tak zadomowiona, że wyjazd z Trójmiasta przestał mnie interesować. A poza tym na egzaminach zawsze dostawałam rolę czarownicy, małpy...

Budowałaś swój teatr w czasie stanu wojennego...

- Pierwszy etap był niesamowity. Pracowałam w Gdańsku z rówieśnikami - tam byli Jarosław Boberek, Wojciech Szreder. Uczyliśmy się od siebie, z uwagi na sytuację polityczną, było dla nas oczywiste, że podejmiemy dialog z rzeczywistością. Pamiętam swój pierwszy zespół, w którym miałam 12 osób. Czterech chłopaków zostało aresztowanych, żeby nie przystąpili do matury. Młodej aktywnej inteligencji nie dopuszczano do matury, żeby nie dostawała się na studia. Wtedy wystawaliśmy przed więzieniami, ukrywaliśmy niektórych w obawie przed aresztowaniami, robiliśmy teatr alternatywny. Po urodzeniu dziecka dostałam pracę w Miejskim Domu Kultury w Sopocie, gdzie spróbowałam robić teatr. To był najpiękniejszy okres pracy studyjnej - przez dwa, trzy lata robiłam spektakl, uczyłam się teatru poprzez literaturę, wypracowałam własną metodę pracy z aktorem, swoją stylistykę, swoje widzenie teatru.

W latach 90. powstało kilka ważnych spektakli - choćby "Bobok" wg Fiodora Dostojewskiego, "Kicz" wg "Karła" Pära Lagerkvista czy "Oskar-zm" wg "Blaszanego bębenka" Güntera Grassa. Potem przeniosłaś się z teatrem do Klubu Żak.

W 1998 roku trafiłam do Żaka. Właśnie traciliśmy starą siedzibę - przeprowadzka na Straganiarską, problem z salą, nowa siedziba dopiero w budowie. W 1999 roku, dzień po wręczeniu Literackiej Nagrody Nobla dla Güntera Grassa, my mieliśmy premierę "Rybołóstwa" według jego Turbota". Okazało się, że w tym momencie na świecie Grass nigdzie nie jest grany, więc na naszej premierze pojawiło się wiele telewizji. Nagrano dokument o Grassie i filmie użyto ujęć z naszego spektaklu. Potem na rok przeniosłam się do Elbląga, gdzie założyłam Alternatywną Scenę "Na piętrze". Tam powstał m.in. bardzo ważny dla mnie spektakl "Kochając błękitnookich" wg "Tonio Krögera" Tomasza Manna. Wróciłam do Żaka już w nowej siedzibie, ale tam teatru za bardzo się nie kocha. Priorytety są gdzie indziej...

Od 2003 roku działa Sopocka Scena Off de BICZ, którą sama zakładałaś.

Powstało tu wiele nowych projektów. Mam teraz potrzebę oddawania - nie muszę być wielką artystką. Wierzę, że będę robić porządny teatr, ale nie sądzę, abym mogła dokonać w nim rewolucji. Dla mnie najistotniejsze jest spotkanie - żeby teatr był spotkaniem z widzem, z literaturą, z aktorem. Moim prywatnym celem jest ochrona dóbr intelektualnych, dlatego nie idę na łatwiznę i nie robię tandety pod publiczkę. Te ostatnie 7 lat to coś bardzo całkowicie nowego, mój autorski projekt. Każdy rok był także o walką przetrwanie. Jest nas ledwie trójka ludzi i w tym gronie musimy sobie radzić. Dlatego pracują tu sami wariaci - ja siedzę przy konsolecie, Ida Bocian sprzedaje bilety a potem wchodzi na scenę, nie funkcjonujemy jak teatr instytucjonalny. Dzięki Off de BICZ nauczyłam się marketingu, reklamy, obsługi komputera.

Teatr Stajnia Pegaza trwał przez cały czas - zmieniał się skład, była Ignaczak, była Stajnia Pegaza.

Sama szkolę sobie aktorów, zajmuje mi to około dwóch lat - to ogromna treningowa praca, aby ktoś mógł wyjść na scenę - nigdy nie wypuściłabym niegotowego aktora. Miałem cykle szkoleń a później realizacji spektakli. Ale jak to w życiu - po pięciu latach, gdy zespół był już gotowy na bardzo poważne wyzwania, zaczynały się wyjazdy do szkół teatralnych, rodziły się dzieci, trzeba było podejmować decyzje życiowe, podjąć pracę zawodową. Wielu aktorów, których wychowałam, kończyło szkołę teatralną i wybrało zawód aktora. Część z nich współpracuje ze mną do dzisiaj. Oni nigdy nie są obojętni na sztukę, na człowieka.

Niektórzy wpłynęli na moje myślenie o teatrze. Wśród nich wymienić mogę męża Tomasza Ignaczaka, zawsze pełen temperamentu i uśmiechu Jarosław Boberek, Maurycy Miedziewski, który potrafił się sprzeciwić i na scenie potrafił obronić swoją postać, Krystian Godlewski, Jacek Ozimek zafascynowany śpiewem i emisją głosu, Małgorzata Ułasik, Małgorzata Gebel - aktorka, do której można dotrzeć tylko poprzez emocje, Aleksandra Gronowska ,czy Marek Brand, dzięki któremu nauczyłam się pracy z dramaturgiem. Obecnie mam w zespole nieocenione Idę Bocian i Sylwię Górę-Weber.

30 lat wspomnień, ale pewnie też niezapomnianych przygód?

Marian Pankowski oglądał w Krakowie mój spektakl na podstawie swojego tekstu - "Była Żydówka, nie ma Żydówki" i płakał na nim ze wzruszenia. Niedawno odwdzięczył mi się przepięknym, odręcznym napisanym listem. Podziękował za spektakl, napisał, że nasza przyjaźń nie może się skończyć na jednym tytule i podesłał swój scenariusz z 1987 roku "Ręce na szyję zarzucić". Spróbuję go wystawić. Bardzo miło wspominam pracę nad scenariuszem "Obrocka" dla moich profesorów Ireny Jun i Jarosława Gajewskiego, który został zrealizowany w Teatrze Studio w Warszawie dwa lata temu. Wcześniej przez dwa lata bez powodzenia próbowali zabrać się za ten tekst. Ja ich znałam, wiedziałam co lubią. Mój scenariusz przyjęli bez kłopotów. Po miesiącu mieli gotowy spektakl i wtedy dopiero dowiedzieli się, że to ja jestem autorką tego tekstu. Siedzenie na widowni i zdenerwowanie spowodowane tym, jak ten tekst został zinterpretowany też jest niepowtarzalne. Wierzę, że przede mną jeszcze wiele teatralnych wyzwań.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji