Artykuły

Nasz kochany Frycek - celebryta

Trzeba pamiętać, że wokół każdej wybitnej jednostki, a Chopin był przecież geniuszem, powstaje niezliczona ilość legend, zmyśleń, mitów i interpretacji. I z czasem już właściwie nie wiemy, kim naprawdę był nasz idol, bo sami stworzyliśmy wokół niego legendę i sami poprzez nią na niego spoglądamy - mówił MIKOŁAJ GRABOWSKI przed premierą przedstawienia "Chopin kontra Szopen" w starym Teatrze w Krakowie.

Z MIKOŁAJEM GRABOWSKIM,reżyserem i dyrektorem Starego Teatru, o Szopenie mniej znanym rozmawia Jolanta Ciosek

JC: Czym się różni Chopin od Szopena, że dopytani o wyjaśnienie tytułu Twojego najnowszego spektaklu "Chopin kontra Szopen"?

- Zapewne ten pierwszy jest międzynarodowy, światowy, a ten drugi jest nasz, polski, swojski, kochany, ukochany, wręcz "zamiłowany" i "przepiłowany" przez rodaków. Oczywiście, tytuł jest prowokacyjny...

I zapewne spektakl będzie prowokacyjny?

- Bo ja wiem... Na pewno nie będzie grzeczny. Romantyk Szopen miał przecież za zadanie podgrzewać ducha narodowego, tworzyć dobrą aurę wokół Polski - słowem, miał państwowo-twórcze zadanie. Tymczasem to, co się działo z nim i wokół jego życia, te prawdy i przekłamania, owo tworzenie legendy już za jego życia - nie mówiąc o tym, co działo się później - jest zdumiewające i zarazem dla nas współczesnych szalenie interesujące.

Ponoć scenariusz o Szopenie nosiłeś w sobie od wielu lat?

- Przed dziesięcioma laty zrealizowałem połowę zamysłu - przygotowałem jednorazowe spotkanie z Szopenem na Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach. Zbierałem wtedy materiały dotyczące Szopena, mnóstwo o nim czytałem, obłożyłem się lekturą i daliśmy spektakl w Międzyzdrojach. Teraz, przed obchodami Roku Chopinowskiego, Staszek Radwan, który widział tamtą realizację, zaproponował, abyśmy wrócili do tematu, że warto, aby Stary Teatr włączył się w te uroczystości. No więc pomyślałem, czemu nie? Jeśli ktoś mi pomoże w dopisaniu drugiej części scenariusza... Zgodziła się Agnieszka Fryz-Więcek i tym sposobem powstał pełnospektaklowy scenariusz z muzyką Staszka. Podczas czytania z aktorami teksty podlegały weryfikacji, wspólnie je jeszcze raz redagowaliśmy.

Sięgnąłeś teraz do nowych materiałów źródłowych?

- Oczywiście, dwusetna rocznica urodzin Szopena obrodziła nowymi publikacjami. Ten scenariusz w gruncie rzeczy powstał w oparciu o istniejące, oryginalne materiały. Tyle że odpowiednio zestawione. Wykorzystujemy np. listy Szopena i George Sand, ich relacje z poznania się i zderzamy je z interpretacją tego zdarzenia przez inne osoby, np. przez Józefa Jankowskiego.

Tak bardzo różnią się te opowieści?

- Kolosalnie. Dziś np. o chorobie Szopena wiemy o wiele więcej niż kiedyś. Dla muzykologa ta wiedza nie jest aż tak istotna, ale dla kogoś, kto chce wniknąć w głąb człowieka, niemal w jego proces twórczy - taka garść nowych refleksji jest niezbędna.

Zmienia nasz obraz kompozytora?

- Tak. Uczłowiecza go. Szopen stworzony przez legendę XIX i XX wieku, wynoszony na piedestał, Szopen, którym szafowaliśmy, kupczyliśmy, nagle, poprzez tę nową wiedzę o nim, staje nam się bliższy. Zostaje zdjęty z tego nieznośnego cokołu.

Które materiały wzbudziły Twoją szczególną ciekawość?

- Korespondencja z George Sand, listy Szopena do Fontany, jego przyjaciela, który w gruncie rzeczy był jego totumfackim. Załatwiał mu wszystko, co, mówiąc szczerze, Szopen bardzo wykorzystywał: wysyłał go, by załatwiał mieszkanie, sprzedał nuty, kupił kamizelkę lub buty. Ujawniamy takie ciekawostki, które nie są w zasadzie obrazoburcze, tylko uczłowieczają naszego geniusza. Co tu dużo gadać, my, Polacy, strasznie lubimy budować ludziom wielkim pomniki, stawiać ich na cokołach: niech sobie tam stoją niemi, martwi, nieruchomi. Jak mówi znajome dziecko: pomnik to jest taki pan, co się nie rusza. No więc niech się nie rusza, a my sami będziemy z nim robić, co zechcemy.

A Ty chcesz, żeby ten pomnik Szopena się odezwał?

- No jasne, żeby ten nasz umiłowany Szopen pogadał z nami, powiedział, jaki był naprawdę. Żeby nasz ogląd jego osoby był wielostronny. Naturalnie nie robimy przedstawienia edukacyjnego, bo i literatura taka nie jest.

A jaka jest?

- Złośliwa wobec naszych sentymentów, oczekiwań, czasami prześmiewcza, drwiąca z naszych ludzkich i narodowych przywar.

A Szopen - czego nowego o nim się dowiemy?

- Myślę, że niewielu wie, iż w owych czasach był w Paryżu kimś w rodzaju dzisiejszego celebryty, bywalcem salonów. I nic w tym nie ma złego, ale trzeba o tym wiedzieć. Był dandysem, ładnie się ubierał, zarabiał i wydawał krocie, miał znakomite maniery... Jego związek z George Sand, czyli Sandową, jak ją w spektaklu nazywamy, miał charakter ostrego skandalu, który dziś znalazłby się na pierwszych stronach tabloidów. Żył z nią przecież na kocią łapę, o czym niechętnie się w Polsce mówi. Wolimy słowa Jankowskiego o Szopenie: "ładem patriarchalnem i cnotami polskiemi namaszczony". Jeśli owo "namaszczenie" zestawimy z ich wyjazdem na Majorkę...

Przypomnijmy, miłosną podróżą kochanków...

- A no właśnie, kolejny mit, legenda. Opis Majorki w liście George Sand uświadamia nam, że ten wyjazd był jedną wielką katorgą, po której Szopen ciężko się rozchorował. Dramatyczny list zmieniający kompletnie optykę na te sprawy.

O śmierci Szopena też krążą mity i legendy?

- Ależ oczywiście. Pamiętajmy, że jego śmierć była pewnym teatrum. On nie umierał w samotności. Damy z towarzystwa, odwiedzające umierającego kompozytora, za punkt honoru miały zemdleć choćby raz przy jego łóżku. Delfina Potocka specjalnie przyjechała, by zaśpiewać mu arię, chyba Haendla - relacje na ten temat się różnią. Przez jego pokój przeszło pół Paryża - śmietanka towarzyska uważała za obowiązek odwiedzić artystę, zobaczyć, jak wygląda przed śmiercią. Umierał w chwale, a wokół jego osoby tworzyła się towarzyska celebra. A co było z pogrzebem? Przecież czekano z ceremonią dwa tygodnie, bo orkiestra i śpiewacy musieli przygotować wykonanie "Requiem" Mozarta - taka była prośba umierającego. Myślę, że takie wejrzenie w wiele spraw prawdziwych, skrywanych czy też nieznanych pozwoli nam zdjąć Szopena z tego narodowego cokołu.

Ponoć w spektaklu są też zmyślenia?

- Są, bo też inni zmyślali, a my opieramy się na oryginalnych przekazach. Tak więc ten spektakl będzie próbą spójrzenia z różnych stron i z różnych kątów na Szopena.

Również poprzez poezję?

- Tak, bo to bardzo ciekawy obraz. O naszym geniuszu rozpisała się Konopnicka, ale i Tetmajer, i Norwid. Można się domyślać, jak różne są to utwory, w jak różnym tonie. Pisać i recytować o Szopenie było czymś koniecznym i pożądanym. On wręcz namaszczał poetów, żeby o nim pisali, a potem brali się za te wiersze aktorzy i "pięknie" nam je sprzedawali. U nas sprzedadzą je recytatorzy, występujący w naszym spektaklu. '

Tu już nieco ironizujesz?

- Prowokują do tego te teksty. Z wiersza Konopnickiej aż się leje jakaś słodycz, powłóczystość, łzy, spojrzenia, zawieszenie wzroku, co jest pewną nieznośną manierą. I rozumiem to, sam się wychowałem na takich wierszach, sam je recytowałem. Rozumiem, że jest to rodzaj ekspresji artystycznej, która kiedyś była modna, potrzebna. Dziś przywołujemy ją, nawiązując do teatru Mieczysława Kotlarczyka. Chyba nawet jesteśmy trochę uprawomocnieni, bo gramy spektakl na Scenie Kameralnej, a więc w miejscu - mówię to z całym szacunkiem - Teatru Rapsodycznego.

Pośmiejemy się trochę z naszego Szopena i z nas samych?

- Bardzo bym chciał, tym bardziej że naprawdę niektóre teksty są bardzo zabawne. Ale jest też wiele rzeczy dramatycznych i jaskrawo nazwanych, które nigdy do tej pory nie były tak jasno określone.

Co nas może oburzyć, zaskoczyć?

- Myślę, że słowa Fontany, który najokrutniej nazywa Szopena. Mówi v o nim: ja go nie cierpię i kocham. Chcę od niego uciec i nie mogę się oderwać. Ten człowiek zniszczył mi życie. Mocne słowa - my tego nie interpretujemy, tylko relacjonujemy.

To dobrze, że o człowieku i zarazem o wybitnym artyście możemy mówić w sposób różny, wieloznaczny, a nie tylko z pozycji jedynie słusznej prawdy

- Oczywiście, to jest główna myśl, która nam przyświecała i która spowodowała, że zabraliśmy się za ten temat. Aktorzy też są do tego dobrze nastawieni. Co więcej, każdy, kto wchodzi na scenę, proponuje inny rodzaj ekspresji aktorskiej. I fantastycznie, dzięki temu ten spektakl staje się też w pewnym sensie przeglądem sztuki aktorskiej, szkól aktorskich, konwencji gry.

Powiada się, że Szopen w swej twórczości krył "armaty wśród kwiatów" - taki będzie ten spektakl?

- Chciałbym, żeby był o "armatach wśród kwiatów".

Premiera spektaklu "Chopin kontra Szopen" odbędzie się 23 bm. na Scenie Kameralnej

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji