Artykuły

Było minęło

Jeździłem też z Węgrzynem, który grał mojego ojca w "Ladacznicy". W Radomiu przed przedstawieniem mnie poinstruował: "Wiesz, mogą być jakieś brawka na moje wejście, ty masz wtedy monolog - to przerwij i odczekaj". "Oczywiście, mistrzu" - odpowiedziałem pokornie - wspomina Andrzej Łapicki w Rzeczpospolitej.

Byliśmy na premierze. Rok 1945. Jestem aktorem Teatru Wojska Polskiego w Łodzi. Wysłano nas w objazd. Trafiliśmy do Tworek (tak, tak!).

Mamy grać "Świętoszka". Najpierw skromne przyjęcie. Patrzę - w kącie znajoma twarz. To poeta, Stanisław Ryszard D. Mój oficer polityczny z BIP KG AK. Tak, ten sam, który mnie opieprzył, że spytałem, czy wybuch powstania jest uzgodniony z bolszewikami. Dorobił się już majora - obok, we Włochach był zarząd Pol.-Wych. WP. Podchodzę do niego i dyskretnie mówię: "Panie poruczniku - jego stopień w AK - pamięta pan 1 sierpnia, odprawa na Noakowskiego 20?". Zbladł, odciągnął mnie w kąt i szeptem pouczył: "Proszę pana, było, minęło, rozumiemy się?". Oczywiście, że zrozumiałem dokładnie.

Charakteryzujemy się za kulisami. Dobiega z widowni gwar rozmów pacjentów, bo dla nich mamy grać. Władziula Grabowski, malując sobie jakieś różowe krechy, pokazuje na widownię i na nas - "Eeee, żadnej różnicy". No, chyba miał rację.

Jeździłem też z Węgrzynem, który grał mojego ojca w "Ladacznicy". W Radomiu przed przedstawieniem mnie poinstruował: "Wiesz, mogą być jakieś brawka na moje wejście, ty masz wtedy monolog - to przerwij i odczekaj". "Oczywiście, mistrzu" - odpowiedziałem pokornie. Mówię monolog, słyszę skrzyp drzwi i... cisza. Żadnych braw. Ja nic nie mówię - pauza. Węgrzyn podchodzi i szczypie mnie boleśnie w ramię: "No...". Wyładował całą złość za brak owacji. Po przedstawieniu mówi: "Chodź na wódkę do Wierzbickiego". Była to słynna knajpa, do której nawet Wieniawa dojeżdżał na kaczkę. Idziemy - teraz to "Gospoda nr 7" - Węgrzyn zagląda i mówi: "To już nie to - było, minęło". Ostro się upiliśmy. Upłynęło pół wieku. Nudzę się jako poseł w Sejmie. Miałem wystąpić w sprawie zrabowanych w Polsce dzieł sztuki. Niezbyt podniecające. Wziąłem więc stosowny tom "Potopu", znalazłem fragment, jak Szwedzi rabują Warszawę, i po prostu czytam z mównicy. Wysoka Izba wysłuchała z uwagą i obdarzyła mnie owacją. Większej nie miałem ani przy interwencji w sprawie Katynia, ani przy likwidacji cenzury. Po prostu Sienkiewicz stosownie użyty wzmocnił niesłychanie moją interpelację. Było to wtedy, kiedy wielka dama naszej sceny Nina A. nazywała mnie "dygnitarzem". Jeden z niewielu moich sukcesów politycznych. Cóż, było, minęło.

Telefon. "Tu Kancelaria Prezydenta Wałęsy". No, myślę sobie, order murowany. "Tu minister X. Chciałem panu serdecznie podziękować za wczorajszy wieczór. Byliście z Kaliną czarujący. Oglądałem powtórkę Lekarstwa na miłość". Było, minęło.

Na Miodowej zaczepia mnie pani w moim wieku. "O mój Boże, moja mama całe życie się w panu kochała. Umarła i zostawiła masę pańskich zdjęć, może bym je panu dała?". Podziękowałem.

Cóż, było, minęło.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji