Artykuły

Klęska obłudy

GENERALNY atak na zakłamanie - tak można streścić pobudkę pisarską Henryka Ibsena przy tworzeniu dramatu "Upiory". Oto fabuła sztuki:

Po zmarłym luminarzu został nie tylko syn z prawego łoża, lecz także córka ze związku pozamałżeńskiego, której dano inne nazwisko, żeniąc jej matkę z rzemieślnikiem, który na to przystał nie bez argumentu pieniężnego. Dodajmy, że wmówiono mu, a potem dziecku, że nie miejscowy luminarz, lecz jakiś cudzoziemiec był sprawcą. Słowem, podwójne kłamstwo. Strasznie dużo powikłań. Prawdę zna pastor, który woli fałsz niż publiczne zgorszenie i po swojemu ustawia hierarchię zła mniejszego i większego. Mało tego, łączy go związek uczuciowy z wdową po luminarzu, nie zrealizowany z pobudek dyscypliny obyczajowej. Wdowa Helena Alving poddała się tej dyscyplinie, choć nie bez oporu. Jednocześnie wmówiwszy sobie, że jest współwinna grzechu męża przez swoją oziębłość, zaopiekowała się nieprawym dzieckiem, ale nie na zasadzie praw równych z jej własnym. Stolarz (ojciec formalny) to poczciwina i marzyciel; jednocześnie wyrachowany tak, że nie wiadomo, czy więcej w nim poczciwości czy wyrachowania, a więc także obłudy.

Dziewczyna będąca przedmiotem metrykalnej manipulacji zbuntuje się wreszcie przeciw normom otaczającego świata, podczas gdy wdowa Alving będzie musiała dławić w sobie tragedię. O ile dla innych sytuacja jest różnie nasyconym dramatem, to dla niej jest tragedią. Nie tylko dowie się o bezsensie ułożenia sobie życia w sposób z pozoru słuszny, rezygnując z uczuć na rzecz porządku obyczajowego, ale jeszcze na dodatek zostanie okrutnie potraktowana przez los, niczym w tragediach greckich. Jej własne dziecko okaże się nieuleczalnie chore i to na skutek dziedzicznego obciążenia. Zatruty gen po ojcu wyidealizowanym, a nie wartym chwały i szacunku, wstępuje na miejsce starogreckiego gniewu bogów. Dramat graniczący z tą tragedią dotyczy skazanego na beznadziejną chorobę Oswalda; pełna tragedia dotyczy przeżywającej swoją klęskę Heleny Alving.

Mamy więc w sztuce elementy niespójne, gdy się nie wybrnie z ich pomieszania; zaś nadające się do zestrojenia kontrastowego, gdy inscenizacja i gra staną na wysokości zadania. Decydującym momentem jest finał. Jak wygląda realizacja?

Henryk Borowski występuje w roli Stolarza Engstranda, szarego człowieka czy człowieczka ze wszystkimi słabościami ludzkimi. Nie jest to rola ani na tragedię, ani na dramat; ma nawet akcenty komediowe, a przynajmniej mówiące o filozofii życiowej. Borowski ustawia tę postać rodzajowo i jest prawidłowy w tej obranej rodzajowości.

Edmund Fetting gra pastora Mandersa podkreślając konsekwentnie dramat człowieka uwikłanego w nieprawdę. Fetting włożył dużo dyskrecji i powściągliwości, żeby stworzyć postać wiarygodną. Inny dramat, głębszy, musiała przekazać Joanna Szczepkowska, pięknie wcielając postać Reginy, dziewczęcia, które wypowiada wojnę obłudzie.

Na innych nutach gra Cezary Morawski Oswalda, młodzieńca bez winy, na którego spadło przekleństwo za grzeszność ojca. Tragedia to czy tylko dramat? Może tragedia, ale z moralnym przejaśnieniem, uniewinniającym. Ustawmy sprawę na pograniczu dramatu i tragedii. Trudna sprawa. Morawski wychodzi z artystycznej opresji obronną ręką.

I wreszcie największą tragedię matki, która nie będzie mogła sobie wybaczyć, że nieprawidłowo ułożyła życie, wciela Halina Mikołajska, cyzelując i wycieniowując w sposób porywający przeistoczenia w świadomości, które następują w miarę odkrywania się przed bohaterką prawdy i klęski. Od niej najbardziej zależało, czy dzieło Ibsena odsłoni swoją głębię. Można rzec, że na tle dobrych i doskonałych kreacji swoich partnerów stworzyła rolę więcej niż doskonałą, bo przejmującą i wielką. Zaś końcowa scena z Oswaldem zamknęła temat jak arcydzielną klamrą. Ryzykowny tekst uczyniła przejrzyście jasnym.

NAPISAŁEM o tych rolach jako o wypracowanych przez artystów. Ich kreacyjny i koncepcyjny udział musiał być niemały, skoro firmuje przedstawienie... dwu reżyserów: Maciej Prus i Erwin Axer. Ten drugi okazał maksimum kultury reżyserskiej, żeby nawiązać do myśli inscenizacyjnej Prusa. Ale mając te dwa bieguny reżyserskie, artyści ze swojej strony musieli dołożyć tym więcej starań, by nie zaskrzypiała oś przedstawienia. Chwała im za to, szczególnie zaś Mikołajskiej, za psychologiczne pogłębienie zwieńczone porywającym finałem.

Scenografia Ewy Starowieyskiej przeniosła nas we właściwy klimat skandynawskiej surowości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji