Artykuły

IBSEN - dzisiaj?

"Upiory" Ibsena w Teatrze Współczesnym w Warszawie, w reżyserii podpisanej przez dwu wybitnych specjalistów: Erwina Axera i Macieja Prusa, stały się jedną z tych spóźnionych premier, które smutny sezon obecny odziedziczył po nieweselszym sezonie ubiegłym. Spadek minionego lata, więc w naszym przyspieszonym rytmie z czasu już dość odległego. Ale i ze sceny powiało czymś więcej niż retro. Umarły świat, umarłe obyczaje, umarłe układy międzyludzkie, umarłe wszystko, co tworzy społeczność "Upiorów".

Takie wejrzenie w przeszłość, która bezpowrotnie odeszła, taki wgląd w świat zupełnie obcy dzisiejszemu, mógłby zaskoczyć widza. Ale go nie zaskakuje, ponieważ jest dla niego jedną z wielu podobnych okazji. Nie szukając daleko, z Mokotowskiej blisko na Puławską, gdzie z cmentarzyska sztuk umarłych wygrzebano i zagrano mały utwór wielkiego pisarza Victora Hugo "Tysiąc franków nagrody". Sporo trafia się w polskich teatrach takich sztuk, oderwanych od polskiego sensu.

Budzi się więc refleksja: z jakiej racji widz polski 1981 kupuje jednak bilet i ogląda takie sztuki? Czy proste wyjaśnienie: po to, żeby się choć na parę godzin oderwać od codziennych udręk - może wystarczać? Film jako ucieczka w baśń, a teraz teatr w jego ślady? W każdym razie nie tylko dlatego, a już zwłaszcza wówczas, gdy oglądamy świat Ibsena i jego następców, koryfeuszy teatru mieszczańskiego. Wszystko w "Upiorach" umarło, bądź się całkiem przeobraziło, a przecież ci ludzie z "Upiorów" żyją, tak jak w Polsce żyje dulszczyzna i parafiańszczyzna, choć rodzina Dulskich odeszła i do głuchych zakątków dotarł telewizor.

Właśnie minęło równo sto lat od powstania "Upiorów". Długi żywot sceniczny, świetne tradycje, wielkie kreacje aktorskie. W "Upiorach" we Współczesnym godnie je podtrzymuje służebna wobec autora reżyseria, stylowa oprawa plastyczna Ewy Starowieyskiej, powściągliwa i mądrze przytłumiona gra Haliny Mikołajskiej jako wdowy Alving. W sumie powstał taki Ibsen, o którym możemy rozmawiać.

Zwracałem był kiedyś uwagę, że tego całego "dramatu rodzinnego w trzech aktach" w ogóle by nie było, gdyby medycyna za czasów Ibsena stała wyżej i umiała zlikwidować brzydką chorobę zmarłego kapitana Alvinga, która tak okrutnie zemściła się na jego synu. Ale pochwała osiągnięć sztuki lekarskiej XX wieku to w stosunku do "Upiorów" tani wybieg. Bo zwycięstwo salwarsanu, za czasu "Upiorów" leku jeszcze nie znanego tak samo jak penicylina czy różne antybiotyki, ma dla dramatu ludzi z "Upiorów" znaczenie formalne. I Prawdziwym bohaterem "Upiorów" jest bowiem problem moralny: mroczny purytanizm, który w tzw. nieczystości widział grzech śmiertelny, może najgorszy ze wszystkich i domagający się odstraszającej kary już tu, na ziemi, a nie dopiero na sądzie ostatecznym. Kapitan Alving, który zmarł otoczony szacunkiem i honorami, był w istocie straszliwym grzesznikiem, za którego winy płaci nieszczęściami cała jego rodzina. A na czym polegały zbrodnie nieboszczyka? Że nie dochowywał wierności surowo obyczajnej żonie, miewał miłostki, owocem jednej z nich była córka, którą wdowa po Alvingu przygarnęła i wychowuje pod swoim dachem, w roli ni to ubogiej krewnej ni to panny służącej. Potępienia kapitana-szambelana nikt nie ośmiela się podważyć.

Francuzi u schyłku tamtego wieku już się szykowali obrócić arcywiny Alvingów w temat komediowo-farsowy. Ale nie wszędzie rozkwitała słoneczna, płocha Francja. "Upiory" straszyły nadal. A może i dzisiaj straszną, choć zęby im spróchniały.

Moralność purytańska to nie tylko obsesja walki z nieczystością. To jednocześnie kraina obłudy, cały kontynent obłudy. Tę widział Ibsen przenikliwie i umiał ją pokazywać, jak choćby na przykładzie pastora Mandersa, jednej z obrzydliwszych figur w galerii postaci ibsenowskich. Obyczajowość się zmieniła, rytuały jedne pękły a inne rozluźniły uchwyty, ale obłuda pozostała, nadal toczy tkanki społeczne. Sytuacje i obyczajowość "Upiorów" mogą śmieszyć swoimi anachronizmami. Ale nie śmieszą.

Napisałem tę "lożę" w połowie października, a więc w pełni sezonu, który się rozkręca, rozkręca, a rozkręcić nie może. Frekwencja jest niemrawa i przygasa. Czy takie premiery jak "Upiorów", "Skiza", "Policji" poprawiają sytuację? Liczymy na "Ambasadora" Mrożka, ale czy jedna jaskółka zrobi spóźnioną wiosnę, nawet przy pomocy "Uciech staropolskich"? Ogromnie nam nie dogadza straszenie i "straszenie", więc i ja ani myślę "straszyć". Ale trudno się oprzeć wrażeniu, że test "Upiorów" czy nawet nowego "Kordiana" w Teatrze Powszechnym nie będzie testem pomyślnym. Obym się mylił. Oby jeszcze przed końcem 1981 roku sezon w teatrach (nie tylko warszawskich) spowszedniał, czyli znormalniał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji