Artykuły

Dlaczego Polacy zabijali Żydów. Horror i archetypy

"Nasza klasa" w reż. Ondreja Spišáka z Laboratorium Dramatu w Warszawie na XV Konfrontacjach Teatralnych w Lublinie. Pisze Grzegorz Józefczuk w Gazecie Wyborczej - Lublin.

"Nasza Klasa" jest ambitnym przedstawieniem, o którym długo będzie się dyskutować. Ale to wcale nie znaczy, że pomaga nam zrozumieć, dlaczego Polacy zabijali Żydów.

"Nasza klasa" to historia dziesięciorga uczniów jednej klasy w przedwojennej Polsce, Polaków i Żydów, oparta na wydarzeniach, do jakich doszło w Jedwabnem, gdzie 10 lipca 1941 roku Polacy zamordowali w okrutny sposób swych żydowskich sąsiadów. Na terenach dawnej wschodniej Polski nie był to odosobniony przypadek, znanych jest ponad pięćdziesiąt pogromów, do jakich doszło, kiedy w czerwcu i lipcu 1941 roku tereny te, wypierając sowietów, zajęły wojska hitlerowskie. Nie tylko pogromy, ale w ogóle Zagłada społeczności Żydów polskich była do lat 90. tematem przemilczeń z różnych względów, wśród których szczególny jest ten jeden - że także Polacy byli mordercami, a dla swych czynów szukali usprawiedliwienia np. zarzucając Żydom, że z powodu kolaboracji z sowietami sami są odpowiedzialni za zbrodnie NKWD na Polakach. Jednakże Polacy posunęli krok dalej i tak jak w Jedwabnem, własne zbrodnie przypisali Niemcom, z czasem święcie w to wierząc - nawet wówczas, kiedy prawda wyszła na jaw.

Jaki terror sprawił, że wciąż przez dziesięciolecia kłamali w tak oczywisty sposób, że wyparli z pamięci prawdę? Czy po prostu dlatego, że wcześniej ideologia totalnie zdominowała ich życie w warunkach dyktatury, a strach przed śmiercią zmieniał psychikę i pozbawił zdolności rozróżniania dobra i zła? Kiedy od lat 90. prowadzone są nieskrępowane badania, a zbrodnie te stają się tematem mediów, literatury i teatru, zagadka stłumionej pamięci o Zagładzie wcale nie staje się jaśniejsza.

Tadeusz Słobodzianek w "Naszej klasie" nie odpowiada na te pytania, po prostu opisuje, jak było. Jest bezlitosny, co więcej, swoich dziesięciu bohaterów konstruuje, jakby każdy z nich był syntezą wielu realnych postaci, kumulując zło w nich do entej potęgi. Zygmunt, patriota o przywódczych zdolnościach, donosi do NKWD i gestapo, gwałci żonę swego kolegi ze szkolnej ławki Menachema, pali ją i zabija jego dziecko. Kiedy uratowany przez Polkę Zośkę Menachem służy w UB, torturuje Zygmunta. Heniek, przyszły ksiądz, nie gwałci Żydówki, tylko pomaga kolegom trzymając ją za nogę...

Im bardziej Słobodzianek kumuluje i eskaluje w "Naszej klasie" zbrodnię i traumę, tym bardziej jego bohaterowie przypominają wypreparowane, wypolerowane szkielety. Słuchając jak niczym "duchy" opowiadają o swym życiu, rozumiemy, że to postacie tak naprawdę pozbawione autonomicznego, prawdziwego życia. Egzystują w okolicznościach, w jakie je wrzucił los, powielając zastane zachowania zbiorowości. To ludzkie kopie, kalki, manekiny - i dopiero Zagłada ukazuje ich prawdziwe oblicze. Jest to pokolenie stracone i im szybciej odejdzie, tym lepiej, bo żadna resocjalizacja ani edukacja już nie pomoże.

Cóż jednak ma nas dotykać w "Naszej klasie", poza perfekcją formalną, ułożeniem mrożącej krew w żyłach i sercach historii wedle dobrych figur stylistyczno-archetypicznych? Fakty z horroru, jakimi holokaust jest nafaszerowany? Czy raczej ukazanie niepojętej siły i potęgi zbrodni, wobec której mamy tak naprawdę dwuznaczne podejście: budzi nasze niedowierzanie i sprzeciw, a z drugiej - uwodzi?

Te płaskie postacie z dramatu Słobodzianka wcale nie muszą w wyobraźni widza rozwijać się w system pytań fundamentalnych ani skłaniać do głębszej refleksji. Szokują, rodzą najprawdziwsze zaskoczenie, że tak było, że "ludzie ludziom" i że musimy o tym pamiętać. Niestety, pozwalają widzowi zapomnieć, że prawdziwe ofiary, te z imienia i nazwiska i tak pozostaną niepochowane, nieopłakane, bo to jest niemożliwe.

Wytrawny reżyser Ondrej Spišák starając się ten trudny do inscenizacji tekst ująć w teatralne formy szedł po ostrzu noża unikając, poza kilkoma, przerysowań, banalizacji i publicystyki. Lecz to spektakl zimny jak lód.

Mamy prawo dopominać się, aby sztuka pomogła nam zrozumieć to, co niemożliwe do pojęcia. To nie znaczy, że Słobodzianek powinien biegać z kadziłem i wskazywać, gdzie są wartości i co powinniśmy robić tu, na Lubelszczyźnie usianej miasteczkami o polsko-żydowskiej przeszłości, za którą nikt wcale nie tęskni. Słobodzianek zawodzi nas, bo sam nie wie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji