Artykuły

Jedno pytanie do Jerzego Stuhra

- Zauważyłem że odkąd spróbowałem być reżyserem, dobrze mi się pisze, gdy mam wymyślonego konkretnego aktora. Bo wiem, jak on mówi, jak reaguje - i piszę konkretnie "pod niego" - opowiada JERZY STUHR.

Gdyby ktoś Pana znienacka zapytał, co jest najważniejsze w zawodzie aktora, to jaka byłaby odpowiedź?

- Zawsze taka sama, bo od lat mam przekonanie, że najważniejsze jest poczucie świadomości. Można zresztą eksperymentalnie zawsze sprawdzić ten stan świadomości. Wystarczy zatrzymać akcję na scenie - i każdy z aktorów musi wiedzieć i wytłumaczyć dlaczego w tej chwili stoi właśnie tu, dlaczego taki ruch wykonuje i czemu służy mimika, którą w tej chwili widać na jego twarzy. Do tego się dąży.

Pamiętam, jak przed laty, u Konrada Swinarskiego jeszcze, potrafiłem w każdym momencie określić swoją "pozycję", aż czasem był zły na mnie, że robię to za wcześnie. Wspominam np. próby do "Hamleta", gdzie miałem grać Horacego. Tak bardzo chciałem już to grać, bo tak świetnie miałem wymyśloną przez Swinarskiego każdą sytuację, że chociaż słów tekstu nie znałem jeszcze na pamięć, to cieszyłem się na świadomość każdego momentu.

Bowiem u aktora zawodowego świadomość jest najważniejsza. Czyli podporządkowanie wszystkiego, co wykonuje się na scenie, czy na ekranie, pewnej idei, na którą się umawiam z reżyserem. A więc również i na to jakie tematy, w jakiej scenie są poruszone i co ma z nich wynikać. Mnie to wystarczy. Oczywiście, są różni reżyserzy i różnie potrafią zdynamizować i rozwinąć obecność i świadomość aktora.

Fantastyczne jest np. to, że grając u p. Krzysztofa Zanussiego zawsze mogę liczyć, iż po każdym ujęciu, pan Krzysztof powie mi, co ja zagrałem. A ja mówię: panie Krzysiu, ale ja chciałem zagrać trochę coś innego. On wtedy na to: to tego nie widziałem. I wówczas ja sam chcę ukonkretnić, poprawić, uczynić moją reakcję bardziej wyrazistą i proszę o dubel. To według mnie jest najlepsza forma reżyserii filmowej i najlepsza forma kontaktu z aktorem.

Mówię to studentom: jest to działanie "dwustronne" - z jednej strony czujna świadomość aktora, ale z drugiej, reżyserska umiejętność zanalizowania i zinterpretowania wszystkiego, co się zobaczy. Bo to aktorowi daje najwięcej. Są oczywiście różne metody i różne formy współpracy reżysera z aktorem. Przypominają się tu słynne, wielokrotnie opisywane żarty Felliniego, który głosił, że kocha Mastroianniego, bo Mastroianni nie czyta scenariuszy i niczym nie obciążony, wykona wszystko, czego on od niego zażąda. Aleja myślę, że to były tylko żarty. Oni się po prostu znakomicie znali, byli to ludzie z tej samej generacji, z tego samego kręgu kulturowego, rozumieli się bez słów lub "w pół słowa".

A między np. Fellinim a Donaldem Sutherlandem były ciężkie boje. Opowiadano, że w czasie realizacji "Casanovy", w każdy dzień rano biegł Fellini z rozwianym włosem przez słynne studio nr 5 w Cinecitta i wołał: Weźcie go ode mnie, weźcie go, bo on znowu chce "motivation"! Bo tamten, Anglosas, musiał mieć motywację do każdego posunięcia postaci, do każdego momentu jej działania. Żądał więc naturalnej "pożywki" dla swojej świadomości. A Fellini to przecież malarz: tu przejdź, tu wyjdź - i powstaje wizja. Przy swoim malarskim talencie, zawsze malował swoje filmy. Ale, oczywiście, miał mnóstwo własnych kodów kompozycyjnych! Zależnych od filmu. Bo już w "Ginger i Fred", gdy trzeba było wykazać jakieś umiejętności taneczne, przeprowadzić jakąś grę uczuć, potrzebne mu było prawdziwe aktorstwo.

To już musiała mu zagrać Giulietta Masina i oczywiście świadomy i doświadczony Marcello Mastroianni. Jest na pewno szczęściem dla reżysera mieć własnych, tak zgranych z nim aktorów. To przecież przypadek nie tylko Felliniego, ale i Bergmana i różnych wielkich i mniejszych reżyserów. Konkretni aktorzy bardzo często pomagają reżyserowi już nawet na etapie scenariusza.

Zauważyłem to i na sobie, odkąd spróbowałem być reżyserem, że dobrze mi się pisze, gdy mam wymyślonego konkretnego aktora. Bo wiem, jak on mówi, jak reaguje - i piszę konkretnie "pod niego". A wtedy nawet nie jest tak niezmiernie ważne to "magiczne ustawienie kamery", które zawsze robi reżysera wielkim. Można to sprawdzić u Andrzeja Wajdy na planie: dla niego najważniejsze jest, gdzie postawić kamerę? Jak zobaczyć? Ale z drugiej strony, gdyby nie miał swoich aktorów, gdyby tak wspaniale się nie rozumieli, to czy wystarczyłaby tylko wizja?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji