Artykuły

A dla kogo ten spektakl?

Kuratorka i performerka Joanna Warsza za miała kiedyś pomysł na akcję artystyczną, w której krytyk teatralny, trochę na kształt komentatora sportowego, omawiałby na żywo spektakl i wyjaśniał sensy poszczególnych scen - pisze Paweł Sztarbowski w Metrze.

Z tego, co mi wiadomo, pomysł nie został zrealizowany. Wkrótce jednak może być tak, że komentator nie będzie już tylko artystyczną ekstrawagancją, ale wręcz koniecznością. Twórcy teatralni robią bowiem coraz częściej spektakle głównie dla siebie. A zdezorientowanym widzom pozostaje potem jedynie pytać w szatni: "Ale o co właściwie chodziło?" i upewniać się, czy tylko oni nic nie zrozumieli. To, że współczesny teatr coraz częściej próbuje działać przeciwko widzowi i poprzez zaskoczenie zastawia pułapki na jego przyzwyczajenia, nie jest niczym złym. Sztuka powinna wyciągać widza z kolein tego, co znane i zaakceptowane. Mam jednak nieodparte wrażenie, że spora grupa twórców zakłada, że im proponowany przez nich język będzie mniej zrozumiały, tym lepiej.

Jakie tematy chce się najczęściej w ten sposób przedstawiać? Egzystencjalny ból, kryzys kultury- kryzys podmiotowości, kryzys twórczy, świat na skraju przepaści, atrofia uczuć, brak silnej idei, cywilizacja śmierci... Można te dylematy mnożyć, mieszać, pokazywać ich różne odmiany Oczywiście waga tych problemów je wielka i niełatwa do wyjaśnień więc forma takich spektakli też musi być skrajnie wyrafinowana. Czyli nie może być w nich zwartej fabuły, z której jeden wątek przechodzi w kolejny, tylko raczej luźne ciągi obrazów, skojarzeń, odniesień. Im dziwniejsze są to zderzenia, tym oczywiście lepiej, bo poziom egzystencjalnego niepokoju wzrasta, a widz już sam nie wie, -jak się nazywa, więc możemy założyć, że pragmatyczny grunt pod snogami usuwa się mu niejako na-

turalnie. Dobrze też, żeby podział na postaci nie był zbyt wyrazisty, bo widz mógłby wyciągnąć zbyt proste wnioski. Zaleca się więc, by jeden aktor grał kilka postaci naraz lub żeby jedną postać rozbijać na kilku aktorów, nie różnicując ich zbyt mocno. Nadaje to spektaklowi rys tajemnicy i pasuje jak ulał do zaznaczenia kryzysu podmiotowości. Niezwykle pożądane są też wstawki taneczne lub obecność lalek i kukieł, bo zabieg taki świadczy o dobrze rozumianym łączeniu różnych dziedzin i w założeniu wyraża niewyrażalne, otwierając słynne metafizyczne szczeliny. Niezwykłym wzmocnieniem efektu mogą okazać się długie momenty ciszy i bezruchu.

W dobrym tonie jest również wszyć w spektakl fragmenty dzieła jakiegoś filozofa lub socjologa, żeby nie wyszło na to, że jedynie naiwnie odgrywamy jakąś sztukę. Bo przecież wiadomo, że takie zwykłe wystawianie dramatu uchodzi za obciach i rzecz kompletnie nietwórczą. Poza tym, samo wystawienie dramatu zmuszałoby do tego, by spektakl trwał zbyt krótko. A przecież widz nie zrozumie wszystkich dylematów estetycznych, jeśli posiedzi w teatrze krócej niż pięć godzin. Dobrze jest też, jeśli dobrze skrojona sztuka trafi (o cudzie) na warsztat, część scen powycinać lub przynajmniej poprzestawiać, by uruchomić również lewą półkulę mózgową widza i sprawić, że jego wyobraźnia będzie bardziej swobodna.

Kończy się to wszystko tak, że obie półkule pęcznieją z przegrzania, a odbiorca tej "sztuki" w duchu zastanawia się, czy pozostali rozumieją tak samo niewiele. W ten sposób teatr staje się niszową dziedziną, przeznaczoną dla garstki znajomków, którzy przyjdą, popatrzą, potem skomentują wszystko w odniesieniu do najmodniejszych teorii humanistycznych, pogaworzą coś, używając wysoce specjalistycznej terminologii. A już dzień po premierze widownia jest prawie pusta.

Jaki jest wniosek? Chodzi mi o staranie zbudowania wspólnej sprawy, która byłaby istotna również dla odbiorcy.

Idealnym przykładem reżyserów, którzy nie umizgują się do widza, ale proponują mu konkretny temat są dla mnie Jan Klata, Monika Strzępka i Barbara Wysocka. Prawdopodobnie wynika to z tego, że poruszają się w obszarze problemów, którymi żyją wszyscy, a nie jedynie wyrafinowane elity. Dlatego w ich spektaklach komentatorem staje się sam widz.

Na zdjęciu: "Trylogia" w reż. Jana Klaty, Stary Teatr, Kraków.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji