Artykuły

Kraków. Ludwik Jerzy Kern nie żyje

Wczoraj po południu w jednym z krakowskich szpitali zmarł Ludwik Jerzy Kern. W grudniu skończyłby 90 lat.

I tak zamknęła się kolejna karta z wielką legendą Krakowa. Bo choć ten poeta, satyryk, literat, tłumacz pochodził z Łodzi, tam przez ponad rok studiował w szkole teatralnej, choć kilka wierszy wydrukował tuż po wojnie w warszawskich "Szpilkach", to przecież cała jego kariera wiąże się z Krakowem. Ściślej z "Przekrojem". To w tym krakowskim tygodniku stworzył Kern jakże odrębny fenomen ostatniej strony. To w krakowskim Wydawnictwie Literackim wydawał kolejne książki. To w tym mieście, w Klubie Dziennikarzy, stał legendarny stolik, który otaczało grono z Ludwikiem Jerzym Kernem, Marianem Załuckim, Karolem Szpalskim, Witoldem Zechenterem, Julianem Jabczyńskim, Jerzym Skarżyńskim, Andrzejem Kurylewiczem...

To w Krakowie poznał aktorkę Martę Stebnicką; spędzili razem jako małżeństwo 56 lat. Pamiętam spotkanie promocyjne, w maju 2008 r., po wydaniu zbioru "Litery cztery - Ka E eR eN", podczas którego pp. Kernowie wyznali, że dzień wcześniej minęło 58 lat od dnia, kiedy się spotkali. - Był z tej okazji szampan, ale w małych ilościach - przyznali, prezentując pochodzący z roku 1950 lub 1951 r. wiersz wielce liryczny, wręcz miłosny, który - jak wyznała Marta Stebnicka - "był uprzejmy Ludwik Jerzy Kern przesłać do mnie".

Do Krakowa trafił Ludwik Jerzy Kern w 1948 r.; przypadkowo spotkany na Plantach Konstanty Ildefons Gałczyński zaprowadził go do "Przekroju", a naczelny Marian Eile od razu postanowił zatrudnić. - Siedziałem 54 lata (bez miesiąca) na jednym i tym samym stołku - jak powiedział mi Ludwik Jerzy Kern, komentując swój redakcyjny długi żywot.

Pisać zaczął wcześnie; miał 12 lat, gdy rymowanką na jednego z nauczycieli rozbawił klasę. Ale rozwinął swój talent satyryka, co to opisuje świat filtrując go przez błyskotliwy umysł i inteligentne poczucie humoru właśnie w "Przekroju", w którym publikował co tydzień wiersze, np. z serii "Gry i zabawy ludu polskiego".

Do masowego odbiorcy w Polsce dotarły piosenki Kerna: "Cicha woda", "Lato, lato", "Nie bądź taki szybki Bill" (z serialu "Wojna domowa").

Do świata, zwłaszcza młodych, dotarł książką "Ferdynand Wspaniały", z 1963 r., jakże wielokroć wznawianą. Bo też był absolutnym wielbicielem psów (zwłaszcza bokserów), co oddaje i ta - tłumaczona na niemal wszystkie języki świata, z japońskim włącznie - książka o przygodach Ferdynanda. Imię jakże nieprzypadkowe; wszystkie psy w domu pp. Kernów miały imiona na F.

Uzbierało się Panakernowych książek ponad 50, poczynając od "Tu są bajki", z 1953 r. Dorosłym ofiarowywał wiersze satyryczne, które nierzadko były "podglądaniem rodaków", jak zatytułował jeden z tomów, fraszki, skecze, powiedzonka, dzieciom wiersze i bajki, choć te z przyjemnością czytali i starsi. W ostatnich latach opublikował pełne urody opowieści "Moje Abecadłowo" oraz "Pogaduszki" (rozmowy m.in. z Marianem Eilem, z Jerzym Walldorfem, ze Stefanem Kisielewskim, z Tadeuszem Łomnickim), i urocze miniaturki, z "Przekroju" rodem - "O Wacusiu, czyli saga rodu Falczaków".

Gdy utracił swój "Przekrój", pojawiał się na łamach miesięcznika "Kraków".

A teraz my wszyscy utraciliśmy Ludwika Jerzego Kerna. I smutkiem ogarnięci, cóż możemy - wczytać się w jego wiersze, w których tyle radości, tyle pogody ducha, tyle afirmacji życia...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji