Artykuły

SYN SŁOŃCA

PODEJMUJĄC temat biograficzny, autor zawsze jest narażony na pretensje ze strony czytelników czy widzów, którzy mogą być niezadowoleni z proponowanego ujęcia i rysunku postaci. Ryzyko jest większe, im opracowywana postać jest bardziej znana i sławna. Napisanie powieści o mało znanym bohaterze np. powstania styczniowego nie wymaga liczenia się z opinią i utartymi schematami percepcyjnymi. Ale np. chcąc pisać o Norwidzie, Mickiewiczu czy Chopinie, trzeba przeniknąć nie tylko klimat epoki, poznać warunki, w których żyli, lecz również dobrze przyswoić sobie - choćby na podstawie dzieł, które pozostawili potomnym - ich psychikę, mentalność, a więc to, co jest najtrudniejsze do zdefiniowania i opisania. Dlatego tak często dzieła o wybitnych twórcach tchną nutą fałszu, nieprawdy wynikającej z uproszczeń i ujęć syntetycznych, nudą, nie są adekwatne z tym, co o bohaterze wie przeciętny czytelnik.

Stanisław Weremczuk tematem swojego dramaturgicznego debiutu uczynił Kopernika. Utwór pt. SYN SŁOŃCA został nagrodzony na konkursie olsztyńskim.

Przebogata postać stawnego Polaka zmusza każdego piszącego o nim do wyboru czy ograniczania się tylko do pewnych spraw z jego życia. Weremczuk w swoim biograficznych dramacie zawarł kilka różnych problemów. Jest tu mowa o społeczno - ekonomicznej działalności Kopernika na Warmii, o jego świadomej obronie praw Polski do tych ziem wobec krzyżackich zakusów, o jego możliwościach jako lekarza, o troskach sercowych, o problemach związanych z światoburczymi wynalazkami i inne. Powiedziałbym, że całe mnóstwo problemów. SYN SŁOŃCA Weremczuka nie wnosi - i chyba autor nie stawiał sobie takich celów - nowego spojrzenia na postać wielkiego astronoma. Tekst nie wykracza poza sferę informacyjną. Jest natomiast dobry pod względem językowym. Lekko stylizowany nie sprawia specjalnego wysiłku u słuchaniu dialogów, które są płynne, dojrzałe. Konstrukcyjnie słabsze są sceny polsko - krzyżackie oraz początkowa - spotkanie Kopernika z Warmiakami.

Obie uwagi można zresztą kierować pod adresem reżysera. Józef Jasielski w przedstawieniu lubelskim zaprezentował gromadę chłopów kompletnie ciemnych, wyjątkowo naiwnych, pozbawionych jakichś cech indywidualnych. Jedynym tu wyjątkiem będzie ten najbardziej oporny, który nie chce nic mówić, ani się ruszać - milczy i patrzy w jeden punkt. Ale i to nie zasługa reżysera, bo to statysta. Sceny polsko - krzyżackie mają trochę taki charakter czytanek dla grzecznych dzieci. Byli źli panowie, mieli zagarnąć naszą ziemię, nic już nie mogło jej obronić przed najeźdźcami i raptem przyszedł oswobodziciel i Krzyżaków przepędził. Monumentalne postacie Krzyżaków stworzyli: Ludwik Paczyński (Wolf) i Maciej Polaski (Albrecht), natomiast polskie rycerstwo reprezentują nerwowy, skaczący i poklepujący Kopernika Peryk w wykonaniu Waldemara Starczyńskiego oraz rotmistrz Słupecki w propozycji aktorskiej (nie do przyjęcia) Stanisława Jaskułki.

Może jednak wypada wreszcie powiedzieć parę słów prezentujących centralną postać - samego Kopernika. Gra go Roman Kruczkowski. Niejednolite wrażenia odnosi się obserwując jego grę. W początkowych scenach aktor - wydaje się - zbyt sprowadził Kopernika z pomnikowej powagi. Jego Kopernik rechocze przy lada okazji i poklepuje każdego po ramieniu. Nie jestem przeciwny zdejmowaniu nawet wielkich z piedestału, ale musi to mieć uzasadnienie. W przypadku Kruczkowskiego nie znajduje dostatecznie przekonujących ku temu powodów. Znacznie bardziej odpowiada mi już propozycja aktora w stosunku do Kopernika starca. Tylko że wtedy znowu Kopernik nie ma z kim gadać. Stanisław Stojko jako Wojciech, pomocnik uczonego, szarżuje jak najlepszy kawalerzysta (dziwne, bo aktor przecież służył w artylerii!), a w scenach ostatnich nieudolnie próbuje naśladować Aleksego. Natomiast Retyk Andrzeja Kowalskiego to wyjątkowo nieopierzone pachole, które w niczym nie przypomina człowieka w trudnych naukach astronomicznych startującego. Nie ma więc tu Kopernik partnerów.

Klamrowy pomysł ze snem na jawie Kopernika konstrukcyjnie klasyczny, ale chyba w sztuce stosunkowo słabo brzmiący i taki spoza marginesu akcji. Dobrze natomiast w nastrój sztuki wprowadzają prologi przed każdą z trzech części dramatu. Opracowanie muzyczne Jacka Popiołka wzbogaca klimat utworu, tak jak dodaje mu barwności scenografia Teresy Targońskiej.

Niemniej warto adresować do teatru lubelskiego słowa chwalby za wybór tytułu i autora. Sztuka wyjątkowo utrafiona w rocznicę kopernikowską, autor rodzimy, lublinianin debiutujący na scenie teatralnej. Sam fakt, że Stanisław Weremczuk podjął się tego tematu i to z ładnym skutkiem (II nagroda przy nie przyznaniu pierwszej) świadczy najlepiej o ambicjach i odwadze. A kiedy ich nie braknie i ryzyko milsze. Tym bardziej, że w przypadku SYNA SŁOŃCA nie ma czego się wstydzić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji