Artykuły

Płock. Wyborcza miłość do teatru

"Kulturalny rozwój Płocka" - pisze na swoich billboardach Mirosław Milewski. - A w teatrze nie był ani razu - komentują z przekąsem ludzie związani z płocką sceną. - Od czasu wielkiego remontu ani razu nie usiadł na widowni - o deklaracjach kulturalnych polityków pisze Milena Orłowska.

Mirosław Milewski zapewnia, że do płockiego teatru chodzi. Po zakończonym w 2008 roku remoncie był dwa razy. Znajomością repertuaru chwali się Wojciech Hetkowski. "Zabawy pod kocykiem" przechrzcił na... "Zabawy pod kołderką", a z dyrektora Marka Mokrowieckiego zrobił niezrównanego Mokronieckiego. Kilka słów wyjaśnienia - jest w Płocku coś w rodzaju podziału instytucji kulturalnych. Teatr Dramatyczny i Muzeum Mazowieckie utrzymuje Urząd Marszałkowski. Dlatego na ważniejszych premierach czy na obchodach Międzynarodowego Dnia Teatru w pierwszych rzędach zasiada często marszałek Adam Struzik. Kandydat na fotel prezydenta z ramienia Polskiego Stronnictwa Ludowego.

Płocka Galeria Sztuki, Płocki Ośrodek Kultury i Sztuki, Płocka Orkiestra Symfoniczna - tu pieniądza wykłada Urząd Miasta. Dlatego np. na ostatnim wernisażu (swe obrazy prezentował Piotr Naliwajko) głos zabierał prezydent miasta Mirosław Milewski. Kandydat Prawa i Sprawiedliwości.

- No i pewnie ze względu na ten podział prezydent do teatru nie zagląda - zastanawiają się nasi rozmówcy. - A może chodzi jeszcze o Bonieckiego?

To też ciekawa sprawa - na początku roku 2008 swe podwoje otwierał wyremontowany (za pieniądze Urzędu Marszałkowskiego) świeżo teatr. Perła miasta.

Tylko że jako pierwszy na scenę wyszedł nie zespół naszego teatru, a muzycy z warszawskiego Teatru Muzycznego Operetka (to także teatr marszałka, tyle że bez własnej siedziby). Grali przeboje Kiepury pod dyrekcją Jacka Bonieckiego. A Boniecki to persona non grata w płockim ratuszu. Jakiś czas wcześniej szefował Płockiej Orkiestrze Symfonicznej. Musiał odejść, bo magistrat zarzucił mu naruszenie obowiązku pracy, bałagan organizacyjny, niedociągnięcia kadrowe, rozrzutność.

Na uroczystej inauguracji fotele zarezerwowane dla ratusza świeciły więc pustkami. Z urzędu nie przyszedł nikt.

- I tak do tej pory. Prezydent do teatru nie zagląda. A teraz nagle "Kulturalny rozwój Płocka". Przecież teatr to część płockiej kultury, jedna z najważniejszych - kończą nasi rozmówcy.

- Którzy chyba byli na zwolnieniu lekarskim, kiedy w płockim teatrze byłem - odpiera zarzuty Mirosław Milewski. - Tak, już po remoncie. Dwukrotnie. Na czym? Nie pamiętam.

Milewski wyjaśnia: jego rzadkie wizyty w teatrze to wynik braku czasu. - Z tego samego powodu nie mogę uczestniczyć np. we wszystkich wernisażach Płockiej Galerii Sztuki - tłumaczy.

A "Kulturalny rozwój Płocka"?

- To oferta dla płocczan. Nie dla mnie - odpowiada.

Dwa razy na niemal trzy lata działalności teatru po remoncie, kilkanaście premier... W porównaniu ze statystycznym płocczaninem to i tak dużo. Ale jak na ojca miasta niewiele. Nie sposób nie zauważyć - Milewski teatromanem nie jest.

Dla równowagi - nie jest nim także Wojciech Hetkowski, kandydat SLD. Wprawdzie on sam na swojej stronie internetowej - w dziale "Co lubię" - podkreśla, że płocki teatr lubi za to "że jest", zdanie później okazuje się jednak, że to zwykła kokieteria. Hetkowski sypie jak z rękawa nazwiskami, tytułami...

Pisze np. że podobały mu się "Zabawy pod kołderką" (tylko że zapewne ma na myśli "Zabawy pod kocykiem"). Czy "Lovers Sante" (domyślamy się, że chodzi o "Lovers saute"). "A nad tym wszystkim czuwa niezrównany Marek Mokroniecki..." - pisze na koniec kandydat. Tu także małe wyjaśnienie - chodzi z pewnością o dyrektora teatru Marka Mokrowieckiego.

Na zdjęciu: "Zabawy pod kocykiem" w Teatrze im. Szaniawskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji