Artykuły

Czy Teart Wiczy zostanie w Toruniu?

- Jeżeli do końca roku nie pojawi się w Toruniu szansa na rozwój, będziemy musieli z naszymi poszukiwaniami miejsca wyjść poza miasto - mówi Romuald Wicza-Pokojski, założyciel Teatru Wiczy w rozmowie z Magdaleną Janowską z Gazety Pomorskiej.

Jak długo jeszcze Teatr Wiczy będzie toruński?

- Trzeba tu powiedzieć o dwóch rzeczach. Pierwsza to nasze chęci, marzenia - i tu nie ma terminu. Jest jednak również kwestia rozwoju teatru. Myślenie o jego dalszych działaniach wymusza na nas pewne decyzje. Jeżeli do końca roku nie pojawi się w Toruniu szansa na rozwój, będziemy musieli z naszymi poszukiwaniami miejsca wyjść poza miasto.

Teatr od półtora roku jest bezdomny.

- Wcześniej próbowaliśmy połączyć działalność teatralną i komercyjną. Prowadziliśmy scenę i bar. Tak było przez kilka lat i to się sprawdzało, choć w pewnym momencie koszty nas przerosły. Wiem, że w urzędzie miasta prawdopodobnie już podjęto decyzję o przyznaniu nam miejsca na siedzibę teatru. Prezydent podczas debaty w eNeRDe powiedział, że jest dla nas lokalizacja, wskazując na salę przy ul. Jęczmiennej 10. Nie mamy pisma, które potwierdzałoby tę decyzję, ale rozumiem, że słowo prezydenta jest ważniejsze od dokumentów. Ale teatr to nie tylko miejsce. Kwestia przyszłości Teatru Wiczy w Toruniu, wymaga szerszej rozmowy. Mam nadzieję, że przystąpimy do niej, jak tylko minie czas wyborczy.

Staraliście się o miejsce dla teatru w kamienicy przy ul. Podmurnej, którą miasto sprzedało kurii za 1 proc. wartości.

- Nie tylko my byliśmy zainteresowani tą lokalizacją. Nigdy nie mieliśmy aspiracji, by otrzymać jakiekolwiek miejsce na takich zasadach, nigdy nam też tego nie proponowano. Sytuacja z kamienicą przy Podmurnej rodzi pytanie, czy wszystkich mierzy się jedną miarą. Myślę, że nasza działalność pod względem zarówno artystycznym, jak i promocyjnym może być interesem dla miasta. My nie przychodzimy po prośbie, my przychodzimy z ofertą. W przyszłym roku teatr obchodzi 20 lat istnienia. Nasza grupa dużo w tym czasie zrobiła dla Torunia. Inicjowaliśmy tu bardzo wiele rzeczy prekursorskich, byliśmy operatorem jednego z większych festiwali plenerowych w kraju, miejsca, które tworzyliśmy, były odwiedzane przez wiele młodych osób, wszędzie, gdzie występowaliśmy, była mowa o tym, że Teatr Wiczy jest z Torunia. Myślę, że odegraliśmy pewną rolę w życiu miasta. I przez cały czas prosiliśmy tylko o jedno - aby to uszanować.

Ale tak nie było.

- Mam wrażenie, że gdzieś nastąpiła kolizja w porozumieniu. Dwa lata temu zmieniła się zasada użytkowania lokalu w Ratuszu Staromiejskim. Został on przekazany stowarzyszeniu, ale tylko do końca roku, w grę wchodziło jakieś 8 miesięcy. Wcześniej działaliśmy tam jako firma. Po zmianie czynsz został wprawdzie obniżony, ale wciąż był bardzo konkretny, my za to straciliśmy prawo do sprzedaży choćby połówki biletu. Chcieliśmy jednak działać dalej. I wówczas w jednej z toruńskich gazet ukazał się tekst na ten temat. W odpowiedzi prezydent napisał bardzo ostry list. Zostaliśmy w nim przedstawieni jako podmiot, który non stop domaga się czegoś od społeczności Torunia, a nie robi nic w zamian. Ręce nam wtedy opadły i od tego momentu relacje z magistratem się ochłodziły. Po tak mocnej wypowiedzi prezydenta, nam nie pozostało nic innego, jak tylko nie przyjąć piwnicy, w której był teatr, ponieważ poczuliśmy się - że tak powiem - wypchnięci z pociągu, którym jechaliśmy. A my nadal bardzo chcemy podróżować pociągiem z napisem Toruń.

Czuje się Pan niedoceniony w Toruniu?

- Zarówno ja, jak i teatr, mamy się dobrze. Wspomniałem zresztą o tym, że postrzegamy działalność Teatru Wiczy jako pewną ofertę dla miasta. Zdaję sobie sprawę, że można ją odrzucić. Chciałbym tylko, żeby wynikało to z głębokich przemyśleń, a nie decyzji pojedynczych osób. Nigdy nie chodziło nam o to, by się wyprowadzić z Torunia, bo to miasto uniwersyteckie, w którym rokrocznie pojawiają się osoby, które chcą poznawać, chcą uczestniczyć. Miasto ma też dobre położenie, co również jest dla nas istotne. Atutów jest wiele.

Ale podczas debat z udziałem środowisk kulturalnych powraca hasło "Toruń zabija", mówi się, że zniechęca młodych ludzi do tego stopnia, że wyjeżdżają. Zabija?

- Być może potrafi. Mój ogląd Torunia jest w ostatnim czasie inny - nie jestem w środku. Mam natomiast wrażenie, że zbyt wiele energii poświęca się tu na rzeczy oczywiste.

Na przykład?

- Choćby roczna rozmowa o tym, czy ma być strategia kultury czy nie. Albo stwierdzenie "nie będę rozmawiać o polityce kulturalnej, bo to mi się kojarzy z poprzednim systemem". Jak można coś takiego powiedzieć? Za dużo energii pochłania gadanie o tym, że trzeba rozmawiać. Trzeba tworzyć, trzeba iść do przodu. Ostatnie lata dla naszego teatru były stracone. Najeżyliśmy się, bo czuliśmy się niedoszacowani. Ale się nie obraziliśmy.

Właśnie w tym czasie odnieśliście wiele sukcesów, tyle że nie w Toruniu. Wasz spektakl ogląda teraz publiczność w Nowym Jorku.

- Nie potrafię do końca cieszyć tymi sukcesami. Ostatnie lata były dla nas gorzkie. Ale mam nadzieję, że impas się kończy.

Sala obiecana, co dalej?

- Cieszę się, że padła taka deklaracja, ale to nie jest pierwsze miejsce, które zostało nam obiecane. Liczę, że zostaniemy zaakceptowani jako stowarzyszenie, które robi teatr i to, co się z nim wiąże: edukację teatralną czy pracę na rzecz społeczności lokalnej. To jest nasza misja. Chciałbym, żeby przestano patrzeć na nas jak na tych którzy nie wiedzą, nie znają się na zarządzaniu, pozyskiwaniu środków, robieniu prawdziwej sztuki, na promocji i reklamie. Mogę zapewnić - my się znamy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji