Artykuły

Dziady

"Dziady" w Teatrze Narodo­wym! W jedenaście lat po wystąpieniu Dejmka, w pięć lat po odkrywczej insceniza­cji Swinarskiego - i tuż po kontrowersyjnych inscenizacjach Mrówczyńskiego i Brauna, a skandalizujących Baranowskiego i Zygadły... Hanuszkiewicza, jak nikogo przed nim w teatrze, zafascynowała grupa młodych wileńskich spiskowców, ich działalność społeczna i re­wolucyjna. W części pierwszej swo­jego tryptyku ("Młodość") starał się pokazać trzeźwe myślenie filoma­tów, którzy sprawę Polski rozpatrywali w kategoriach racji oby­watelskich.

W części drugiej (prezentując jedy­nie III cz. "Dziadów") chciał spojrzeć inaczej na ich działalność spiskową. Pi­sze w programie: "Dziady" jako zaszy­frowany przez Mickiewicza ślad przed-powstaniowego ruchu wolnościowego młodych na Wileńszczyźnie, nie są tyl­ko alergicznym odruchem poety, który do powstania nie poszedł. Stąd, jakby nie dość ich było w samych "Dzia­dach", dodatkowe trudności w realiza­cji teatralnej scen więziennych. Bo jak pokazać to, czego Mickiewicz nie mógł dopowiedzieć? I jak przy okazji przywrócić im żywą, młodzieńczą, pełną autoironii i sarkazmu twarz, tę twarz, którą tak często tradycja nasza ubiera w sentymentalny, martyrologiczny gry­mas. Żeby ich poznać bliżej przedsta­wiłem filomatów mówiących własnymi słowami w pierwszym moim "Mickie­wiczu", teraz przy "Dziadach" chciałbym zacytować w programie wybrane fragmenty ich więziennych grypsów, które przesyłali sobie przez mury bazyliańskich cel. Grypsy te ofiarowała Muzeum Mickiewicza prawnuczka Onufrego Pietraszkiewicza.

Istotnie, zamieszczone w programie grypsy to znakomity komentarz do działalności i sposobu życia młodych buntowników; opracowane i skomento­wane poszerzą naszą wiedzę o środo­wisku wileńskiej młodzieży z otoczenia autora "Pana Tadeusza". Rewelacyjne odkrycie archiwalne niewiele jednak jest w stanie zmienić w interpretacji samego arcydramatu Mickiewicza. Do­kładniej: żadne odkrycie tego typu nie podważy historiozofii utworu. I wizji pisarza, który podjął się nie tylko opo­wiedzieć dzieje prześladowań młodzieży na Litwie, ale również dał metaforycz­ny obraz świata, gdzie toczy się nie­ustanna walka i spór pomiędzy Do­brem i Złem. Służą temu: obrzęd po­gańskich dziadów, chrześcijańska symbolika, jasne i ciemne charaktery, a także przenikliwy obraz carskiego de­spotyzmu i tyraństwa, wyrażony w partiach Ustępu.

Genialność arcydramatu Mickie­wicza polega na tym, że wyrasta on z bardzo konkretnej, zgoła pro­wincjonalnej sprawy, uzyskuje ran­gę narodową i przekształca się w rzecz zgoła uniwersalną. Jest to ró­wnocześnie ogromna trudność do pokonania; stoi ona przed każdym inscenizatorem, skazanym na wy­bór materiału i sposobu przekaza­nia tej wielkiej wizji poety. Ha­nuszkiewicz przenosząc tylko część III "Dziadów" na scenę Teatru Ma­łego, wybrał świadomie, acz ryzy­kownie, miejsce gry wśród publicz­ności. I przegrał od razu to, co tak gorąco wykładał w swoich wypo­wiedziach przedpremierowych. Wy­baczyłbym mu niefortunny debiut w roli scenografa (np. irytujące na pustej scenie celki-ziemianki, wy­pełnione słomą, rażące w scenach Salonu Warszawskiego i Balu). Zgo­dziłbym się, chociaż z oporami, że zrezygnował z obrzędu na rzecz chóru i gregoriańskich śpiewów, wprowadzających nastrój modnych koncertów w zabytkowych kościo­łach. Że zeświecczył siły walczące o duszę i myśli Konrada na rzecz dość zwyczajnej religijności. Że skomponował śpiewny prolog z tekstów Ustępu, czym osłabił znacznie ostrość i gorycz wypowiedzi poety. Ale muszę wyrazić ogromne zdziwienie, że tak zepsuł sobie atutową scenę celi więziennej. Kompromitująco kiepskie aktorstwo młodych wykonawców zniweczyło wszystkie zamierzenia inscenizatora. Hanuszkiewicz popełnił już po raz drugi ten sam błąd, usiłując odmłodzić wileńskich spiskowców. A byli to przecież ludzie w pełni dojrzali. Dla przykładu: w chwili aresztowania Zan i Czeczot mieli 27 lat, Jeżowski i Pietraszkiewicz 30, a Mickiewicz 25.

Hanuszkiewicz chciał zrobić spektakl o świadomości młodych rewolucjoni­stów. Tymczasem młodych zabrakło również w Salonie Warszawskim; ich racje patriotyczne gdzieś zginęły w nie­zręcznych sytuacjach, narzuconych wy­borem miejsca gry wśród publiczności, jakże niedoskonałego w budowaniu ensemblowych scen. Także scena Balu, sekwencja wymagająca odpowiedniej przestrzeni, jest w tej inscenizacji ka­leka. Aktorzy skrępowani sztucznością sytuacji w jakiej muszą grać, poty­kając się o podesty, nie potrafili stwo­rzyć atmosfery oczekiwania, napięcia i grozy. Posługiwanie się taką a nie in­ną przestrzenią sceniczną doprowadziło do powstania zbyt wielu kalekich sytuacji. Ale nie tylko to. Brak temu spektaklowi przede wszystkim kreacji aktorskich. A rażąca pomyłka obsadowa (Jan Tesarz - Senator) skrzywiła relacje pomiędzy wieloma postaciami. Krzysztof Kolberger (Konrad), który wypisuje na wielkim murze-ścianie w polskim przekładzie (!) słynne Gustavus obiit... Hic natus est Conradus (je­dynie z dala dobiega śpiew z tekstem łacińskim) wiedzie wprawdzie jakiś spór, tylko nie bardzo wiadomo z kim i dlaczego. Ksiądz Piotr (Henryk Ma­chalica) jest zaledwie skupiony, a w scenie egzorcyzmów zatroskany, że Konrad ulega atakowi gwałtownej epi­lepsji i zawisa raptem na linie, niczym Mistrz u Jasińskiego pod kopułą cyrku w Teatrze STU (w inscenizacji "Mi­strza i Małgorzaty" Bułhakowa).

Wydaje się, że zamiast oglądać aktora wykonującego ruchy jak ko­smonauta w stanie nieważkości, należałoby go poprosić, by z sen­sem wypowiadał tekst, poparty od­powiednimi zadaniami aktorskimi. Powiem też coś, co zdziwi wielu, reżysera może najbardziej. Gdyby tak Adam Hanuszkiewicz w swojej inscenizacji zagrał Konrada (wiel­ka szkoda, że tego nie uczynił!), pracownicy teatru nie musieliby go podciągać na linie, a on nie potrze­bowałby machać nogami w powie­trzu. Bo jest osobowością aktorską. Potrafi tworzyć na scenie znaczące postacie bez przylepiania sztuczne­go nosa i bez fikania kozłów. War­to więc, przy okazji, uzmysłowić sobie, że nikt nie zdoła zbudować spektaklu "Dziadów" o znamieniu wielkości, jeżeli potężne charakte­ry wymieni na przeciętne postacie. Krzysztof Kolberger to zdolny aktor, ale Konrada w tej chwili grać nie powinien. Jest przecież tyle innych ról, w których mógłby sprawdzić swój talent. Chyba że pomniejszenie i skompromitowanie tej postaci było założeniem inscenizatora. Wtedy musiałbym odwo­łać swoje zarzuty wobec wykonaw­cy roli Konrada.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji