Artykuły

"Dziady" na małej scenie

Nie istnieje poemat dramatyczny "Dziady". Są dwa, a właściwie trzy utwory sceniczne, związane z woli autora wspólnym tytułem, przy czym ta "trylogia" słabiej jest połączona osobą jednego bohatera niż Trylogia Sienkiewicza Zagłobą czy Wołodyjowskim. Wola autora była suwerenna. Ugiął się przed nią Wyspiański - łącząc ogień z wodą, Guślarza z Senatorem, Gustawa z Konradem. Przycinał, przykrawał, ale zlepiał w jedną całość "poema" z "widowiskiem" i ze scenami dramatycznymi Części III. Za nim poszli inni. Także Schiller i Swinarski. Tylko Jerzy Kreczmar wyłamał się - spośród "liczących się" inscenizacji - spod moralnego przymusu i najpierw potraktował Część III "Dziadów" jako całkiem odrębny utwór dramatyczny (Teatr im. Wyspiańskiego w Katowicach), a obecnie, po kilku latach, pracuje nad zlepkiem "Dziadów" Części I, II i IV (Teatr Współczesny w Warszawie).

Nie ma co rozważać, jakie przyczyny skłoniły Mickiewicza, że "Dziady" pisane w Dreźnie podciągnął pod "Dziady" pisane wcześniej na Litwie i że "Dziadom" litewskim i polskim chciał jeszcze dodać dalsze "Dziady" francu­skie. Nic z tego nie wyszło. Musimy brać "Dziady" takie, jakie są.

Gdybym był reżyserem marzyłbym o własnej inscenizacji "Dziadów", jak będąc aktorem chciałbym zagrać polskich Konradów. I pewnie bym się zmagał z "Dziadami" nie raz jeden. Hanuszkiewicz dojrzał do "Dziadów" przez swe inscenizacje wielkiej klasyki narodowej, także przez swą "Młodość Mickiewicza", którą otwarł zamierzoną trylogię teatralną ("Młodość", "Dziady", "Wiek męski"). "Młodość" powitano różnie, obok pochwał stawiano sporo zarzutów. Było jednak pewne, że mamy do czynienia z niepospolitym czynem teatralnym.

Czy w przypadku "Dziadów" powtórzyła się ta sytuacja?

Twórcy teatralni nigdy nie próbowali inscenizować "Dziadów" "jak lecą", kierowali się zawsze zasadą wyboru. Hanuszkiewicz, reżyser o świetnej intuicji, dobrze o tym pamiętał. Miał zresztą zadanie ułatwione. Komponując swe wielkie widowisko "Mickiewicz'', zaliczył dramat balladowy i miłosny do epoki "Młodości". Stąd pole miał oczyszczone do "Dziadów Części III". Umarł Gustaw, narodził się Konrad. Cezurą stał się pobyt poety w Rosji, wyrwanie się na Zachód, powstanie i jego klęska. Przyszły sprawy - polityczne, narodowe - choć pozostał tytuł i wrócili jako tło filomaci, tyle, że teraz już stłoczeni w więzieniu, zbuntowani i rozpolitykowani.

Ale Mickiewicz nie byłby Mickiewiczem, gdyby i Części III nie rozdzielił na dwie płaszczyzny działania, mistyczną i ziemską. Anioły i diabły, złe i dobre duchy, widzenia, sny, proroctwa nadal mają udział w sprawie Konrada, choć nie są to już duchy ludowe, guślarskie, lecz widziadła intelektualne, literackie. Diabeł mówi ustami opętanego Konrada, że jest "Lukrecy, Lewiatan, Voltaire, alter Fritz" - taki diabeł cóżby miał do roboty wśród Gromady na zapadłej wsi litewskiej? Także Ksiądz Piotr, choć niby skromny braciszek, umie posłużyć się wymyślnymi przypowieściami, a w Widzeniu wyraża polityczną myśl Mickie­wicza. Na duchy z gminu tu nie miejsce.

I Hanuszkiewicz swoje "Dziady Część III" rozdwoił na "Dziady" mistyczne i ziemskie, rozdzielone przerwą. Współudział sił wyższych to cela Konrada, gdzie realne problemy, jakimi żyli, także w więzieniu, przyjaciele filomaci i filareci, przetworzą się w wielkie problemy Konrada i Księdza Piotra, a także w eteryczne Widzenie Ewy i w gruby, udiablony Sen Senatora.

Za to w drugiej części panuje tylko świat rzeczywisty: salon warszawski, bal wileński... Tutaj nawet nadprzyrodzoną śmierć Doktora tłumaczy Senator rozsądnie "prawami natury". Tutaj za to polityczna treść "Dziadów" dochodzi do pełnego głosu.

Nie ma "Dziadów" bez twórczej inwencji reżysera, a zarazem bez jego zasadniczego szacunku dla myśli i także dla scenicznego widzenia Mickiewi­cza. Hanuszkiewicz umie kreować romantyczne widowiska, umie też, jeżeli zechce, zharmonizować swoje widzenie z widzeniem autora, którego wystawia. W przypadku "Dziadów" - zechciał. Jego przedstawienie jest bardzo "mickie­wiczowskie" i w treści, i choć to może wydać się dziwne, w formie. Mickiewicz oczyma duszy widział "Dziady" na wielkiej scenie. Hanuszkiewicz wtłoczył je na małą scenę Teatru Małego. Dokonując tej ekwilibrystyki, co zyskał a co stracił?

Cały teatr w podziemiu stał się sceną, widzowie wrośli w dramat jak gromada w czary Guślarza. Co stracił? Przestrzenność sceny. Liczył się z tą stratą. Zapewne uznał, że blaski i złocenia, lustra, świeczniki, parkiety, podesty apartamentów Senatora, Sali Balowej, Salonu Warszawskiego można złożyć w ofierze tej wyższej spójni z widownią, którą chciał stworzyć. Czy mu się to udało? W znacznej, przeważającej mierze - tak.

"Dziady" na scenie stołecznej - to wielka odpowiedzialność. Artystyczna i ideowa. Hanuszkiewicz jej podołał. To rozstrzyga.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji